Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Szczera, piękna i godna dostrzeżenia to deklaracja. Ale jak zwykle nie z tego powodu, o którym myślisz. Nie o chamstwie bowiem zamierzam Ci pisać.
Zajrzyjmy do czterech bzdurnych opowiastek o Nieprzyjacielu, gdy dokonał jednego ze swoich najordynarniejszych czynów, czyli przyjął śmiertelne i ułomne ciało istot niedoskonałych. Ile razy występuje tam słowo: MUSIEĆ? We wszelkich formach i odmianach? Sto razy? Sto pięćdziesiąt? Dwieście? Sądzisz, że na pewno wiele razy, skoro to recepta na zbawienie, wypociny o moralności et cetera.
Otóż – wyobraź sobie – występuje tam zaledwie dwadzieścia cztery razy. Ale jeszcze dziwniejsze, że niemal zawsze dotyczy Nieprzyjaciela, a nie ludzkich istot. Nic, tylko Nieprzyjaciel musi i musi. Musi przyprowadzić zagubione owce. Musi głosić Dobrą Nowinę. Musi być w drodze, bo rzecz niemożliwa, żeby prorok zginął poza Jerozolimą. Musi wiele wycierpieć. Musi zostać zaliczony w poczet złoczyńców. Musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany. Musi wypić kielich.
Na marginesie dodam, że bez wątpienia dostrzegasz w tym przypadku z porażającą ostrością, jak nisko upadł Nieprzyjaciel. Jak pohańbił majestat Ducha autentycznie wolnego i wszechwładnego. Już tylko z tego chociażby powodu należy się Mu nasza wiekuista pogarda i odrzucenie. Z takimi szaleńcami nam nie po drodze, drogi Piołunie.
Wróćmy jednak do człowieka. Co słyszy z ust Nieprzyjaciela? Że musi? Nie. Słyszy: Jeśli chcesz osiągnąć życie... Jeśli chcesz być doskonały...
Ohyda, ale nad moje i Twoje obrzydzenie ważniejsze są praktyczne wnioski. Podstawowa zasada jest banalna: zawsze robimy na odwrót niż Nieprzyjaciel. A zatem tłumaczymy ludziom, że muszą. Że nie mają alternatywy, innego wyjścia. Że na przykład muszą wybrać mniejsze zło.
Szepczesz takiemu pacjentowi do ucha: musisz kłamać, bo nie zrobisz kariery – przecież wszyscy dookoła kłamią. Musisz zostawić rodzinę, bo bezpowrotnie stracisz najlepsze lata. Musisz zadbać przede wszystkim o siebie, bo czasy są takie, że każdy widzi wyłącznie własny interes. Musisz być brutalny, bo świat do takich właśnie należy. Musisz być nieustępliwy, bo inni czyhają tylko, żeby cię okpić i oszukać.
Ale przymus jest tym piekielnie cudownym stanem, że degraduje nawet dobre uczynki. Nie złotem czy srebrem oczyszczonym w ogniu, ale zwykłym tombakiem jest w oczach Nieprzyjaciela gest miłosierdzia wykonany nie z miłości, ale z musu. Mówiąc krótko, przymus zabija miłość, a co zabija miłość – od nas, drogi Piołunie, a nie od Nieprzyjaciela pochodzi.
Wiesz, uwielbiam niedzielne poranki. Chodzę od domu do domu i nasłuchuję. I jeszcze nigdy się nie zawiodłem. Raz po raz rozbrzmiewa wtedy wisielcze: „Muszę iść do kościoła”. To jeden z naszych największych sukcesów. Spotkanie z Nieprzyjacielem stało się dla wielu pacjentów pańszczyzną, którą w pocie czoła muszą odrobić. W przeciwnym razie będą baty. Na Sądzie Ostatecznym albo jeszcze za życia. W tym jednak przypadku nie wolno popełnić Ci błędu zbyt gwałtownego przyciśnięcia pacjenta. Przymus powinien powoli zatruwać jego wnętrze. Z reguły nie ma obawy, że sama obecność w kościele wyrwie zainfekowanego z otępienia. Taki niewolnik może słuchać, ale i tak nie usłyszy i nie zrozumie. Wiara, która nie płynie z wolności; która po prostu nie cieszy – z czasem stanie się jarzmem nie do udźwignięcia. A żeby powalić spróchniałe od środka drzewo, wystarczy już słaby wiatr.
Powiadają, że przysłowia są mądrością narodów. Przyznam jednak, że nie znam równie głupiego, a nam równie przydatnego jak: „Jeśli wejdziesz między wrony, MUSISZ krakać jak i one”. Kraczcie sobie, kraczcie. Konformizm to potęga, a mus to mus, drogi Piołunie. Już niejednego pogrążył w ciemności. A do Nieprzyjaciela nie doprowadził jeszcze nikogo.
TWÓJ KOCHAJĄCY STRYJ KRĘTACZ