Milczenie nie jest złotem

Nawet skrupulatna selekcja kandydatów do kapłaństwa i roztropna kontrola duchownych przez biskupa bądź przełożonego zakonnego nie daje gwarancji, że Kościół będzie wolny od przypadków molestowania seksualnego. Co robić, gdy na pierwszych stronach gazet pojawia się zdjęcie księdza z zamazaną twarzą i nazwiskiem skróconym do inicjału? Jak powinien zachować się biskup? Jak może się bronić fałszywie oskarżony kapłan? A co w przypadku, gdy jest winien?.

15.08.2004

Czyta się kilka minut

“Jak nazwać niestawianie się przed ławą przysięgłych, ukrywanie nazwisk winnych pedofilii, lawirowanie wokół prawa, szukanie dziur, kłamstwa, milczenie i obłudę? To nie jest mój Kościół, ale organizacja mafijna" - grzmiał w czerwcu ubiegłego roku Frank Keating, szef komisji badającej kulisy skandali seksualnych w amerykańskim Kościele. Ostrze krytyki byłego gubernatora Oklahomy wymierzone zostało nie w samych duchownych-pedofilów, ale w postępowanie władz kościelnych w obliczu szerzącego się zgorszenia. Bez wątpienia podobną logiką kieruje się opinia publiczna, w tym wielu chrześcijan.

Naturalnie, każdy przypadek należy traktować indywidualnie, a dramatycznym i skomplikowanym nieraz wydarzeniom towarzyszą trudne do rozstrzygnięcia dylematy. Jednak przebieg dotychczasowych afer w Kościele w USA, Irlandii, Australii czy Polsce pozwala sformułować kilka generalnych spostrzeżeń.

I

Podstawowa zasada powinna brzmieć: nie skrywać się za spiżową bramą, nie bagatelizować zarzutów i nie powtarzać, że wrogie Kościołowi media znów rozpętały antyklerykalną nagonkę. To prawda, że w pogoni za sensacją niektórzy dziennikarze depczą prywatność oskarżonych (i ofiar). Jednak wielu po prostu wykonuje zawód i realizuje związaną z nim społeczną misję, czyli poszukuje prawdy. Jak zauważył ks. Paul Zulehner, austriacki teolog i socjolog religii, po skandalu seksualnym wokół kard. Hansa Hermanna Groëra tamtejszy Kościół zrozumiał, że w obliczu kryzysu nie może ukrywać się przed mediami, bo kompletnie traci wiarygodność. Gdy kilka lat później wybuchła afera seminarium w Sankt Pölten, austriacki Episkopat zachowywał się wręcz modelowo.

Niedoścignionym wzorem pozostaje kard. Joseph Bernardin, arcybiskup Chicago. W 1993 r. pojawiły się plotki, że pracując jeszcze w diecezji Cincinnati miał zmusić kleryka Stevena Cooka do stosunku seksualnego. W książce “Dar Pokoju" kardynał opisywał pierwsze chwile po wybuchu skandalu: “Czułem się głęboko upokorzony, dowiadując się z rozmów telefonicznych, że zarzuty przeciwko mnie okrążyły już świat. (...) Moi doradcy nakłaniali mnie do wydania oświadczenia dla prasy i telewizji, gdy tymczasem furgonetki reporterów parkowały coraz gęściej na ulicy".


Po stronie ofiar: o wykorzystywaniu seksualnym nieletnich, zmowie milczenia i innych grzechach polskiego Kościoła piszemy konsekwentnie od lat. Wybór najważniejszych tekstów „TP” z ostatniego dwudziestolecia na temat, który wstrząsa dziś Polską, w bezpłatnym i aktualizowanym, internetowym wydaniu specjalnym.


W następnych dniach kard. Bernardin uczestniczy w piętnastu konferencjach prasowych. Już na pierwszej pada pytanie, czy prowadzi aktywne życie seksualne. “Zawsze żyłem w czystości i celibacie" - odpowiada z prostotą. Po latach wspominał: “Pełne rezerwy napięcie zelżało, a ja spoglądając po twarzach siedzących przede mną osób widziałem, że słowa moje zostały przyjęte z wiarą". Jeden z dziennikarzy wyjaśnił z rozbrajającą szczerością: “Wiemy, że ksiądz kardynał mówi prawdę, lecz musimy zadawać te wszystkie pytania. Na tym polega nasza praca". Po stu dniach okazało się, że zarzuty wobec kard. Bernardina były wyssane z palca. Na jego pogrzeb w 1996 r. przyszło milion mieszkańców Chicago.

