Muskuł pogardy

Ten tekst mógłby opowiadać o wstrzemięźliwości w łatwym osądzaniu innych, o ludzkiej wrażliwości i milczeniu w obliczu nieszczęścia. Ale nie opowie.

13.02.2012

Czyta się kilka minut

Ten tekst mógłby opowiadać np. o tym, jak w parku przy ul. Żeromskiego w Sosnowcu – jakieś 20 metrów od torów kolejowych, przy małym, ceglanym bunkrze, który wielokrotnie pokazywały wszystkie stacje telewizyjne – gromadzą się młodzi ludzie. Ktoś zapali znicz, postoi, pomilczy. Albo o młodej matce, która próbuje przyciszonym głosem wytłumaczyć kilkuletniemu chłopcu, skąd wzięła się ta góra kolorowych maskotek poustawianych na przybrudzonym śniegu.

1

Ale równolegle toczy się w tym samym miejscu inna opowieść: bardziej wyrazista, lepiej widoczna i słyszalna. Wystarczająco donośna, by nie dać się odgłosowi przejeżdżających co kilka minut pociągów; tak wytrwała, że za nic ma kilkunastostopniowy, lutowy mróz.

– W sobotę tu już byłyśmy, pani, to pełno kamer telewizyjnych było. Tam był ten dołek, to do tego dołka- śmy zaglądali. Tam, jak ta jasna dykta teraz leży.

– Kochana, ja miałam dziewiętnaście lat, jak urodziłam, i musiałam sobie radzić.

– Co ona teraz opowiada, że wypadek? Jak się sąsiadce dziecko zachłysnęło, to ona krzyczała, wrzeszczała na tej klatce o pomoc, tak że zaraz pogotowie było.

– Tutaj stał wczoraj z dzieckiem maleńkim facet, to mówił, że tak samo mu dziecko wypadło i uderzyło głową. I nic mu się nie stało. Więc jej dziecko też musiało żyć, a ona nie lekarz, więc niech nie mówi.

– Matka wyrodna. Takie nie wiadomo co.

– Na internecie jest, jak się pobierali. Takiego ślubu to świat nie widział! Suknię miała w kwiatki, różową, białą, ale te czarne kokardy? No i ta młodzież z pistoletami, w moro jakieś poubierana? Dlaczego z tą bronią stali? Po co im to moro?

– Ona w ogóle ino na balety chodziła. Widziała pani zdjęcia w gazecie? Oni się interesowali sektą, wilkołakami.

– On nawet maturę o wilkołakach pisał!

– Bo oni sami są jak wilkołaki, i kto wie, czy tego dziecka wilkołakom nie poświęcili.

– On sobie zdjęcia robił na cmentarzu żydowskim. I oczy do tych zdjęć robił takie dziwne. A ta sekta była jakoś na „l”, Ligana, czy jakoś tak.

– Psycholog mówił w telewizji, że szok poporodowy trzyma nawet rok, ale ja nie wiem, czy on tak długo może trzymać. Raczej nie, poza tym rodzina jeszcze jest, to rodzina powinna zobaczyć, co się święci.

– Chodzi o jedno, pani, że ona tak całą Polskę oszukiwała. Dobrze Rutkowski powiedział.

– Powinni ją teraz łańcuchami powiązać i wlec po tym śniegu, niechby zobaczyła. Ale nie, zobaczy pani, jak ona się pięknie wywinie, w zawieszeniu wyrok dostanie.

– Dożywocie powinna mieć jak nic! Bo co, wyjdzie, znowu urodzi, i tutaj przyniesie? Dobrze, że jej z tego aresztu nie chcą wypuścić, bo by tu ludzie sami porządek zrobili.

2

Opowieść spod bunkra w sosnowieckim parku to coś więcej niż kakofonia monologów, suma pojedynczych głosów. Każdy z nich czerpie swoją siłę z pozostałych, wzajemnie się napędzając: jeśli o sprawę Katarzyny W. spytać na osobności, zaraz pojawią się wątpliwości, pytania, wahania.

– Tak twierdzą ludzie, ale ja nie wiem, jaka jest prawda – mówią „na stronie”.

Skąd więc potrzeba linczu?

– Pewnie już w czasach jaskiniowych, kiedy ktoś zatłukł kogoś innego maczugą albo tylko pojawiło się takie podejrzenie, zaraz zjawiali się jacyś ludzie, którzy co prawda tego nie widzieli, ale mieli gotowe wyjaśnienie – mówi Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psychoterapeutka. – Rządzi tym jakoś uzasadniona, choć przecież infantylna potrzeba natychmiastowego porządkowania świata, którym rządzi chaos. Pojawia się jakaś luka, którą chcemy szybko wypełnić. Te puzzle muszą jak najszybciej utworzyć całość.

