Moda idzie na wojnę

Szykowny mundur to jeszcze do pomyślenia. Ale szykowne pole bitwy, powstańcy, uchodźcy, jeńcy? Dla projektantów to nie problem.

13.03.2016

Czyta się kilka minut

Wojenna sesja modowa dla magazynu „Vu Mag”. Modelka wciela się w korespondentkę z Wietnamu. / Fot. Marcin Suder
Wojenna sesja modowa dla magazynu „Vu Mag”. Modelka wciela się w korespondentkę z Wietnamu. / Fot. Marcin Suder

Zdaniem jednego z pierwszych teoretyków mody, Georga Simmela – moda bardziej niż jakakolwiek inna część kultury ma zdolność do anektowania nawet najbardziej problematycznych tematów i wyrażania ich swoim językiem. Tę zdolność określa się jako chic – szyk. Dopisanie słowa „chic” sprawia, że dany temat staje się ładny, stylowy i atrakcyjny. Moda „wyszykowuje” więc pola kultury – od tych najbardziej frywolnych, popkulturowych (jest beach chic, boho chic, hippie chic), po te najcięższego kalibru – jak wojna.

Szyk powstańczy

W Polsce na dobre zagościła moda na uprising chic – czyli na powstańczy szyk. Jeszcze nigdy „widok polskiego cierpienia” nie był tak ładny. Oto trauma powstania warszawskiego w stylu glamour.

Od kilku lat na plakatach wydarzeń rocznicowych, odbywających się pod szyldem „Morowe Panny”, można zobaczyć dziewczyny w stylu pin-up. Aktorki „Miasta 44” Janka Komasy na sesjach promujących film przypominają diwy ze starego Hollywood. Takie „śliczne” dziewczyny mają podkręcać atrakcyjność powstania, filmu, książki i umierania za ojczyznę. „Tam i wtedy” miesza się z „tu i teraz”, w którym powstanie jest atrakcyjnym towarem.

Robert Kupisz w 2012 r. zaprojektował całą kolekcję ubrań inspirowaną urodziwą powstańczą młodzieżą. Po wybiegu miały chodzić, jak mówił projektant: „same Zosie i Janki”. Wraz z kolejnymi minutami pokazu kolekcji „Heroes” mundurki szkolne zmieniają się w uniformy harcerskie, a potem w mundury powstańcze. Ale to żadna rekonstrukcja – choć warkoczyki dziewcząt odsyłają do kontekstu epoki. Magazyny modowe rozpisywały się o powstaniu „w stylu grunge i punk”.

Kupisz w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” tłumaczy: „Chciałem historię podrasować tak, żeby współczesność była dla młodych ludzi pomostem do zrozumienia tematu. Moda to temat raczej lekki, nie zrewolucjonizuje polityki, gospodarki. Byłem zainspirowany zdjęciami z wojny, ale nie chciałem przypominać ludziom o jej koszmarze”. Powstańczy szyk w wersji Kupisza to zatem wojna bez traumy wojny. Moda ma ułatwić pamiętanie, przy jednoczesnym pielęgnowaniu patriotyzmu w wersji cool – najbardziej ikonicznym elementem kolekcji okazał się grunge’owy t-shirt z godłem.

Marka Red is Bad, reklamująca się pod hasłem „odzież patriotyczna”, również proponuje orzełki. Ale nie w hipsterskiej wersji à la Kupisz, która historię chce ominąć jako sferę problematyczną – orły marki Red is Bad przypominają o określonych wydarzeniach historycznych, jak Cud nad Wisłą, lub o bohaterach, jak żołnierze wyklęci. Marka wybiera perspektywę historyczną kojarzoną z prawą stroną sceny politycznej. Podkreśla swoją radykalną ideologiczność – jak sugeruje nazwa, twórcy nie lubią wszystkiego, co kojarzy się im z komunizmem, sympatią nie darzą też Unii Europejskiej – na stronie internetowej jest nawet zakładka informująca, że projekt „nie powstał ze środków unijnych”. Angażuje się również w wybrane akcje społeczne – ostatnio walczyła o wybudowanie w Warszawie pomnika rotmistrza Pileckiego.

