Młot na europejskie czarownice

Co zrobić, by Rosji zależało na dobrych stosunkach z całą Unią Europejską, a nie tylko z Niemcami i Francją? Nie pozwolić Moskwie na odzyskanie wpływów w Europie Wschodniej i uzależnienie Zachodu od rosyjskich surowców.

30.10.2005

Czyta się kilka minut

Takie rozwiązanie pozwoliłoby jej wprawdzie uzdrowić jątrzące się rany po amputacji obszarów, które należały niegdyś do rosyjskiego imperium. Ale skoro się na to nie zgadzamy, skazani jesteśmy na potyczki i prztyczki. I na wieczne tłumaczenie “z polskiego na nasze" podstawowych pojęć. I na wzajemne wystawianie nierealnych rachunków za przeszłość i przyszłość.

O tym, że realizacja przedstawionego powyżej - a wyśnionego przez Kreml - scenariusza idealnych stosunków między Unią Europejską i Rosją oznaczałaby całkowitą klapę Starego Kontynentu, nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Wykręcenie kota ogonem niech posłuży jednak za pryzmat, przez który warto przefiltrować obopólne chęci i niechęci.

Najpierw kilka słów o “schizofrenii epoki polodowcowej".

Po krótkim okresie euforii w stosunkach europejsko-rosyjskich, spowodowanej naiwną wiarą, że przemiany, które nastąpiły w Rosji po rozpadzie ZSRR, mają charakter demokratyczny, trwały i nieodwracalny, nastąpiło ostudzenie. A może bardziej rozczarowanie: w świadomości rosyjskiego społeczeństwa pojęcie “demokracja" zaczęło się kojarzyć z zamętem, kryzysem i nieudolnymi politykami, Zachód zaś traktował Rosję coraz częściej jak nauczyciel ucznia, którego trzeba zostawić na drugi rok w tej samej klasie. Cele i pojęcia coraz mocniej się “rozjeżdżały". Aż wreszcie, jak napisał jeden z rosyjskich publicystów, “Europa zaczęła patrzeć na Rosję jak za czasów markiza de Custine’a".

Swoją rolę w procesie owego “rozjeżdżania" odegrały europejskie aspiracje państw środkowoeuropejskich, które wyznaczyły sobie inny niż Rosja wektor rozwoju. Zgrzytając zębami, ale jednak przeszły one przez okres transformacji ustrojowej i pojęciowej. Zachód docenił te starania i (nie zważając na protesty Moskwy) najpierw przyjął wschodnioeuropejskich partnerów do NATO, a potem do Unii.

Do tej nowej sytuacji Rosja okazała się nieprzygotowana. Reagowała agresywnie, a rozszerzenie NATO i UE uważała za gesty antyrosyjskie, nieprzyjazne. Elita polityczna obrażała się najpierw na kolejne fale rozszerzenia, a potem na kolejne projekty, mające przyciągnąć “nowe" państwa postradzieckie. Wypracowana w Brukseli Europejska Polityka Sąsiedztwa, stwarzająca możliwość podwyższenia standardów w zakresie ochrony granic, współpracy gospodarczej i humanitarnej z Ukrainą, Białorusią, Mołdawią i Rosją, została przez tę ostatnią oceniona jako ingerencja Unii w wewnętrzną politykę tych państw. Co więcej, Rosja poczuła się tym dokumentem dotknięta do żywego: jak Bruksela śmiała postawić ją, wielkie mocarstwo, w jednym rzędzie z Mołdawią!

Zeszłoroczne “pomarańczowe" wydarzenia na Ukrainie sprawiły, że Zachód inaczej popatrzył na obszar postradziecki - popularnością zaczęła cieszyć się idea, że z władzami tych krajów można rozmawiać bez pośrednictwa Moskwy. Rosja też wyciągnęła wnioski i... sięgnęła po gazrurkę.

Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow bez owijania w bawełnę oznajmił niedawno, że jeżeli państwa postradzieckie chcą realizować politykę niezależną od Moskwy, to powinny płacić jej za surowce energetyczne po cenach światowych.

Preferencyjne ceny na gaz i ropę utrzymują w rosyjskiej orbicie cały obszar post-radziecki. To doskonała broń - właśnie broń, a nie tylko towar, którym Rosja handluje na światowych rynkach. I to broń lepsza niż rozpadające się rakiety.

Co więcej, broń tę ekipa Putina postanowiła zastosować również wobec partnerów w Europie. Czy okaże się skuteczna - czas pokaże. Młotem na europejskie czarownice mają być rosyjskie giganty energetyczne, zwłaszcza monopolista gazowy Gazprom. Rosja chce opleść Stary Kontynent siecią gazociągów, przez które tłoczone będzie błękitne paliwo. Jeśli ambitne projekty budowy kolejnych nitek (choćby fantastycznego gazociągu po dnie Bałtyku) powiodą się, to być może za jakiś czas minister Ławrow lub jego następca oznajmi, że chce, powiedzmy, bezwizowego ruchu osobowego dla obywateli Rosji albo “korytarza" do Kaliningradu, bo w przeciwnym razie podnosi ceny albo zakręca gazowy kurek i sprzedaje gaz do Chin.

W obecnej sytuacji to jedynie “strachy na lachy": zakręcanie Europie kurka nie opłacałoby się Moskwie. Ekipa rządząca chce zwyczajnie zarabiać, a przy tak doskonałej koniunkturze na surowce energetyczne, jaką mamy obecnie na świecie, grzechem byłoby stroić fochy i tracić chłonny rynek europejski. Pieniądze płyną zresztą szerokim strumieniem w obie strony: zachodnie banki właśnie skredytowały wielkie transakcje Gazpromu, a Rosja spłaca na potęgę kredyty, jakie zaciągnęła w okresie radosnej transformacji od Klubu Paryskiego czy banków niemieckich.

