Na parkingu

11.10.2021

Czyta się kilka minut

Mimo że siedzimy zupełnie nieruchomo, w dość ponurym – rzec trzeba – nastroju, to i tak ślad węglowy, jaki zostawiamy, jest nader solidny. Oto bowiem widać, że nasza realna przygoda z szeroko pojmowanym Zachodem powoli i nieuchronnie się kończy. Zapewne w nieodległej przyszłości, jeśli z tej drogi nie zawrócimy, czeka nas długi postój gdzieś na obrzeżach świata, na zaśmieconym parkingu bez – delikatnie rzecz ujmując – infrastruktury, pełnym podobnych nam nieudanych prototypów narodowosocjalistycznych demokracji ludowych.

Powiedzmy sobie wprost, że tego, co teraz mamy, jeszcze w Polsce nie grali. To znaczy grali coś na podobną nutę, ale dawno i dlatego być może w przyszłym roku okrągła 250-letnia rocznica pierwszego rozbioru Polski będzie tu obchodzona bardzo hucznie. Ktoś niby trzeźwy parsknie teraz z politowaniem i powie, że przecież wyprawia się teraz klasyka pisowskiej zgrywy, że nie ma o czym mówić, że oni lubują się w tego typu scenopisarstwie i konstrukcjach nastroju, że właśnie po to czernią nam horyzont, żebyśmy się trzęśli, i że w zasadzie niczego poza tym nie potrafią.

Niestety, wszystko, co uważaliśmy za pisowską zgrywę i głupawą fantazję, weszło jednak w życie albo – popatrzmy – w pełnym wymiarze, albo w jego połowie, albo w ćwierci, albo w jednej setnej, albo w formie powiewu zaledwie bądź to przelotnego, ale charakterystycznego zapachu. Przyszedł czas, że optymiści i ludzie skłonni do wypierania złych wiadomości powinni sobie jednak teraz usiąść z kartką papieru, by zsumować i te ułamki, i te powiewy. Powinni owe zapachy nazwać. Wynik jest jednoznaczny, a suma ta jest imponująca. Tego się wyprzeć już po prostu nie da. Warto też rzec, że niemal wszystko, co pojawiało się przez lata w najczarniejszym szlamie prawicowego darknetu, w końcu wypływało, wciąż wypływa i zawsze w jakimś stopniu, raz mniejszym, raz większym, dostaje się do agendy głównego nurtu ichniejszej polityki. Widzi to każdy, kto od lat bacznie śledzi, co tam piszą i mówią. Wyjście Polski z Unii Europejskiej jest od bardzo dawna w tej stołówce daniem głównym i doprawdy kto za nie płaci, kto te talerze roznosi, jest oczywiście ważne, ale ważniejsze zdają się rzesze tych, którzy tę potrawę z przyjemnością spożywają, którym smakuje i którzy klaszczą na sam widok czapki szefa kuchni.

Wszystko to wydaje nam się oczywiście arcyponure i, rzecz jasna, wciąż się wahamy, czy pisanie o tym jest objawem jakichś zaburzeń hormonalnych, może egzaltacji, starzenia w utrzymującej się od lat niedojrzałości życiowej, przewrażliwienia, złego nastroju biorącego się zawsze z nudy, bądź czegokolwiek usprawiedliwiającego szkicowanie na czarno. To jest pytanie zawsze wstępne i ważne, bo znalezienie odpowiedzi ułatwia życie. No więc? Czy płacze, że nas wywalą z Unii Europejskiej bądź sami się z niej wypiszemy, a może już nas wywalili i już się wypisaliśmy – są solidnie uzasadnione? A może powinniśmy wziąć jakieś uspokajające tabletki, może winniśmy zażyć tabaki, może trzeba nam pójść do doktora, a może kupić sobie flaszkę i ją wytrąbić nad Wisłą? Bóg raczy wiedzieć.

À propos. Gdyśmy trąbili ostatnio flaszkę na ławce, nad Wisłą, przysiadł się do nas człowiek zupełnie nieznajomy, o bardzo ponurym obliczu. Taka bliskość jest zawsze krępująca, zwłaszcza teraz, w dobie epidemii, zwłaszcza w świetle naszych badań, wedle których 99 procent Polaków nie wie, czym różni się wirus od bakterii. No więc w takich okolicznościach prośba, by dać tzw. łyka, musi być przykra, musi się bowiem spotkać ze stanowczą odmową. Ale nie o to chodziło. Nieznajomy pomilczał i zadał nam pytanie znienacka i kompletnie niespodziewane: „Z jakimi krajami Polska utrzymuje stosunki dyplomatyczne?”. I tak sobie siedzieliśmy na ławeczce, w rześko smrodliwe popołudnie nad brzegiem Wisły, królowej rzek polskich, i liczyliśmy te kraje na palcach, rzecz jasna: jednej tylko ręki. Wynik był takoż odpowiedzią na wszystkie inne pytania o wielkość polityki uprawianej przez Jarosława Kaczyńskiego. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 42/2021