Jeżeli chodzi o kościelne reakcje na oskarżenia duchownych o pedofilię, mamy w Polsce do czynienia z przykładami zarówno negatywnymi, jak i pozytywnymi. Gdy w 2001 r. “Gazeta Wyborcza" zarzuciła proboszczowi z Tylawy molestowanie dziewczynek, jego przełożony - abp Józef Michalik - wystosował list do księży z archidiecezji przemyskiej. Pisał w nim m.in.: “Ponieważ 4 czerwca znana z antyklerykalizmu »Gazeta Wyborcza« opublikowała dwa obszerne artykuły pełne bolesnych oskarżeń, którym Ksiądz Prałat, jak i miejscowy dziekan zaprzeczyli, czuję się zobowiązany wyrazić współczucie i nadzieję, że kapłani i parafianie, którzy lepiej znają środowisko niż wrogie Kościołowi i depczące prawdę gazety lub osoby, nie stracą zaufania do swego proboszcza, ale okażą mu bliskość przez gorliwą modlitwę". Hierarcha protestował przeciw niszczeniu dobrej opinii księży, co “jest atakiem niewybrednym pewnych grup i środowisk. Dziś przybierają one coraz to inne kolory, ale zawsze wywodzą się od ojca kłamstwa".

Przed kilkoma tygodniami sąd skazał księdza z Tylawy na dwa lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć lat. W styczniu ub. r. rzecznik przemyskiej kurii oświadczył, że “należy powstrzymać się z ostateczną oceną zarzutów stawianych tamtejszemu Księdzu Proboszczowi do czasu wydania orzeczenia przez kompetentne organa wymiaru sprawiedliwości". Abp Michalik milczy i dziś.

Powiedzmy jasno: biskup ma prawo bronić podległego mu kapłana. Liczy się jednak styl tej obrony.

Pozytywnym przykładem była natomiast postawa ks. Henryka Jankowskiego w pierwszych dniach po ujawnieniu przez media zarzutów, że molestował jednego z ministrantów: prałat nie unikał wówczas dziennikarzy, publicznie starając się wyjaśnić wątpliwości. I były efekty: większość redakcji relacjonowała sprawę z dystansem, starając się z jednej strony informować społeczeństwo, z drugiej zaś przestrzegać zasady domniemania niewinności. Szkoda, że wkrótce prałatowi puściły nerwy...

II

W przypadku, gdy duchowny dopuści się molestowania seksualnego nieletnich, Kościół może sięgnąć - ze względu na ciężar popełnionego przestępstwa - po kary kanoniczne. Jedną z nich jest wydalenie ze stanu duchownego w oparciu o kanon 1395 kodeksu prawa kanonicznego. Automatyczne usuwanie ze stanu duchownego ludzi, którym udowodniono molestowanie nieletnich, weszło do potocznego języka jako zasada “zero tolerancji". Po burzliwych dyskusjach i konsultacjach z Watykanem Episkopat USA przyjął jednak metodę “ograniczonego zera tolerancji": księża, którzy dopuścili się choćby jednego czynu pedofilskiego, zostają wykluczeni z posługi kapłańskiej, ale nie usuwa się ich ze stanu duchownego, chyba że ich przestępstwo miało wyjątkowo drastyczny charakter. Nie wolno im publicznie odprawiać Mszy, udzielać sakramentów i nosić sutanny. Nie mogą pracować jako duszpasterze w parafiach, szkołach, szpitalach czy domach opieki. Powinni - jak głosi “Karta Ochrony Dzieci i Młodzieży", przyjęta w czerwcu 2002 r. podczas obrad Episkopatu USA w Dallas - wieść życie oparte na modlitwie i pokucie, a Kościół ma im zapewnić należytą opiekę terapeutyczną i materialną. Takie procedury przyjęto, powołując się m.in. na słowa Jana Pawła II, wypowiedziane w Watykanie w kwietniu 2002 r. podczas wizyty amerykańskich kardynałów i biskupów. “Ludzie muszą wiedzieć, że wśród księży i duchowieństwa zakonnego nie ma miejsca dla tych, którzy krzywdzą młodzież" - podkreślił wtedy Papież.