Także mainstreamowe, niezaangażowane propagandowo marki, jak Próchnik, uznały, że to dobry czas na posiłkowanie się bezpośrednimi odwołaniami do polskiej historii. W zeszłym roku sukces odniosła kolekcja inspirowana Dywizjonem 303, sięgnięto też po kontekst walk pod Monte Cassino, zaś kolekcję na jesień/zimę 2015-16 marka zadedykowała cichociemnym.

Fasony dwurzędowych marynarek, płaszczy i getrów w militarnych barwach konsultowano z jednostką GROM. Pomysł wsparła też Fundacja Sprzymierzeni z GROM. Zdecydowali się wejść w projekt, bo marka obiecała zaangażowanie w pomoc na pozyskanie środków dla byłych żołnierzy wojsk specjalnych, policjantów oraz strażników granicznych. Podobno też każdy sprzedawca został odpowiednio przeszkolony z historii GROMu i II wojny światowej.

Rafał Bauer, prezes zarządu Próchnika, tłumaczył w wywiadach: „W modzie przekaz jest zazwyczaj jasny, na przykład: przystojny mężczyzna. My chcemy czegoś więcej, więc oparliśmy strategię komunikacyjną na historii Polski. Doszliśmy do wniosku, że nie brak nam bohaterów, którzy prócz tego, że byli dzielni, to nieśli też ze sobą jakieś idee. Warto o tym mówić i przypominać również w świecie mody”.

Kilka tygodni temu zgodził się z nim na łamach „Gazety Wyborczej” dziennikarz Marek Markowski, który apelował do lewicy, żeby zamiast biadolić nad kibicowskimi tatuażami i koszulkami, stworzyła swoje własne patriotyczne linie mody, skoro okazało się, że front walki symbolicznej przeniósł się z przyczółku subkultur do głównego nurtu sektora odzieżowego.

Zakrwawione ubranie Marinka Gargo, zastrzelonego żołnierza z Bośni. Firma Benetton wykorzystała je na swoim plakacie w1994 r. / Fot. materiały prasowe

Szyk nazi

Grzegorz Matląg (Maldoror) zaś, awangardowy projektant z Nowego Sącza, dziś mieszkający w Berlinie, chce wpisać się w nurt prowokujących wypowiedzi na temat pamięci historycznej. W tym duchu w 2013 r. stworzył kolekcję pod tytułem „Bóg Honor Ojczyzna”, którą określił jako „bekę z nazistów”.

Podobną „bekę” od wielu sezonów robią rozmaite projektanckie tuzy – od Rafa Simonsa (2007) przez Emporio Armaniego (2011) aż po Marca Jacobsa (2012) i markę BOY LONDON, która wybrała sobie za logo nazistowskiego orła. Celebrytki, jak Rihanna czy Jessie J, ubierały się od stóp do głów w ubrania tej marki – najprawdopodobniej nie mając pojęcia, o co chodzi. A miały na sobie ubrania w stylu nazi chic.

W czym rzecz, najlepiej wyjaśniała już w 1975 r. Susan Sontag. W eseju „Fascynujący faszyzm” napisała: „Nazizm fascynuje popkulturę w sposób, w jaki inne obrazy (od Mao Tse-Tunga po Marylin Monroe) nie potrafią”. Estetyka nazistowska stała się jednym z kostiumów współczesności. Straciła swoją historyczną przyczepność i zaczyna funkcjonować niezależnie od kontekstu wojny i Holokaustu. Ta niezależność umożliwiła zawłaszczenie na użytek popkultury tego, co wcześniej funkcjonowało jako tabu. Ruch punk używa symboli III Rzeszy jako probierza wrażliwości społecznej i granic tolerancji. W pornografii estetyka nazistowska wykorzystywana jest jako idealny kostium dla sadomasochistycznej fantazji.

