Modny miękki antyterroryzm

Zapobieganie i przeciwdziałanie ekstremizmowi – to najpopularniejsze dziś akcje pomocowe na Globalnym Południu. Niektóre dają efekty odwrotne do zamierzonych.
z Jordanii

13.05.2019

Czyta się kilka minut

Autobus z syryjskimi uchodźcami w Jordanii, 2016 r. / KHALIL MAZRAAWI / AFP / EAST NEWS
Autobus z syryjskimi uchodźcami w Jordanii, 2016 r. / KHALIL MAZRAAWI / AFP / EAST NEWS

Parter wieżowca w centrum Ammanu. W siedzibie organizacji pozarządowej jest więcej zagranicznych wolontariuszy niż lokalnych pracowników. Byli tu już Włosi, Hiszpanie, Francuzi, Finowie, Polacy. Projekt, w którym uczestniczą, na papierze wygląda ambitnie: zapobieganie brutalnemu ekstremizmowi za pomocą kampanii społecznych w internecie.

Ale wolontariusze – często początkujący dziennikarze lub marketingowcy przybyli do jordańskiej stolicy – szybko zdają sobie sprawę, że ich marzenia o walce z propagandą dżihadystów to mrzonki.

Organizacja ich goszcząca boi się nawet pozwolić na kręcenie przez nich własnych filmów. Zamiast tego mają tworzyć mdłe memy i filmiki o sile przyjaźni, z wykorzystaniem pozbawionych kontekstu „zdjęć ilustracyjnych” z sieci. Niektórzy się buntują (bezskutecznie). Nie wszyscy kończą półroczny wolontariat. Inni się przyzwyczajają. Projekt finansują zachodnie organizacje międzynarodowe, ministerstwa spraw zagranicznych i chrześcijańskie fundacje, zaś pobyt wolontariuszy – Unia Europejska.

Kilka przecznic dalej, w niższym biurowcu, siedzibę ma inna organizacja pozarządowa, powiązana z jordańską rodziną królewską. Tu zamiast europejskich wolontariuszy dominują Amerykanie na dziekankach lub gap year [to tzw. rok przerwy, np. między studiami a podjęciem pierwszej pracy – red.]. Oni z terroryzmem walczą, organizując warsztaty artystyczne i zajęcia sportowe dla młodzieży. Tu najwięcej funduszy pochodzi z ONZ.

Słowa wytrychy

Tak wyglądają najbardziej skrajne przykłady projektów „zapobiegania ­brutalnemu ekstremizmowi” (w skrócie: PVE) lub „przeciwdziałania brutalnemu ekstremizmowi” (CVE) – najmodniejszych obecnie strategii pomocowych (często łącznie nazywanych PVE/CVE) w krajach tzw. Globalnego Południa, zwłaszcza muzułmańskich. Z danych ONZ wynika, że w 2017 r. same tylko jej agencje prowadziły 222 takie projekty.

„Kobieta z kanadyjskiej ambasady przyszła do naszego biura i spytała, czy robimy CVE. Powiedziałam, że staramy się, by Jordania była bardziej zintegrowana i lepiej rządzona, co pewnie zmniejsza atrakcyjność radykalizmu. Odpowiedziała, żebyśmy oddzwonili, jak będziemy robić CVE” – mówiła anonimowa pracownica jordańskiej organizacji pozarządowej w artykule libańskiego serwisu Synaps.network.

Ale PVE/CVE to nie tylko wolontariaty dla młodych z Zachodu. To także popularne słowo wytrych na wszelaką działalność wobec muzułmanów. Chiny tłumaczą nią nawet... obozy dla Ujgurów w prowincji Sinciang. W imię „zwalczania brutalnego ekstremizmu”, jak pisze na łamach „New York Review of Books” prof. James Millward z Georgetown University, więźniowie muszą „śpiewać hymny Komunistycznej Partii Chin, wyrzekać się islamu, składać samokrytykę, oglądać filmy propagandowe, uczyć chińskiego i historii kraju”.

Od 11/9 do Państwa Islamskiego

Choć PVE i CVE są powszechnie używanymi terminami w polityce międzynarodowej, nie istnieje ich ogólnie przyjęta definicja. Dokument UNESCO opisuje PVE jako „miękką siłę zapobiegającą zagrożeniom napędzanym wypaczoną interpretacją kultury, nienawiści i ignorancji”.

Sam pomysł wywodzi się z polityki, jaką kraje Zachodu zaczęły wprowadzać po zamachach Al-Kaidy z 11 września 2001 r. i z kolejnych lat. Szczególnie z brytyjskiej polityki CONTEST, opartej na „czterech P”: Prevent, Pursue, Protect, Prepare (Zapobiegać, Ścigać, Bronić, Przygotowywać). Burmistrz Londynu Sadiq Khan, prezentując po zamachach w 2017 r. swoją strategię CVE mówił, że ma skupiać się na trzech filarach: wzmocnieniu mniejszości i zmarginalizowanych społeczności; ochronie bezbronnych; blokowaniu rozpowszechniania radykalnych teorii.