Ks. Michał M., urlopowany wprawdzie przed rokiem z funkcji proboszcza, nadal mieszka w Tylawie i odprawia Msze w tamtejszym kościele.

III

Bagatelizując doniesienia o pedofilskich skłonnościach księży, kościelni przełożeni wyrządzają krzywdę nie tylko - co już stanowi argument rozstrzygający - ewentualnym ofiarom, ale też samym kapłanom. Wyobraźmy sobie, że biskup zastosuje środki prewencyjne: odizoluje księdza od kontaktów z dziećmi i pośle go na leczenie (na marginesie: czy nie należałoby zorganizować w Polsce ośrodka terapii dla duchownych o skłonnościach pedofilskich?). Być może uchroniłby w ten sposób wiele dzieci od zranień, które na trwałe odcisną piętno w ich psychice, a samemu księdzu pozwolił uniknąć popełnienia grzechu i przestępstwa.

Poza tym jeżeli kapłan dopuści się czynów pedofilskich, może stanąć przed sądem i pójść do więzienia. Nie wolno zapominać, że na całym świecie współwięźniowie maltretują skazanych pedofilów. Za ostrzeżenie niech posłuży historia wydalonego ze stanu duchownego Johna Geoghana z archidiecezji bostońskiej, którego przypadek uruchomił lawinę skandali seksualnych w amerykańskim Kościele, a co za tym idzie - także procesów i wielomilionowych odszkodowań. Przełożeni - świadomi jego pedofilskich skłonności - przez kilkadziesiąt lat przenosili go z parafii do parafii. Gdy w 2002 r. sąd skazał go (za molestowanie ponad 130 młodych ludzi) na karę dziesięciu lat pozbawienia wolności, Geoghan trafił do więzienia o najcięższym rygorze. Sędzia liczył, że zamknięty w odseparowanej celi były ksiądz uniknie samosądu. Jednak w sierpniu ub. r. w zakładzie karnym sprowokowano bójkę; jeden ze współwięźniów - wykorzystując zamieszanie - udusił Geoghana. Inny amerykański ksiądz-pedofil, skazany na dziesięć lat, stracił w więzieniu oko i ucho.

IV

Przełomowy moment stanowi przedstawienie przez prokuraturę zarzutów: to znak, że w toku prowadzonego śledztwa udało się zebrać dane uzasadniające podejrzenie popełnienia przez konkretną osobę czynu karalnego. Mówiąc inaczej: od tej chwili postępowanie zaczyna toczyć się nie w sprawie, ale przeciwko konkretnej osobie. To istotne rozróżnienie - niestety, na ogół bagatelizowane przez media. Zanim prokurator przedstawi zarzuty, trudno wymagać od biskupa, aby - naturalnie pod warunkiem, że do kurii nie dotarły wiarygodne informacje, świadczące na niekorzyść kapłana - już teraz odsunął go od wykonywania funkcji duszpasterskich.

Załóżmy jednak, że prokuratura stawia jakiemuś księdzu zarzut molestowania nieletnich. Jacek Borkowicz, redaktor “Więzi" zaangażowany w wyjaśnienie wydarzeń w Tylawie, konstatował na łamach “TP": “Coraz trudniej bronić poglądu, że wskazywanie na przypadki wykroczeń seksualnych księży godzi w dobre imię Kościoła. Coraz więcej polskich biskupów ma świadomość, że to dobre imię może ocalić tylko ich szybka, skuteczna i czytelna reakcja na każdy konkretny występek, o jakim dowiedzą się na terenie swojej diecezji".

Reakcją najrozsądniejszą w momencie postawienia przez prokuratora zarzutów wydaje się czasowe zawieszenie wykonywania przez kapłana obowiązków duszpasterskich. Na takie rozwiązanie biskup powinien się zdecydować nawet wówczas, gdy jest przekonany o niewinności podwładnego. Demagogią trąci argument, że tym samym przełożony opuszcza powierzonego jego opiece duchownego i przyznaje rację oskarżycielom. Podobnie absurdalne jest przekonanie, że oskarżony - samemu rezygnując z wypełniania dotychczasowych obowiązków - przyznaje się do winy i pozbawia szans na oczyszczenie z zarzutów.