Sontag pisała: „SS było pomyślane jako elitarna jednostka wojskowa, która miała być nie tylko wyjątkowo brutalna, ale też nad wyraz urodziwa. Mundury SS były stylowe, świetnie uszyte i odrobinę ekstrawaganckie”.

Opowiadał o tym „Nocny portier” Liliany Cavani z 1972 r., ze słynną sceną, w której więźniarka Lucia tańczy dla swojego ukochanego Maksa – oficera SS. Ma na sobie męskie spodnie, szelki, czapkę z trupią główką. Ta scena stała się dla Marca Jacobsa główną inspiracją do stworzenia kolekcji dla Louis Vuittona na jesień/zimę 2012. Sylwetki są mocno trzymane za pomocą gorsetów, ciasno szytych ołówkowych spódnic, sztywnych płaszczy, opinających ciało ciężkich marynarek, szerokich pasków, mundurowych spodni.

Główną inspiracją dla kolekcji Maldorora był zespół Laibach – zdjęcie z zamknięcia pokazu, na którym upozowani na kanapie modele (oraz pies, owczarek niemiecki oczywiście) zastygają w majestatycznych pozach pod czarną flagą, przypomina sesje zdjęciowe tej kapeli. Jej członkowie, w strojach stylizowanych na mundury, koszulach i oficerkach, zastygali z kolei na tle totalitarnych symboli albo górskich krajobrazów, znanych z dokumentacji nazistowskich wywczasów.

Pozszywane ze skrawków, zdobyte z recyclingu, surowe, ale dekoracyjne stroje Maldorora odnawiają punkowego ducha sprzeciwu i buntu. To uniformy tych, którzy niegdyś sprawowali władzę, przejęte dziś przez tych, którzy mieli się jej podporządkować. Nazi chic, choć sugeruje obrazoburczość, jest więc często w modzie gestem przechwycenia znaczeń i ich nowej interpretacji.

Szyk militarny 

Czy moda może opowiedzieć o realiach wojny? W Polsce skandal wywołała rok temu sesja modowa Marcina Sudera dla internetowego magazynu „Vu Mag”. Modelka wcielała się w korespondentkę z Wietnamu. W ubraniach od polskich projektantów uciekała przed wybuchami i ostrzałem, bratała się z Wietnamczykami i z żołnierzami amerykańskimi, cały czas pozostając nieskazitelna i z nierozmazanym makijażem.

Marcin Suder przez lata pracował jako korespondent wojenny, m.in. w Afganistanie, Birmie, Afryce. W lipcu 2013 r. został schwytany w Syrii przez islamskich bojowników. Udało mu się zbiec i wrócić do Polski. W niewoli był zamknięty w ciemnym pokoju, miał skute ręce, czasem także nogi. Żeby nie zwariować, unikając bolesnych myśli o rodzinie i domu, bawił się w snucie najbardziej szalonych fantazji.

– Chyba ze czterdzieści sesji zdjęciowych wtedy wymyśliłem – mówi z charakterystycznym dla siebie czarnym humorem.

Fotoreporter tłumaczy, że sesja miała opowiadać nie o wojnie, tylko o reporterach wojennych na froncie, ze szczególnym uwzględnieniem reporterek. Wspomina, iż te dziennikarki zawsze zachwycają go tym, że potrafią nawet w najtrudniejszych warunkach przemycić w swoim wyglądzie jakiś kobiecy detal – torebkę, apaszkę. Sesja miała być hołdem dla ich pracy i wizerunku. Szczególnie inspirowała go Karen Hiddleston – pierwsza fotoreporterka wojenna, pracująca podczas II wojny światowej dla kanadyjskiej armii.