– Dodatkowo ważne jest słabe poczucie wartości, kompleksy, brak dumy z bycia sobą, które charakteryzują nasze społeczeństwo – dodaje psychoterapeutka. – To poszukiwanie winnych za pomocą ukrytych wyjaśnień, jakichś szumów, smrodów, dodatkowych znaczeń. To jakiś muskuł szybkiego pogardzania, nieufności, która rodzi potępienie. Ten muskuł mamy świetnie wyćwiczony.

3

Można by – snując dalej opowieść o zbiorowym przeżywaniu dramatu w Sosnowcu – napisać o psychologach, psychiatrach, terapeutach, dziennikarzach, którzy nawoływali przez ostatnie tygodnie do ostrożności w sądach. Przede wszystkim – mówili – niewiele jeszcze wiemy, a zarzuty prokuratorskie wobec Katarzyny W. dotyczą jedynie nieumyślnego spowodowania śmierci. Nie, nie chodzi o obronę matki Madzi, „robienie z niej świętej” (i taki zarzut pojawił się na jednym z blogów w odpowiedzi na co bardziej wstrzemięźliwe głosy), ale o ostrożność w ferowaniu werdyktów. Może – pisali niektórzy komentujący – wyrachowanie, ale może jakieś trudne do wyobrażenia emocje czy niepojęty szok? Nie takie tajemnice kryje w sobie przecież ludzka psychika.

Można by z tej okazji przywołać postać księdza Jarosława Kwietnia, rzecznika sosnowieckiej kurii, który powiedział dziennikarzom w parku przy Żeromskiego, że niektórzy odwiedzający to miejsce powinni mniej mówić. „Osądy, słowa, które padają na miejscu znalezienia dziewczynki, są często bardzo skrajne, bardzo krzywdzące dla całej rodziny dziecka” – powiedział ks. Kwiecień.

Można by też przypomnieć wypowiedzi prof. Zbigniewa Mikołejki, religioznawcy, który bodaj jako pierwszy nazwał atmosferę wokół rodziców Magdy linczem. Linczem – dodawał – wynikającym z poczucia winy, którą chcemy przenieść na kozła ofiarnego.

Tyle że w medialnych przekazach lepiej słychać i widać inną opowieść. To świat krótkich i rozstrzygających sentencji, telewizyjnych „setek”, sporządzanych na prośbę dziennikarzy „portretów psychologicznych”.

O ojcu:

„Wątpię, by nie wiedział o całej sprawie” (to jeden z wypowiadających się w TVP Info psychiatrów, chwilę po tym, jak runęła wersja o uprowadzeniu Madzi).

„Ojcowie tak nie przeżywają tragedii. (...) Widzę młodego człowieka, w którym jest tyle ciepła, co w otwartej zamrażarce. On mówi np., że nie można kogoś przestać kochać po 3 dniach, a jednocześnie o pogrzebie swojej maleńkiej córki mówi, że to będzie sprawa tylko formalna” (znana z telewizyjnych ekranów pani psycholog, dla dziennika „Fakt”, cytat ze strony internetowej).

O matce:

„Jak ona to mogła zrobić! Ona nie kochała Madzi. Chciała jej się pozbyć. Miała serce z kamienia” (znajoma Katarzyny ze wspólnoty „Dzieci Maryi”, dla „Faktu”).

„Według mojej oceny matka Madzi wygląda na psychopatkę. Moją uwagę zwróciły pierwsze jej występy medialne, kiedy zakrywała twarz. Matka, której dziecko zaginęło, raczej myśli o tym, co zrobić, żeby je odnaleźć, a nie martwi się, czy pokazywać twarz. Widać też było niespójność języka niewerbalnego” (Krystyna Kmiecik-Baran, psycholog, prorektor Kaszubsko-Pomorskiej Szkoły Wyższej).

I nieco dalej (ta sama autorka): „W świetle ustaleń zespołu Rutkowskiego sprawa wygląda wręcz na zabójstwo”.

Czy psychologowi wolno formułować tak radykalne tezy? W dodatku tylko na podstawie przekazów medialnych?

– Może i za szybka ocena, ale takie miałam myśli. Poza tym zachowania, które obserwowaliśmy, są jednak typowe dla osobowości psychopatycznej. Jeśli chodzi o portrety psychologiczne, robi się je przecież nawet po czyjejś śmierci. A obraz medialny to nie jakieś science-fiction, to nie media wymyśliły, że matka nie udzieliła dziecku pomocy – tłumaczy „Tygodnikowi” Krystyna Kmiecik-Baran.

4

Dzwoni dziennikarz z prośbą o portret psychologiczny postaci znanej od kilku dni z mediów. Podejmuje się pani? – pytam Ewę Woydyłło- -Osiatyńską.