Przykład pierwszy: latem 2002 r. metropolitę Sydney, arcybiskupa George’a Pella, oskarżono o pedofilię. Od początku sprawa wydawała się szyta grubymi nićmi; mężczyzna oskarżający hierarchę nie chciał złożyć w prokuraturze doniesienia o popełnieniu przestępstwa. Kardynała wziął w obronę nawet premier Australii, jednak metropolita zawiesił wykonywanie obowiązków arcybiskupich (do momentu wyjaśnienia sprawy zrezygnował również z kierowania specjalną komisją, powołaną przez Episkopat dla zwalczania przypadków pedofilii wśród duchownych), a w czasie dochodzenia bez oporów współpracował z powołaną przez Kościół świecką komisją śledczą. Ta postawa zjednała mu sympatię rodaków i wzmocniła prestiż australijskiego Kościoła.

Po kilku miesiącach arcybiskup Pell mógł oświadczyć na konferencji prasowej: “Dziękuję Bogu za to, że śledztwo w mojej sprawie już się zakończyło i zostałem uwolniony od wszelkich zarzutów". Wyraził radość, że znów może podjąć obowiązki arcybiskupie i “głosić wiarę katolicką w Sydney".

Przykład drugi: w diecezji Dallas obowiązuje reguła, że podejrzani o pedofilię księża dobrowolnie rezygnują z obowiązków kapłańskich do momentu wyjaśnienia sprawy, a kuria informuje o wszystkim władze świeckie.

Przykład trzeci: w lipcu 2000 r. pewien dwunastolek wrócił do domu pijany. Okazało się, że upił go, a następnie molestował, jeden z księży na plebanii w Gdyni. Gdy sprawa wyszła na jaw, gdańska kuria zawiesiła wikarego w czynnościach kapłańskich. Ksiądz przyznał się do winy, a w kwietniu następnego roku został skazany na trzy i pół roku więzienia. Nikt sprawy nie tuszował, ale nie nabrała ona niepotrzebnego rozgłosu, który przyniósłby szkodę i ofiarom, i oskarżonemu, i Kościołowi.

V

Doniesieniami o molestowaniu nieletnich przez księży powinny się zajmować nie tylko prokuratura i sądy świeckie. To przede wszystkim Kościół winien dążyć do wyjaśnienia takich spraw.

Zgodnie z przepisami Stolicy Apostolskiej, opracowanymi w 2001 r., biskup zobowiązany jest powiadomić Kongregację Nauki Wiary o każdym przypadku pedofilii wśród podległych mu duchownych. Kongregacja decyduje, czy sprawą zajmie się diecezja, czy przejmie ją Watykan.

Obok działalności sądów kościelnych (mogą wymierzać kary kanoniczne, zasiadają w nich wyłącznie duchowni) zdarzało się, że lokalny Kościół powoływał komisję do zbadania konkretnego przypadku. W takich komisjach, które wyniki dochodzenia przedstawiają opinii publicznej, warto zatrudnić świeckich ekspertów, byłych prokuratorów bądź sędziów (np. sprawą abp. Pella zajmował się Alec Southwell, emerytowany członek Sądu Najwyższego Australii, co więcej - niekatolik), psychiatrów czy seksuologów. Jeżeli składałyby się wyłącznie z księży, trudno byłoby przekonać społeczeństwo, że wyniki śledztwa są wiarygodne.

Jeżeli Kościół lokalny nie radzi sobie ze skandalem, Stolica Apostolska może wysłać komisję śledczą, która - naturalnie - musi pracować dyskretnie, aby chronić prywatność ofiar i oskarżonych oraz nie dopuścić do szerzenia się zgorszenia. Dopóki skandal nie ujrzy światła dziennego, nie trzeba informować, że komisja w ogóle wszczęła dochodzenie. Jeżeli jednak sprawa trafi na forum publiczne, wówczas społeczeństwo - a przede wszystkim wierni - powinno otrzymać podstawowe informacje: kto prowadzi śledztwo i jakie ma uprawnienia.