Tymczasem oceniając już wcześniej, w 2010 r., brytyjskie działania w zakresie PVE, prof. Paul Thomas z University of Huddersfield pisał, że „poniosły one porażkę i dzięki nim straciliśmy przyjaciół”. „Skupienie się na muzułmanach jest zaprzeczeniem celów polityki spójności, ich realizacja sprowokowała oskarżenia o inwigilację i inżynierię społeczną” – pisał brytyjski pedagog.

– Ta polityka miała trochę sukcesów w odciąganiu młodych ludzi od radykalizmu skrajnie prawicowego i muzułmańskiego, ale była źle komunikowana – uważa w rozmowie z „Tygodnikiem” Fiyaz Mughal, działacz społeczny i szef organizacji Faith Matters. – Nigdy nie udało się też skutecznie zaangażować w nią środowisk muzułmańskich – dodaje.

Szczególną popularność zyskała jednak dopiero wraz z sukcesami tzw. Państwa Islamskiego i afrykańskiej organizacji dżihadystycznej Boko Haram. W 2016 r. ONZ przyjęła „Plan działań, aby przeciwdziałać brutalnemu ekstremizmowi”. „To bezpośredni atak na Kartę Narodów Zjednoczonych i śmiertelne zagrożenie dla międzynarodowego pokoju i bezpieczeństwa” – uzasadniał sekretarz generalny Ban Ki-moon.

Muzułmanie: grupa docelowa

Projekty PVE/CVE dominują na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej; można też je spotkać na Bałkanach, w Azji Południowo-Wschodniej i Afryce Subsaharyjskiej. Wśród 99 prowadzonych przez UNESCO, 37 było globalnych, 31 w Afryce, 14 w Azji i 13 w państwach arabskich.

– Finansowanie takich projektów wydaje się powszechne na Bliskim Wschodzie – mówi „Tygodnikowi” dr Michal Hatuel-Radoshitzky z Instytutu Studiów Bezpieczeństwa Narodowego w Tel Awiwie.

„Koniec końców są tylko trzy tematy, które mogą liczyć na nasze finansowanie: migracja, reforma sektora bezpieczeństwa i brutalny ekstremizm” – twierdził anonimowy przedstawiciel Unii we wspomnianym już artykule Synaps.network.

– Takie działania są popularne wśród fundacji religijnych, szczególnie związanych z amerykańskimi protestantami – mówi „Tygodnikowi” pracownik jednej z francuskich organizacji pozarządowych.

Natomiast strategia ta nie jest popularna w regionach równie niebezpiecznych, gdzie jednak jest mało muzułmanów, jak Ameryka Południowa. – Tam mamy do czynienia raczej z ekstremalną brutalnością, a nie z brutalnym ekstremizmem – tłumaczy „Tygodnikowi” Dov Lynch, szef działu edukacji w UNESCO.

Skecze, warsztaty, szkoły...

Owszem, projekty przyjmują różną formę – nie tylko tę najbardziej skrajną, jak chińskie obozy koncentracyjne czy wolontariaty-wakacje.

I tak, amerykański program USAID chwali się konkursem dla grup teatralnych w Czadzie, które miały krzewić właściwe wartości w społeczeństwie poprzez radiowe skecze i opery mydlane (nagrodzono sztuki o rekrutacji do Boko Haram, przemocy w szkole, konflikcie pasterzy z rolnikami). Inny projekt USAID – to warsztaty dla matek z Azji Południowej i Centralnej, jak rozpoznawać pierwsze oznaki radykalizacji.

Z kolei UNESCO promuje się programem naprawy szkół podstawowych w Mosulu (finansowanym przez Holandię), gdzie przez trzy lata rządziło tzw. Państwo Islamskie. Albo współfinansowanym przez Kanadę projektem dla młodzieży: obejmuje on m.in. warsztaty z karykaturzystą w Jordanii i spotkania z ekspertami oraz politykami, a także warsztaty w grupach w Maroku.

– Nie możemy jednak tylko odbudować szkół. Jeśli tamtejsi nauczyciele pracowali pod rządami Państwa Islamskiego, jaki jest tego sens? Nie można uciec, gdy opadnie kurz – uważa Dov Lynch.

– Rozumiem przesłanki stojące za finansowaniem przynajmniej niektórych projektów CVE. Jeśli Państwo Islamskie wróci do Syrii, trzeba będzie ograniczyć napływ rekrutów, także dlatego rządy finansują takie projekty. Ponadto rządy muszą pokazać, że ich wydatki zagraniczne odpowiadają na najważniejsze obawy społeczeństwa, dlatego CVE i inne wydatki w sektorze bezpieczeństwa jest łatwiej uzasadnić obywatelom – uważa Todd Helmus, ekspert ds. PVE/CVE w amerykańskim think tanku RAND Corporation.

