Na barykadach z ulicy Żelaznej

Najstarsza uczelnia artystyczna na Węgrzech zbuntowała się przeciw próbie przejęcia przez zaufanych premiera Orbána. Niektórzy liczą, że to oni, młodzi, wybudzą kraj z apatii.
z Budapesztu

28.09.2020

Czyta się kilka minut

„Opowiadamy się za niezależnością naszego uniwersytetu”: okupowany budynek SzFE w Budapeszcie, wrzesień 2020 r. /
„Opowiadamy się za niezależnością naszego uniwersytetu”: okupowany budynek SzFE w Budapeszcie, wrzesień 2020 r. /

Przez lata Dániel Herczeg nie miał głowy do polityki; gdyby to od niego zależało, nie zajmowałby się nią także i teraz.

– Pracowaliśmy naprawdę ciężko, żeby dostać się na ten uniwersytet. Pragnęliśmy tworzyć sztukę. Rozmawialiśmy o niej każdego dnia. I chciałbym, żeby znowu tak było – mówi mi Herczeg, 27-letni student dramaturgii na Uniwersytecie Sztuki Teatralnej i Filmowej (SzFE) w Budapeszcie. – Jednak zostaliśmy postawieni w sytuacji, w której musimy ryzykować studia, żeby walczyć o naszą niezależność.

Rozmawiamy w kawiarni Lumen, dwie przecznice od sześciopiętrowego budynku SzFE, położonego w samym centrum węgierskiej stolicy. Od końca sierpnia budynek jest okupowany przez blisko stu studentów i wspierających ich nauczycieli. Sprzeciwiają się – jak mówią – siłowemu przejęciu szkoły przez nacjonalistyczny rząd Viktora Orbána.

Wejście do szkoły obklejono biało-czerwonymi taśmami – obok żółtych masek i rozcapierzonych dłoni z napisem „FREE SzFE” stały się one symbolami oporu artystów przeciwko zakusom polityków. Z drugiego piętra rozciąga się płachta: „Opowiadamy się za niezależnością naszego uniwersytetu”.

Protestujących wsparły gwiazdy kina europejskiego i amerykańskiego. A na miejscu, na jednokierunkowej ulicy Vas (Żelaznej), codziennie zbierają się grupki gapiów, którzy oklaskują zmieniające się co pół godziny straże, czyli studentów czuwających na daszku nad drzwiami.

Dziś trudno odtworzyć, kto wpadł na pomysł okupacji. Moi rozmówcy lojalnie powtarzają, że decyzja została podjęta kolektywnie. – Wszystko działo się bardzo szybko. Władza nie pozostawiła nam wyboru – przekonuje Herczeg.

Fundacja przejmuje uczelnię

W lipcu parlament – zdominowany przez Fidesz, partię Orbána – przegłosował ustawę, która przeniosła prawa własności nad uczelnią publiczną, jaką jest SzFE, na prywatną fundację. Takie rozwiązanie zastosowano już wcześniej wobec siedmiu innych uczelni.

Zmiany miały wejść w życie 1 stycznia 2021 r. Ale po tym, jak władze uniwersytetu poprosiły o wydłużenie tego terminu, Ministerstwo Innowacji i Technologii jeszcze go skróciło: do 1 września tego roku. Bez konsultacji powołano pięcioosobową radę fundacji. Ministerstwo przekonuje, że wszystko po to, żeby zlikwidować państwowy parasol nad SzFE i zreformować rzekomo przestarzały program nauczania.

Jednak społeczność uniwersytetu jest przekonana, że chodzi o narzucenie jej nacjonalistycznego programu i wychowanie kadr bliskich Fideszowi. Od zwycięskich wyborów przed ponad dwoma laty partia Orbána sukcesywnie przejmuje niezdobyte jeszcze obszary kraju, w tym właśnie szkoły wyższe, a także Węgierską Akademię Nauk oraz najstarszy informacyjny portal internetowy Index. Mało kto ufa zapewnieniom rządu, że w tym przypadku celem jest zwiększenie niezależności SzFE.

László Upor, dramaturg i prorektor SzFE ds. edukacji, twierdzi, że chodzi o pieniądze, władzę oraz o ambicje jednego człowieka. W systemie Orbána, podobnie jak w świecie Dona Corleone, bohatera „Ojca chrzestnego”, władza skupia się wokół silnych i lojalnych jednostek wyznaczonych do zajmowania się określonymi tematami – argumentuje Upor.

