Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Och, nie tylko o mnie oczywiście. Ale może jeszcze parę osób też ma dość i robi to samo? Bo ileż razy jeszcze można oglądać te same twarze, słuchać polityków mówiących naraz po dwóch i trzech albo nieodpowiadających na pytania, tylko mnożących obraźliwe przymiotniki? Sądząc po zadowoleniu gospodarzy programów, to wszystko jest ich sukcesem, a nasze zniechęcenie to nasza prywatna sprawa. Ale trudno, nie zamierzam się poddać. Zwłaszcza teraz, w przedwyborczym okresie, którego gorączka zadziwia coraz bardziej, jakby chodziło o życie. Mogę więc nie oglądać i nie słuchać. Nie tylko z okazji jakichś wezwań do bojkotu. Z rozsądku. Z miłości do książek również.
Inna sprawa: tym razem z prostego poczucia przyzwoitości zamierzam bardzo starannie wyselekcjonować na karcie wyborczej w dniu 7 czerwca wszystkich kandydatów do Parlamentu Europejskiego, którzy na razie są czynnymi posłami i senatorami Rzeczypospolitej, i nie zagłosować na żadnego z nich. Mogą sobie być jak najbardziej atrakcyjni i zasłużeni, ale dopiero co ubiegali się z dobrym skutkiem o nasze poparcie do polskiego parlamentu. Otrzymali je i sprawują odpowiedzialny urząd, który wcale nie zakończył swojej pracy. A teraz im się odwidziało i już co innego jest ważniejsze? A dlaczego? Kto powie uczciwie, co nim naprawdę kieruje, gdy tak znowu czeka na nasze zaufanie i poparcie?
I jeszcze jedno. Wiem, że programy satyryczne nie są tak do końca serio. Ale podoba mi się z całą naiwnością podchwycić i z całego serca poprzeć jedną z rzuconych niedawno w takim programie propozycji. A mianowicie, by na żywo w telewizji i radiu transmitować nie owe największe kłótnie i awantury parlamentarne, tylko oświadczenia posłów z terenu (z reguły mało widocznych), dotyczące różnych wartych uwagi zjawisk lokalnych. Naprawdę wiedzielibyśmy wtedy nieco więcej o Polsce. Zresztą idę o każdy zakład, że bez przekazu na żywo przynajmniej do połowy obecnych awantur nie dochodziłoby w ogóle.
Śmieszna naiwność? Zapewne. Ale każdy z nas ma do niej prawo.
PS. Smutne wspomnienie z ostatniego dnia kwietnia: protestujący stoczniowiec okładający policjanta drzewcem flagi. Solidarnościowej?
Biało-czerwonej? Symbol, którego nie chcę przyjąć.