Można zadać pytanie, czy to dobry prognostyk dla rozwoju równoprawnej współpracy gospodarczej Rosji i Europy? Na ziemię sprowadza Borys Tumanow, który na łamach tygodnika “Nowoje Wriemia" pisze: “Ludzi biznesu na Zachodzie interesuje w Rosji jedno: gdzie, komu i ile trzeba dać w łapę, żeby można było prowadzić biznes bez szczególnych komplikacji".

A miało być inaczej.

Na początku swych rządów prezydent Putin zabrał się ostro do remanentów. Zapowiedział stabilizację i modernizację państwa, usprawnienie administracji, wzmocnienie władzy, uzdrowienie przeżartej korupcją biurokracji. Jednak stopniowo władza wycofywała się ze śmiałych zamiarów modernizacyjnych, skupiając się na utrzymaniu steru rządów w rękach ekipy czekistowskich i okołoczekistowskich wybrańców. A Federacja Rosyjska jak się chwiała, tak się chwieje, toczona przez choroby stare i podżerana przez nowe - rozpełzający się konflikt kaukaski i terroryzm, wyhodowany poniekąd przy osobistym udziale prezydenta.

O modernizacji dawno zapomniano. Rzucone przez Putina hasło podwojenia PKB zawisło w próżni. O dogonieniu Portugalii mówią już tylko co odważniejsi satyrycy, przypominając, że przez cały wiek XX wszyscy kolejni gospodarze Kremla najpierw kazali wrzucać trzeci bieg i gonić Europę albo Amerykę, a później dawali ostro po hamulcach i zapadali się w ciepłe piernaty na ruskim piecu, chwaląc zalety domowego ogniska.

Za Jelcyna Rosja rzeczywiście szukała zewnętrznych punktów orientacyjnych, porównywała się z resztą świata, uczciwie próbując znaleźć nowe miejsce na skali. Rosja za Putina oznajmiła głównie sobie, ale także innym, że jest “the best", lada moment odzyska pozycję mocarstwa, wszyscy ją kochają i szanują, a w każdym razie powinni. Zamiast modernizacji mamy nawrót do idei imperialnych. Ekshumuje się tradycje carskie, mieszając je w dowolnych proporcjach z elementami dawno przebrzmiałej chwały ZSRR. Zamiast stabilizacji i demokracji mamy monocentryczną władzę czekistów i autorytaryzm. Zamiast reform - wstecznictwo. Trudno się przebić z racjonalnymi argumentami przez taki mur.

W czasach ZSRR Europa Zachodnia trochę bała się groźnego socjalistycznego zwierza za “żelazną kurtyną", a trochę flirtowała z nim platonicznie, wyobrażając sobie Bóg wie co na podstawie lektur Tołstoja i Dostojewskiego. Pojawiający się z rzadka na Zachodzie ludzie radzieccy wzbudzali zainteresowanie i zdziwienie, że są człekokształtni; czasem szokowali brakiem szyku i obycia. Teraz Europejczycy dawno się otrzaskali z widokiem “ruskiego niedźwiedzia" u siebie - zarówno armii handlarzy i posługaczy, jak i szastających pieniędzmi multimilionerów. Co więcej, w ogóle przestali się niedźwiedzia bać - chociaż armia rosyjska z białoruską pospołu z uporem godnym lepszej sprawy ćwiczy odparcie ataku z Zachodu i wyprowadzenie ataku na Zachód, a Putin od czasu do czasu z dumą przypomina, że Rosja ma nowoczesne rakiety z głowicami jądrowymi.

Europa przestała się też na dobrą sprawę przejmować tym, co się dzieje w Rosji. Jeżeli Putin jest w stanie zapewnić coś w rodzaju “stabilności", to niech odbiera kolejne swobody swoim obywatelom, skoro tak chętnie się na to zgadzają. Owszem, wszyscy sąsiedzi wiedzą, że prezydent “niedźwiedzi" w domu bije żonę (tj. pacyfikuje Czeczenię czy gnębi wybranych oligarchów za nieposłuszeństwo), ale na salonach zachowuje się w miarę poprawnie. Ot, czasem tylko go poniesie, wysmarcze się w obrus (tj. nakrzyczy na zadających nieprzyjemne pytania zachodnich dziennikarzy) albo splunie na podłogę (np. wejdzie na odcisk Polsce w sprawach historycznych). Ale i to można mu wybaczyć.

Za zakończenie niech posłuży następująca opowieść: w połowie października prezydent Putin gościł w Moskwie swego brazylijskiego kolegę. Wyściskał go serdecznie i skomplementował masą porównań, mających świadczyć o podobieństwach obu państw: podobny poziom PKB na głowę mieszkańca, podobne różnice w dochodach najbogatszych i najbiedniejszych, podobna struktura gospodarki. Nawet społeczeństwa są podobne: wszyscy oglądają te same seriale, czyli wyciskające łzy brazylijskie tasiemce, które cieszą się w Rosji powodzeniem (na razie nie wiadomo, czy Brazylijczycy z równą ochotą oglądaliby rosyjskie seriale o bandytach).

Porównania faktycznie były trafne. Europa pod tym względem jest równie daleko i od Brazylii, i od Rosji.

ANNA ŁABUSZEWSKA jest politologiem z warszawskiego Ośrodka Studiów Wschodnich, specjalizuje się w problematyce Rosji i obszaru postradzieckiego. Stale współpracuje z “TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2005