Początkowo chciał osadzić sesję w latach 40. Okazało się jednak, że lepszym tłem do takiej opowieści będzie wojna w Wietnamie. Po pierwsze, z powodów pragmatycznych – trzeba było opowiedzieć o modzie na lata 70. A po drugie, z powodów ideologicznych – kontekst wietnamski podkreśla, że na tej wojnie nie obowiązywała żadna cenzura informacyjna.

Chciał, żeby wojenne tło było raczej cukierkowe, uładzone – „piknikowe”. Nie chciał pokazywać dokumentalnych realiów – zdaniem Sudera te mają swoje miejsce w reportażach. Zależało mu natomiast na tym, żeby w modelach pojawiło się jak najwięcej autentyczności.

– Każdą sytuację, którą przedstawiłem na zdjęciu w tej sesji, przeżyłem sam – czy to marsz z partyzantami, czy ukrywanie się przed ostrzałem, wspólny odpoczynek z żołnierzami, poczucie wspólnoty ze spotykanymi ludźmi – opowiada.

Modele wydają się jednak nieoczywistymi aktorami takich wspomnień – na przykład obraz modelki jedzącej ryż ze skośnooką Wietnamką, obie oparte o amerykańską ciężarówkę, wydaje się historycznym nadużyciem, zaś żołnierz-model bawiący się z pieskiem jest zwyczajnie kiczowaty. Zdaniem Sudera wojna w Wietnamie to temat oswojony przez popkulturę, dlatego łatwiej opowiedzieć go modą. Przyznaje, że bliżej współczesności, im żywszy jest konflikt, tym bardziej trzeba uważać na formę.

Dekoracyjne stroje Maldorora odnawiają punkowego ducha sprzeciwu i buntu / Fot. Mirek Kaźmierczak

Szyk uchodźczy

Wielkie poruszenie wywołała ostatnio sesja „Der Migrant” autorstwa Norberta Baksy, węgierskiego fotografa mody. Przedstawia ona uchodźczynię borykającą się z nielegalnym przekroczeniem granicy. Na jednym ze zdjęć robi sobie selfie komórką z logo Chanel, na tle płotu z drutem kolczastym, w sukience rozchylonej w erotyczny sposób. Na innym w modowej pozie (również odsłaniającej biust) wyrywa się strażnikom.

W rozmowie z Baksą usłyszałam: – Widzisz cierpiącą kobietę, to prawda. Ale ona jest także piękna i, pomimo sytuacji, ma na sobie kilka wartościowych elementów garderoby i smartfona. Nie chciałem robić z jej sytuacji glamour, ale chciałbym, żeby ludzie zobaczyli inny obraz niż na co dzień w mediach i zaczęli się zastanawiać.

Baksa wydaje się nie mieć problemu z tym, że przedstawia uciekinierów z ogarniętego wojną, dręczonego przez biedę i głód kraju jako osoby, które stać na dobra luksusowe, striptiz podczas walki o życie i sfotografowanie tego smartfonem z cool obudową. – Artyści na całym świecie używają szoku jako środka wyrazu. To też wyraz takiej sztuki – twierdzi.

Z kontrowersyjnych narzędzi łączenia wojny z modą korzystał też Oliviero Toscani, przez kilka dekad autor strategii reklamowych dla marki Benetton. W kampanii nawiązującej do konfliktu w byłej Jugosławii pokazał zakrwawione ubranie Marinka Gargo – zastrzelonego w walce żołnierza. Zdjęcie zostało opatrzone słowami ojca zmarłego: „Ja, Gojko Gagro, ojciec zmarłego Marinka, chciałbym, aby wszystko, co pozostało po moim synu, zostało wykorzystane dla pokoju i przeciwko wojnie”.

Kampania kosztowała 15 mln dolarów, billboardy pojawiły się w 25 krajach. Toscani tłumaczył, że chciał zwiększyć społeczną świadomość tej wojny. Przez dekady swojego urzędowania kontrowersyjne kampanie tworzył także na inne tematy – przemocy wobec kobiet, uchodźców, chorych na AIDS, szkodliwości rasizmu.