Kontroler z ramienia premiera

Caporegime Orbána, odpowiedzialnym za kontrolę życia teatralnego, jest reżyser Attila Vidnyánszky.

Obecnie stoi na czele albo działa w zarządzie sześciu różnych instytucji, w tym stołecznego Teatru Narodowego, Węgierskiego Towarzystwa Teatralnego (z którego wywodzą się osoby odpowiedzialne za rozdzielanie grantów dla twórców teatru), a także uniwersytetu w Kaposvárze, konkurującego z Budapesztem w kształceniu artystów. Nazywany „papieżem”, „mesjaszem”, „demonem”, „tytanem”, wzbudza lęk i niechęć dużej części środowiska artystycznego.

To właśnie on został wskazany na przewodniczącego nowej rady SzFE. Oprócz niego weszli do niej jego ludzie z Teatru Narodowego oraz przedstawiciele MOL-u, państwowego przedsiębiorstwa przetwarzającego ropę naftową i gaz ziemny.

– Vidnyánszky prowokuje silne emocje nie z powodu osiągnięć, lecz koneksji politycznych – mówi mi László Upor. – Poznałem go jakieś 30 lat temu, kiedy jeszcze był uroczym chłopakiem i pomysłowym twórcą.

Okupacja uczelni zaskoczyła i Vidnyán- szkyego, i przedstawicieli rządu, którzy unikają komentowania całej sytuacji. Natomiast Vidnyánszky mówi – i to dużo. Między innymi o tym, że studenci to bolszewiccy terroryści, oraz że za protestem stoją George Soros i międzynarodowe organizacje.

Dániel Herczeg zaprzecza, żeby dostawali jakiekolwiek wsparcie z zagranicy.

– Wszystkie dotychczasowe zawłaszczenia odbywały się łatwo, bez żadnego oporu – tłumaczy mi Ferenc Czinki, pisarz z Székesfehérváru w środkowych Węgrzech. – Zapomnieliśmy, jak to jest po prostu powiedzieć „nie”.

W końcu chodzi o najstarszą – bo założoną w 1865 r. – i najbardziej prestiżową uczelnię artystyczną na Węgrzech. Rokrocznie o przyjęcie na jedno miejsce najchętniej obleganych kierunków, aktorskiego i reżyserskiego, ubiega się ok. stu osób. Wśród absolwentów są takie postaci jak aktor Géza Röhrig (odtwórca głównej roli w oscarowym „Synu Szawła”), operator filmowy Vilmos Zsigmond i znani reżyserzy: István Szabó, Miklós Jancsó, Béla Tarr i Ildikó Enyedi, której film „Dusza i ciało” trzy lata temu zdobył Złotego Niedźwiedzia w Berlinie i nominację do Oscara.

Nowe pokolenie

– Jakkolwiek zakończy się okupacja, jestem przekonany, że dla tego pokolenia stanie się wydarzeniem formującym – zapewnia prorektor Upor. – Po raz pierwszy dotykają ich nagie, niemal totalitarne metody sprawowania władzy, która narzuca swoją wolę i nie zostawia przestrzeni na negocjacje. Po drugie, bo uczą się, jak się jednoczyć, działać solidarnie i angażować resztę społeczeństwa.

Najmłodsi studenci urodzili się pod koniec lat 90. i na początku nowego stulecia, i nie pamiętają życia innego niż pod władzą Orbána. To oni, oskarżani często o bierność i marnowanie czasu przy serialach i smartfonach, stają się inspiracją dla tych, którzy przez ostatnie 10 lat obojętnie obserwowali zacieśnianie uścisku Fideszu na niemal każdym aspekcie życia, w tym mediach, sądownictwie i instytucjach publicznych.

– Moje pokolenie jest stracone – komentuje z przekąsem 38-letni pisarz Czinki. – Moi rówieśnicy przystosowali się do życia w systemie. Wypracowaliśmy strategię cichego przetrwania, a nawet korzystania z niego. Tymczasem te młode dziewczyny i ci młodzi chłopcy są czyści, niewinni. Nie chcą niczego od systemu.

Dodaje: – Nie pozostaje nam nic innego, jak trzymać za nich kciuki.

Tych, którzy wierzą, że młodzi studenci wybudzą Węgry z apatii, jest więcej. Że jak inni artyści z przeszłości, np. XIX-wieczny poeta Sándor Petőfi – poległy w wieku 26 lat podczas węgierskiej Wiosny Ludów – rozpalą ogień, który przetoczy się przez cały kraj i doprowadzi do upadku starego systemu.

