Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bowiem ten wyrok przeszedł bez żadnego rachunku sumienia w opinii publicznej. Podobnie jak tegoroczny fakt, też zakończonej śmiercią, głodówki Rumuna w areszcie krakowskim, o czym alarmował "Tygodnik". Do dziś dnia nie znamy rezultatów śledztwa. A mamy przecież i Patronaty, i kapelanów więziennych, i organizacje obrony praw człowieka, prawda?
Mamy też ogromnie bujną łąkę moralistyki rodzinnej, a także kierunki studiów rodzinie poświęconych na uczelniach polskich. Ale tuż przed świętami Bożego Narodzenia można było przeczytać w jednej z gazet, że w tym roku jakoś mniej wychowanków domów dziecka zaproszonych będzie do zaprzyjaźnionych rodzin na wigilię i święta. A potem znowu któryś program radiowy przypomniał, że w standardowych "bidulach" do dziś przebywa ok. 25 tys. dzieci, a w rodzinnych domach dziecka, o ileż bardziej sprzyjających wychowaniu - tylko dwa tysiące, brak bowiem chętnych do ich prowadzenia (a może też nic ich nie zachęca?). Wcześniej czytałam komunikat budzący optymizm, że mianowicie program rządowy zakłada całkowitą likwidację domów dziecka w dotychczasowej postaci. I teraz nagle wydało mi się to tylko myśleniem życzeniowym...
Marcin Król w wydanej ostatnio "Autobiografii niepolitycznej" przypomina, że w archiwum macierzystego domu zmartwychwstańców w Rzymie spoczywają dotąd niewydane listy naszych największych poetów romantycznych. I dorzuca: "Kiedy w Bibliotece Czartoryskich czytałem listy i memoriały księcia Adama (...) często byłem pierwszy od półtora wieku, co sprawiało mi ogromną przyjemność, ale wprawiało też w zdumienie. Zdumienie to nie minęło, bo kiedy słyszę o pracach produkowanych przez historyków Instytutu Pamięci Narodowej, to wolałbym, gdyby ci młodzi stosunkowo ludzie, zamiast czytać rękopisy ubeckie czy esbeckie, czytali rękopisy Czartoryskiego, Kalinki czy Klaczki, które wciąż czekają na opublikowanie (...). Do dzisiaj nie ma historii polskiego dworku szlacheckiego ani polskiej parafii, nie ma historii chłopów ani mieszczan. Historia społeczna Polski (...) praktycznie nie istnieje. A tu ciągle słyszymy o roli pamięci historycznej (...). Najpierw trzeba mieć co pamiętać".
I faktycznie. Prezes Kurtyka (wywiad w "Dzienniku") zapowiedział ostatnio książkę "o opozycji przedsierpniowej w Gdańsku w świetle dokumentów SB" (podkr. moje). A pani Joanna Siedlecka właśnie wydała następną sensację opartą na lekturze dokumentów o współpracy z SB literatów peerelowskich. Widocznie tego właśnie łakniemy...