Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Oczywiście, muzyka klasyczna stanowi dźwiękowy wszechświat alternatywny, jednak teraz chciałbym odrobinkę zająć się muzyką bynajmniej nie klasyczną.
I na X-mas 2014 (jak to pięknie się skraca, cudnie sensy kastruje, wkrótce nadciągną XXX-mas) polecałbym dwa nazwiska. Wspaniała, boleśnie doświadczana przez życie postać, czyli śp. John Fahey. Wirtuoz gitary jako medytacyjne skrzydło muzyki bożonarodzeniowej (polecam od razu z wyprzedzeniem fenomenalnego Lorena Mazzacane Connorsa na Wielkanoc). W bardzo obfitej dyskografii gitarzysty znajduje się aż pięć albumów świątecznych.
Drugim alternatywnym muzykiem bożonarodzeniowym jest trzeci Amerykanin „w tym zestawieniu”, czyli Sufjan Stevens. Już nie tylko instrumentalnie, solistycznie gitarowo, ale zespołowo i wokalnie. Sufjan Stevens obdarzony został naturalną predylekcją do niezwykle ambitnych, wielopłytowych i wieloletnich projektów (próbuje na przykład stworzyć muzyczne albumy-portrety każdego ze stanów Ameryki Północnej). Regularnie przez kilka lat w grudniu zapraszał do siebie przyjaciół, aby w radosnej, niekrępującej atmosferze nagrać krótką płytę z muzyką świąteczną. Instrumentarium? Nietypowe dość. Przystępność i bezpretensjonalność? Ogromna.
John Fahey i Sufjan Stevens mogą stanowić mocne antidotum na wszystkie obowiązkowe christmasy. Warto rzucić uchem w okolicach cichej nocy, nie dać się karmelkowo rozwrzeszczanej nicości.