Wzór stanowi praca bp. Klausa Künga, wizytatora apostolskiego wysłanego niedawno przez Jana Pawła II do St. Pölten. Biskup Küng z jednej strony nie ujawnia szczegółów dochodzenia, z drugiej zaś - stale informuje media o sprawach, które nie wymagają zachowania tajemnicy. Poprosił również dziennikarzy, żeby opublikowali

e-mail oraz numer telefonu do jego sekretarza. Chce, aby dostęp do niego mieli wszyscy, którzy mogliby wyjaśnić, co rzeczywiście działo się za murami seminarium. Trudno się dziwić, że wizytator od razu zyskał poważanie, a rozmiary szkód, poczynionych na skutek afery, udało się zminimalizować.

VI

Załóżmy, że ksiądz jest winien zarzucanych mu czynów pedofilskich. Czy ma szansę uratować dobre imię, a zarazem autorytet Kościoła? Owszem, jeśli zdobędzie się na odwagę i przyzna do winy, a wszystkich zranionych - ofiary i ich bliskich, kościelnych przełożonych, księży i wiernych - poprosi o przebaczenie.

Prawie 30 lat temu ks. Anthony J. O’Connell, wykładowca w seminarium w Missouri, molestował 12-letniego Christophera Dixona. Chłopak również został potem księdzem, ale po kilku latach odszedł z kapłaństwa na skutek ciężkiej depresji. W 1996 r. skierował przeciw O’Connellowi sprawę do sądu cywilnego, ale w ramach ugody wziął odszkodowanie w wysokości 125 tys. dolarów. Sprawa przycichła, a przed pięcioma laty O’Connell został ordynariuszem Palm Beach na Florydzie. 8 marca 2002 r. tamtejsi biskupi wydali oświadczenie, w którym nazwali pedofilię “uczynkiem nie tylko grzesznym, ale i kryminalnym". Kilka godzin później O’Connell zwołał konferencję prasową. Przyznał się do molestowania sprzed kilkudziesięciu lat, złożył rezygnację i oświadczył: “Jest mi niezmiernie przykro z powodu bólu, zła i zawodu, jaki sprawiłem".

Kard. Bernard Law, który przenosił księży-pedofilów z parafii do parafii i stał się symbolem tuszowania skandali przez Kościół w USA, zdobył się na podobny gest: “Wszystkich, którzy cierpieli z powodu moich zaniedbań i błędów przepraszam i proszę o wybaczenie" - napisał w grudniu 2002 r., ustępując z urzędu arcybiskupa Bostonu.

Przed jeszcze trudniejszą próbą stanął kard. William Keeler z Baltimore. W 1993 r. Donte Stokes oskarżył ks. Maurice’a Blackwella o molestowanie seksualne. Policja nie znalazła dowodów winy, a arcybiskup Keeler pozostawił Blackwella na stanowisku proboszcza. Pięć lat później kapłan przyznał się do “nieodpowiedniego podejścia do osoby nieletniej" - tyle że w latach 70. Arcybiskup zakazał mu wykonywania funkcji duszpasterskich i wydawało się, że sprawa jest zamknięta. Jednak kolejny akt tragedii rozegrał się w maju 2002 r., gdy zdesperowany, wówczas już 26-letni Stokes zastrzelił ks. Blackwella przed jego domem.

Czekający na rozprawę w areszcie domowym Stokes pewnie nie mógł uwierzyć, gdy odwiedził go kard. Keeler. Podczas ponadgodzinnej rozmowy kardynał zapewnił mordercę, że zrobi wszystko, aby w Kościele nie było miejsca dla tych, którzy krzywdzą dzieci. “Wyrażam skruchę za ból, jakiego doświadczył Stokes. Zaoferowałem mu wszelką możliwą pomoc i poradę, o jaką chciałby się zwrócić do naszej archidiecezji" - powiedział dziennikarzom po spotkaniu. Wcześniej kardynał przeprosił rodzinę chłopaka, że nie odsunął ks. Blackwella od funkcji kapłańskich już w 1993 r.

Z kolei w archidiecezji Santa Fe biskup odwiedzał rodziny ofiar księży-pedofilów i osobiście przepraszał za postępowanie kapłanów. Dziś jego zachowanie stawia się w USA za wzór, jak Kościół może odzyskać nadszarpnięte zaufanie wiernych.