Szyk Zagłady 

W październiku 2014 r. prasa brukowa wychwyciła bardzo popularny na Facebooku fotomontaż, w którym jeden z użytkowników wkleił zdjęcie modelki Anji Rubik z sesji dla francuskiej edycji „Vogue” w fotografię obdartych więźniów wyzwolonych z obozu koncentracyjnego z Ebensee w Austrii. Ubrana w rozciągnięty sweter, z gołymi nogami i stopami skierowanymi do wewnątrz, modelka sprawia wrażenie skrajnie wychudzonej. Twórca fotomontażu tłumaczył, że chciał zwrócić uwagę na kanon „chorobliwie chudej” urody. Zarówno jednak sama modelka, jak i internauci byli tym montażem zbulwersowani.

Losy więźniów obozów koncentracyjnych i śmierci to jeden z nielicznych obszarów kultury, i jedyny też odcinek wojny, którego moda nie waży się tknąć.

Zdarzyło się to tylko raz. 27 stycznia 1995 r., kiedy Rei Kawakubo dla Comme des Garçons pokazała kolekcję „Sen”. 50 lat przed pokazem żołnierze 60. Armii Pierwszego Frontu Ukraińskiego otworzyli bramy KL Auschwitz.

Jak pisze antropolożka Agata Zborowska z IKP UW w „Kontekstach” z 2013 roku, wśród ubrań pojawiły się komplety składające się z luźnych spodni i koszul zapinanych pod szyję w niebiesko-białe, pionowe paski oraz obszerne, szare kurtki z nadrukowanymi z tyłu dużymi, pięciocyfrowymi liczbami. Wszystkie ubrania były podniszczone, jakby zużyte. Projektantka zaprzeczała jakoby jej kolekcja miała komentować Zagładę, ale prasa szybko wydała wyrok.

Serge Cwajgenbaum, sekretarz generalny Światowego Kongresu Żydów, skomentował, że niezależnie od intencji, „pasiaste pidżamy zaprezentowane na wychudzonych modelach zbudziły obrazy koszmaru” i powinny zostać zniszczone. Zniszczono więc je wszystkie. Pokaz został uznany za kulturowe świętokradztwo. 

Moda na wojnie 

Moda jestjednym z pierwszych i podstawowych sposobów naszej codziennej kulturowej praktyki. Nawet w czasach kryzysu i niedoboru. W rubryce „Poradnik gospodyni”, w wychodzącej w getcie warszawskim „Gazecie Żydowskiej”, można było przeczytać: „Wojna wojną – a kaprysy Pani Mody trwają nadal”.

W kulturze polskiej ostatniego ćwierćwiecza pojęcie mody funkcjonowało jedynie w kontekście dóbr luksusowych, celebrytów i rubryk towarzyskich. W krajach Europy Zachodniej tymczasem dziedzina fashion studies już od lat 80. jest pełnoprawnym humanistycznym przedmiotem uniwersyteckim, na przecięciu antropologii z socjologią.

Studia nad modą są jednym ze sposobów studiowania roli człowieka w społeczeństwie. Jedną z odpowiedzi na to, w jaki sposób jesteśmy ludźmi. Także na wojnie i tworząc wyobrażenia na jej temat. Dlaczego mamy odmawiać modzie prawa do kulturowego komentarza, który przyznajemy filmowi czy literaturze? Niektóre informacje o tym, co znaczy być człowiekiem, można zapisać tylko jej alfabetem. Żeby nazwać głupotę albo mądrość tej informacji, trzeba najpierw umieć ją przeczytać. ©

KAROLINA SULEJ (ur. 1985) jest dziennikarką freelancerką. Doktorantka w Instytucie Kultury Polskiej UW, gdzie działa w Zespole Badań Mody i Dizajnu i pisze doktorat o modzie. Tworzyła sekcję eksperymentalną Miesiąca Fotografii 2013 w Krakowie, poświęconego modzie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2016