Na „nie”

Wiem, że to nie ma najmniejszego znaczenia, ale ilekroć postanawiam zrezygnować z dalszego ciągu telewizyjnego czy radiowego programu i wyłączam odbiornik, mimo woli myślę: jakby to było pięknie, gdyby redaktor programu o tym wiedział.

05.05.2009

Czyta się kilka minut

Och, nie tylko o mnie oczywiście. Ale może jeszcze parę osób też ma dość i robi to samo? Bo ileż razy jeszcze można oglądać te same twarze, słuchać polityków mówiących naraz po dwóch i trzech albo nieodpowiadających na pytania, tylko mnożących obraźliwe przymiotniki? Sądząc po zadowoleniu gospodarzy programów, to wszystko jest ich sukcesem, a nasze zniechęcenie to nasza prywatna sprawa. Ale trudno, nie zamierzam się poddać. Zwłaszcza teraz, w przedwyborczym okresie, którego gorączka zadziwia coraz bardziej, jakby chodziło o życie. Mogę więc nie oglądać i nie słuchać. Nie tylko z okazji jakichś wezwań do bojkotu. Z rozsądku. Z miłości do książek również.

Inna sprawa: tym razem z prostego poczucia przyzwoitości zamierzam bardzo starannie wyselekcjonować na karcie wyborczej w dniu 7 czerwca wszystkich kandydatów do Parlamentu Europejskiego, którzy na razie są czynnymi posłami i senatorami Rzeczypospolitej, i nie zagłosować na żadnego z nich. Mogą sobie być jak najbardziej atrakcyjni i zasłużeni, ale dopiero co ubiegali się z dobrym skutkiem o nasze poparcie do polskiego parlamentu. Otrzymali je i sprawują odpowiedzialny urząd, który wcale nie zakończył swojej pracy. A teraz im się odwidziało i już co innego jest ważniejsze? A dlaczego? Kto powie uczciwie, co nim naprawdę kieruje, gdy tak znowu czeka na nasze zaufanie i poparcie?

I jeszcze jedno. Wiem, że programy satyryczne nie są tak do końca serio. Ale podoba mi się z całą naiwnością podchwycić i z całego serca poprzeć jedną z rzuconych niedawno w takim programie propozycji. A mianowicie, by na żywo w telewizji i radiu transmitować nie owe największe kłótnie i awantury parlamentarne, tylko oświadczenia posłów z terenu (z reguły mało widocznych), dotyczące różnych wartych uwagi zjawisk lokalnych. Naprawdę wiedzielibyśmy wtedy nieco więcej o Polsce. Zresztą idę o każdy zakład, że bez przekazu na żywo przynajmniej do połowy obecnych awantur nie dochodziłoby w ogóle.

Śmieszna naiwność? Zapewne. Ale każdy z nas ma do niej prawo.

PS. Smutne wspomnienie z ostatniego dnia kwietnia: protestujący stoczniowiec okładający policjanta drzewcem flagi. Solidarnościowej?

Biało-czerwonej? Symbol, którego nie chcę przyjąć.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2009