Tyle że oni wcale nie mają takich ambicji.

– Nie chcemy mieszać się do polityki. Właśnie o to w tym wszystkim idzie! – przekonuje Mihály Csernai, 23-letni student pedagogiki teatralnej i szef samorządu studenckiego SzFE. – Zależy nam wyłącznie na tym, żeby ochronić niezależność szkoły. Protestowalibyśmy, gdyby druga strona próbowała zrobić to samo.

Zapytany, czy nie boi się, że na proteście ucierpi jego kariera – bo może kiedyś przyjdzie mu współpracować w teatrze z Vidnyánszkym albo jego stronnikami – Csernai odpowiada: – Są ważniejsze rzeczy niż moja kariera. Na przykład to, jakim człowiekiem się stanę. I jak za parę lat będzie wyglądał system edukacji w naszym kraju.

Republika edukacyjna

Chyba odrobili lekcję z niedawnej przeszłości.

Nie jest tak, że przez ostatnią dekadę nikt nie buntował się przeciwko Fideszowi. Ferenc Czinki mówi, że on i jego koledzy napisali więcej petycji niż książek. Organizowano też demonstracje – i niektóre przyciągały dziesiątki tysięcy osób. Tyle że niewiele z tego wynikało.

Udało się w dwóch przypadkach: proponowanego przez rząd podatku od każdego gigabajta ściągniętego przez internautę (przeciwko któremu oprócz stolicy zbuntowała się prowincja), a także kosztownego pomysłu, żeby Budapeszt organizował w 2024 r. Letnie Igrzyska Olimpijskie. Władza wycofała się, bo protestujący trzymali się z dala od polityki – tak uważa Kornel Klopfstein, pracownik fundacji Open Society w Nowym Jorku.

W 2017 r. Klopfstein, wówczas doktorant Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego (CEU), był jednym z liderów manifestacji ulicznych przeciwko ustawie zmuszającej tę prestiżową uczelnię, ufundowaną przez George’a Sorosa, do opuszczenia Budapesztu. Protesty niewiele dały, dziś CEU ma kampus główny w Wiedniu.

Klopfstein mówi, że tamten protest „szybko zmienił się w forum eksponowania innych nadziei, w tym obalenia rządu”. Dodaje: – Z perspektywy czasu widzę, że to był prawdopodobnie jeden z naszych głównych błędów. Zbyt duże oczekiwania bez skupienia się na mniejszych, bardziej osiągalnych celach, prawie zawsze prowadzą do rozczarowania.

Teraz, w czasie protestu studentów SzFE, do rangi symbolu urastają wspomniane taśmy zaklejające wejście. Do historycznego budynku uczelni wstęp mają tylko osoby związane z uniwersytetem. Nie dostaną się tam nie tylko członkowie nowej – i nieuznawanej przez studentów – rady fundacji, ale także politycy (nawet opozycji) i dziennikarze.

Jak wygląda teraz życie wewnętrzne uczelni? Decyzje są podejmowane kolektywnie przez tzw. forum, składające się z przedstawicieli nauczycieli i studentów. Ci ostatni mogą być zwalniani z zajęć – ruszyły one na początku września, mimo braku porozumienia między uniwersytetem a rządem – jeśli w tym czasie wykonują zadania związane z okupacją, np. strzegą budynku z dachu, udzielają wywiadów albo dostarczają jedzenie. Szkoła nigdy nie jest pusta. Nawet po zajęciach pilnuje jej nocna zmiana.

– Nazywamy to republiką edukacyjną – tłumaczy Herczeg.

Czasami jest niemiło

Dla Dániela Herczega, tak jak dla wielu studentów, którzy przyjechali do kosmopolitycznego Budapesztu z konserwatywnej prowincji, okupacja niesie dodatkowy problem. Urodził się w Kecel, małym miasteczku w środkowych Węgrzech. Jego rodzice od lat wspierają Fidesz.

– Długo byliśmy w stanie zgodzić się, że nie zgadzamy się w wielu kwestiach. Ale ten protest wywołuje kolejne napięcia między nami – przyznaje Herczeg. – Czasami jest niemiło.

Jednak, bez względu na to, czy będzie musiał stawić czoło nowej radzie, czy własnej rodzinie, Herczeg czuje, że jest gotowy na długą walkę.

Jak mówi, walkę o podstawowe wartości i przyszłość swojego pokolenia: – Nawet do zimy. Żeby tylko nie odcięli nam prądu i ogrzewania. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 40/2020