– Nie, i to nawet gdybym zasiadała w jakimś jury i miała możliwość porozmawiania z tą osobą przez godzinę. Oczywiście, mamy prawo do swoich wniosków, również publicznie wypowiadanych, ale na pewno nie do werdyktów. W werdyktach trzeba posługiwać się tym, co wiemy na pewno, a nie tym, co jest za wielokropkiem i co wychodzi z naszej głowy. Poza tym w tych portretach są często mylone pojęcia. Nie ma w diagnostyce czegoś takiego jak „psychopatka”. To określenie potoczne, w dodatku silnie stygmatyzujące.

Czego brakuje w publicznych rozważaniach o „sprawie Magdy”?

– Zapłakania nad losem rodziców, nie tylko dziecka. Również jakiejkolwiek refleksji nad tym, jakie znaczenie ma fakt, że wypadek zdarzył się właśnie kobiecie. Z jednej strony mamy młodą, nieprzygotowaną do macierzyństwa dziewczynę, a z drugiej społeczeństwo, które domaga się, by kobieta dążyła do ideału. Ten ideał to w naszej kulturze wzorzec Matki Boskiej, i to do niego ma się zbliżać kobieta. Oczywiście nie spotkałam nigdy nikogo, kto w gabinecie powiedziałby mi na ucho: „O niczym nie marzę, tylko być jak Matka Boska”, ale byłam świadkiem wielu sytuacji, w których kobieta naruszała jakąś społeczną normę, np. spóźniała się do przedszkola, i spotykała się z oburzeniem, które nigdy nie spotkałoby w podobnej sytuacji mężczyzny. Mit idealnej kobiety, matki, to dla mnie bardzo ważny element publicznego linczu na Katarzynie W.

5

Można by – opowiadając o emocjach wokół sprawy Madzi – wrócić pod bunkier w sosnowieckim parku przy Żeromskiego, gdzie jeszcze w ubiegłym tygodniu gromadziły się tłumy (pewnie wypadałoby zapytać o sens tworzenia takich miejsc, ale to zupełnie inna historia). Zauważyć autentyczne przejęcie ludzi, osobiste „listy”, laurki stworzone niepewną kreską zapewne przez kilkuletnie dzieci.

Tyle że – znowu – po oczach bije coś innego, nawet jeśli w tym pejzażu zbiorowej żałoby stanowi margines. To powsadzane między znicze, modlitwy i laurki „listy od Magdy”.

– Proszę – zachwala pani z pierwszego rzędu, schylając się do jednej z kartek – jakie zdolne poety, jak pięknie piszą, jak trafnie, a do tego z rymem.

Rymują np. tak: „Tu ukryta była Magdusia, którą zabiła mamusia / Teraz idzie do nieba, zbrodniarki już jej nie trzeba / Wychowują ją w niebie anioły, a matkę więzienne padoły”.

Albo tak: „Załóżmy, że mnie upuściłaś, czemu po pomoc nie zadzwoniłaś / Byłam twoją córką jedyną, a ty mnie z gruzu przykryłaś pierzyną / I choć byłam jeszcze taka mała, piekło mi zgotowałaś / Teraz mnie nie ma, i już nie będzie, wyrzuty sumienia dopadną cię wszędzie / »Mamusiu« – nigdy tak nie powiem do ciebie, bo z anielskim chórem będę w niebie”.

I jeszcze jeden: „Zgnijesz w więzieniu. Magda”.

Tak właśnie – nie mają wątpliwości żałobnicy z sosnowieckiego parku, autorzy „listów od Magdy” – przemówiłoby teraz półroczne dziecko do Katarzyny W.

6

Co powiedziałaby ona sama, gdyby mogła cokolwiek powiedzieć? Że była przerażona macierzyństwem, jeszcze niegotowa? Że wszystko wydarzyło się za wcześnie? Że wokół brakowało wsparcia?

Była (jest) rodzina, ale – wiemy to z wielu relacji – pojawiały się w niej od dawna pęknięcia. Pracowicie powiększane już po tragedii przez prowadzącego sprawę Madzi detektywa Rutkowskiego: już po zamknięciu Katarzyny W. w areszcie Rutkowski zorganizował konferencję prasową z udziałem męża i teściowej (przekaz był wyraźny: troskliwa, dobra rodzina jego, mniej troskliwa, gorsza – jej).

Była – tak się zdawało – cała masa życzliwych ludzi naokoło, którzy po zgłoszeniu porwania ruszyli do poszukiwań i rozwieszania plakatów. Ale już kilka dni później nie zabrakło głosów: jak mogła tak tych ludzi oszukać? marnować ich czas? pieniądze na dwadzieścia tysięcy plakatów?

