Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Musi być czuły, tak lekko trzyma jej prawą dłoń, gdy ona, półleżąc oparta o niego, odgina głowę do tyłu lub nieruchomieje. Musi być czujny, bo w kontenerze, w którym żyją w osiem osób, kątów, progów i zagrożeń jest zbyt dużo, by spuścić wzrok z dzieci. Zwłaszcza z 10-letniej Rukiji, niewidomej od urodzenia, i jej starszej o trzy lata, niepełnosprawnej siostry.
Musi je wszystkie bardzo kochać.
W Baharce, obozie dla tzw. uchodźców wewnętrznych, pod Erbilem w północnym Iraku, Ahmed i jego rodzina mieszkają od czterech lat. Pochodzą z Al-Hilli, 100 km na południe od Bagdadu. Gdy dżihadyści z Państwa Islamskiego zaczęli terroryzować miasto, uciekli do Faludży, potem do Kirkuku. W końcu trafili tu, do w miarę stabilnego Kurdystanu. Nadzieje na powrót do domu są małe – im, sunnitom, w Al-Hilli grozi teraz terror szyickich, proirańskich milicji.
Ahmedowi kończy się cierpliwość i czasem podnosi na rodzinę głos. Trudno się nie zdenerwować, tłumaczy, gdy żyje się w kontenerze, a na zewnątrz nieogrodzona przestrzeń jest zbyt niebezpieczna, aby zostawiać dziewczynki bez opieki. Sama miłość nie załatwi wszystkiego. A kłopotów przybywa: właśnie zmienił się system rejestracji, a oni nie mają jak dojechać do biura gubernatora, żeby wyrobić nowe dokumenty. Z Baharki, w związku z epidemią COVID-19, wycofało się kilka organizacji pomocowych. „Pieluchy”, odpowiada Ahmed na pytanie, co jego córkom potrzebne jest najbardziej – i wciąż trzyma dłoń Rukiji. ©℗
Mieszkańców obozu Baharka wspiera Polska Misja Medyczna. Projekt jest współfinansowany w ramach polskiej współpracy rozwojowej MSZ RP. Pomóc można na www.pmm.org.pl lub wpłacając na konto: 62 1240 2294 1111 0000 3718 5444.