VII

W przypadku oskarżeń o molestowanie ogromne znaczenie odgrywają również z pozoru drobne gesty. Kard. Bernardin nie zgodził się, żeby archidiecezja opłacała jego adwokatów: postanowił na własną rękę pokryć wszystkie koszty, na wieść o czym kilka renomowanych kancelarii zaoferowało, że będzie go bronić pro bono. Z kolei Sean Patrick O’Malley, który przejął stery w archidiecezji bostońskiej, sprzedał rezydencję biskupią, aby wypłacić odszkodowania dla ponad pięciuset ofiar. Mówi, że zdecydował się na tak radykalne rozwiązanie, ponieważ nie chciał, aby pieniądze na odszkodowania pochodziły ze składek wiernych.

VIII

Kościół, który pragnie rozliczyć się z przeszłością, publikuje raport dotyczący molestowania nieletnich przez duchownych. Takie dokumenty wydały już np. Episkopaty USA i Irlandii.

Amerykański raport może budzić zakłopotanie. Umieszczono w nim np. procentowe wyliczenie, do jakich zachowań seksualnych księża zmuszali dzieci. Jednak dzięki tak szczegółowemu opracowaniu opinia publiczna otrzymuje czytelny sygnał: katolicy nie ukrywają spraw nawet bardzo dla siebie bolesnych, a problem pedofilii wśród duchownych zamierzają traktować zgodnie z ewangeliczną zasadą, że “prawda was wyzwoli" (J, 8, 32).

IX

Na koniec o najważniejszym: o ofiarach. Bo jeżeli bierzemy pod uwagę cierpienia dzieci i ich bliskich, drugorzędne wydaje się pytanie, czy na skutek skandali pedofilskich Kościół traci na wiarygodności czy popularności.

Kościoły w Irlandii i USA zgubiło przekonanie, że fałszywie rozumiane dobro instytucji jest ważniejsze od bezpieczeństwa dzieci. Abp Sean Brady, prymas Irlandii, nazwał raport opracowany przez tamtejszy Kościół “bolesną lekturą", w której mowa jest o błędach “popełnionych w odpowiedzi na prośby tych, którzy szukali w Kościele wrażliwości i współczucia".

Drugą przyczyną katastrofy - przede wszystkim w USA - było naiwne przekonanie, że duchownych o skłonnościach pedofilskich wystarczy posłać na terapię, a gdy wrócą z zaświadczeniem wyleczenia - można ich przywrócić do pracy w parafiach. “Dziś wiemy, że ta skłonność jest nieuleczalna" - mówił w Radio Watykańskim bp Joseph Galante z diecezji Dallas (dziś ordynariusz Camden).

Ofiary molestowania trzeba otoczyć szczególną opieką, nawet jeżeli Kościołowi nie grożą - jak w Ameryce - gigantyczne odszkodowania. Można zapewnić im pomoc psychologiczną, a w diecezjach - jak np. w Austrii - utworzyć urząd ombudsmana, do którego zgłasza się przypadki pedofilii wśród duchownych. W przypadku wewnątrzkościelnych dochodzeń należy do niezbędnego minimum ograniczyć przesłuchania ofiar, aby bez potrzeby dodatkowo ich nie ranić. Tu wielka odpowiedzialność spoczywa na sprawcach: jeżeli przyznają się do winy, oszczędzą pokrzywdzonym kolejnych cierpień.

X

Wiele skandali - rzeczywistych i sfingowanych - wymyka się tak ogólnie zarysowanym wskazówkom. Biskupi - często rozdarci między zaufaniem do kapłanów, naciskiem społecznym i bezwzględną koniecznością ochrony dzieci - stają wobec trudnego wyzwania. We wstępie do “Karty Ochrony Dzieci i Młodzieży" pasterze amerykańskiego Kościoła zestawili ze sobą dwa cytaty z Ewangelii św. Mateusza: “Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie" (19, 14) i “Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza" (18, 6).

W kolejnym akapicie napisali: “Dziś słuchamy tych słów Pana jak proroctwa".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Były dziennikarz, publicysta i felietonista „Tygodnika Powszechnego”, gdzie zdobywał pierwsze dziennikarskie szlify i pracował w latach 2000-2007 (od 2005 r. jako kierownik działu Wiara). Znawca tematyki kościelnej, autor książek i ekspert ds. mediów. Od roku… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2004