– Czy gdyby się nawet okazało, że ta kobieta jest winna, ci ludzie nie pomagaliby szukać dziecka? Nie rozwieszaliby plakatów? – pyta Ewa Woydyłło-Osiatyńska.

Były w życiu Katarzyny wspólnoty katolickie. Choćby „Tebah” z siedzibą w nieodległej od Sosnowca Czeladzi, której organizatorzy sami jakiś czas temu stali się obiektem linczu. Na stronie internetowej wspólnoty jeszcze kilka tygodni temu był telefon koordynatorki Moniki Wody. Zniknął, gdy gazety doniosły, że do wspólnoty należała Katarzyna (głosy „w sprawie Madzi” zdarzały się nawet w nocy).

Pozostał na stronie adres e-mail. Więc „żałobnicy” uprzejmie pytają:

„Do jakiego Boga się modlicie?”

„Jesteście sektą?”

„Jakich to ludzi hodujecie, skoro są zdolni do mordowania?”

„A dziecko oddaliście na czarną mszę?”

– Dobrze by było, gdyby ludzie czcili pamięć Madzi, a nie linczowali Kasię – mówi spokojnie Monika Woda. – Nie, sama na miejsce koło bunkra w parku nie pójdę. Po pierwsze z obawy, po drugie dlatego, że mogłabym się pokłócić z kimś, kto ma zbyt proste wyjaśnienie dla tej tragedii.

W „Tebah” Katarzyna W. była przez kilka lat. Jak mówi Monika Woda, odeszła jakieś dwa lata temu, ale jeszcze niedawno zdarzało jej się odwiedzać Czeladź. – Pamiętam ją jako osobę spokojną, niekonfliktową. Jakoś nie odnajduję jej w tych opisach, które pojawiają się w mediach czy w internecie.

Czy wspólnoty, do których należała Katarzyna W., w jakimś sensie zawiodły? Coś przeoczyły?

– Często jest tak, że jeśli ktoś nie chce dzielić się swoimi problemami, trudno je samemu wychwycić – mówi Woda. – Kilka miesięcy temu Kasia przyszła, ale chwilę potem powiedziała, że już musi wracać do Madzi. Pomyślałam, że to fajna, troskliwa postawa. Tak, na pewno wszyscy, nie tylko we wspólnotach, coś przeoczyliśmy.

7

Kim są „wszyscy”? Na czym polega „przeoczenie”?

– Jest takie afrykańskie powiedzenie, po polsku brzmiałoby: „Aby wychować dziecko, potrzebna jest cała wioska” – mówi Ewa Woydyłło- -Osiatyńska. – Powstają książki, prace naukowe na temat wychowywania dzieci, ale nikt chyba nigdy nie powiedział na ten temat niczego mądrzejszego. Ta „wioska” to umowny termin na określenie nas, ludzi dookoła, którzy czujemy, że to dziecko biegające w pobliżu na podwórku też w jakimś sensie do nas należy. Tyle że dzisiaj większość dzieci wychowuje się już w zupełnie inny sposób. Nawet szkoła, przedszkole, zdają się mówić: „To nie nasze dziecko”.

– Wydaje się, jakby ta dziewczyna żyła sama na bezludnej wyspie – dodaje psychoterapeutka. – Ale przecież okazało się, że są tysiące wpisów w internecie, komentarzy, reakcji. Więc to nie była żadna bezludna wyspa, tylko wyspa obcego plemienia, które teraz ostrzy sobie zęby, zaciska pięści i szykuje się na lincz. Dlaczego? Bo ktoś próbuje zepsuć jego wizerunek.

8

Można by na koniec opowiedzieć o wyczuciu tej trudno uchwytnej relacji między tym, co pojawia się w telewizorach, na łamach gazet, co wychodzi z ust ekspertów, a tym, co mówią ludzie. Na przystanku w Sosnowcu, w parku przy Żeromskiego, na internetowym forum. O tym, że to wszystko razem stanowi jakiś system naczyń połączonych, i że gdzieś w tym obiegu może się np. znaleźć rodzina Katarzyny. Można by z tej okazji jeszcze raz przywołać postać ks. Kwietnia, który przy zniczach w sosnowieckim parku powiedział do kamery, że wszystkie złe, niesprawiedliwe słowa mogą, jakąś okrężną drogą, dotrzeć do jej bliskich.

Tyle że zawsze znajdzie się jakaś inna kamera, do której słynny detektyw powie, żeby się tym wszystkim aż tak nie przejmować, gdyż Katarzyna W. to kobieta silna psychicznie. Gdyby taka nie była – zawyrokuje pewnym głosem – nie angażowałaby przecież w sprawę całej Polski.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2012