Związek z problemem

Jednak organizacje pozarządowe w krajach muzułmańskich, które nie uczestniczą w takich projektach, zwracają uwagę, że skupianie się na PVE/CVE ignoruje problem autorytaryzmu, za którym idą takie kwestie jak prawa człowieka, wolność wypowiedzi, dobre zarządzanie krajem. Ich zdaniem marginalizowane są też inne ważne tematy, na które coraz trudniej zdobyć fundusze: rozwój przedsiębiorczości czy dyskryminacja kobiet.

– Nie każdy czuje się komfortowo z projektami PVE – przyznaje Dov Lynch.

– My nie robimy takich rzeczy. Za bardzo skupiają się na kwestiach bezpieczeństwa – przyznaje dyrektor jednej z międzynarodowych organizacji pozarządowych.

– Byłbym ostrożny w zbywaniu projektów, które wspierają oddolne inicjatywy pokojowe. Dzisiaj, jak nigdy wcześniej, społeczeństwo obywatelskie ma siłę i know-how, aby zastępować w tej roli państwo – mówi Hatuel-Radoshitzky z Tel Awiwu.

Jessica Trisko-Darden z American Enterprise Institute zauważa, że „programy mogą wyolbrzymiać problem, który chcą rozwiązać, koniec końców zwiększając poparcie dla przemocy w miejscach, gdzie działają ekstremiści”. I zwraca uwagę na projekt INVEST, w którym afgańska młodzież otrzymała po 75 dolarów na „rozwój osobisty”: efekt był taki, że tylko zwiększył popularność wśród nich talibów. Podobnie zadziałał projekt Somali Youth ­Learners Initiative z budżetem 39 mln dolarów, który miał zwiększyć dostępność edukacji w Somalii. Jego analiza wykazała, że absolwenci tych szkół dużo częściej sięgali po przemoc w rozwiązywaniu problemów.

Jessica Trisko-Darden uważa, że projekty – takie jak wspomniane teatry radiowe, ale też emisje filmów, warsztaty z obsługi mediów społecznościowych i malarstwa lub sadzenie drzew – „z trudem wykazują związek z problemem”.

Tematy modne i niemodne

– Fenomen „modnych” tematów, które dostają finansowanie, oraz równoczesne ignorowanie tematów „mniej modnych”, to codzienność w świecie pomocy międzynarodowej – uważa w rozmowie z „Tygodnikiem” Linda Polman, holenderska dziennikarka i autorka książki „Karawana kryzysu. Za kulisami przemysłu pomocy humanitarnej”.

– Zainteresowanie międzynarodowe PVE jest rzeczywiście duże, ale nie idą jeszcze za tym darczyńcy. Może to kwestia czasu – przyznaje Dov Lynch z UNESCO.

– Pomoc jest sterowana przez darczyńców, a nie aktualne potrzeby. To rządy decydują, gdzie i jak fundusze będą wydane. Popularne tematy zmieniają się wraz ze zmianami w polityce zagranicznej. W ostatnich latach wojna z terroryzmem była takim tematem. Dla USA to nadal najważniejszy cel, choć Unia przeskoczyła na „wojnę z migracją” – dodaje Linda Polman.

– Wiele analiz skutków programów CVE pokazuje ich pozytywne efekty. Inne pokazują ograniczony wpływ lub pogarszającą się sytuację. Moim zdaniem recenzji jest zbyt mało, aby stawiać konkretne tezy. Z czasem to się poprawi, będzie można podejmować lepsze decyzje – twierdzi Todd Helmus z RAND Corporation.

– Terroryzm pozostaje globalnym zagrożeniem. Wątpię, aby ktokolwiek wolał więcej interwencji militarnych jako alternatywę dla CVE. Te programy to sposób na powstrzymanie fali ekstremizmu, docierają do źródła problemu, unikając negatywnych konsekwencji interwencji militarnej. Wiele z nich ma pozytywne efekty uboczne, takie jak poprawa edukacji czy pomoc uchodźcom – dodaje Helmus.

„Ocena może być utrudniona”

W 2018 r. Program Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju (UNDP) opublikował – wspólnie z organizacją pozarządową International Alert – podręcznik, który ma „poprawić wpływ programów zapobiegania brutalnemu ekstremizmowi”. Ponad 130 stron, których wydanie sfinansowały rządy Norwegii i Japonii, zawiera porady dotyczące planowania, monitorowania i oceny skuteczności tego typu akcji.

Temu ostatniemu aspektowi poświęcono najmniej miejsca (pięć razy mniej niż planowaniu i monitoringowi), zaznaczając na początku rozdziału, że „relatywna nowość PVE, brak dostępnych danych na ten temat i dowodów może utrudniać ocenę”.

Tymczasem dopóki organizacje międzynarodowe, pozarządowe i rządy nie nauczą się skutecznie oceniać tego, co działa, a co niekoniecznie, edukacja na terenach zniszczonych przez terroryzm będzie w budżetach figurować zaraz obok wolontariatów-wakacji dla zachodnich studentów. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2019