Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zrywamy ostatnie pęta naszej zależności od Rosji” – mówił premier Mateusz Morawiecki, otwierając 17 września kanał w Mierzei Wiślanej. Nie hamował się też obecny na miejscu prezydent Andrzej Duda, zapewniając, że „mimo wichrów wojen, które przyginały nas bardzo często do ziemi (...) Polska zwycięża. Zwycięża tutaj na Mierzei Wiślanej”.
A teraz kolej na fakty. Kosztem 1,8 mld zł, niemal dwukrotnie wyższym od pierwotnie założonego, zbudowano przejście wodne, które o 12 godzin skróci żeglugę z Elbląga do Gdańska – i to jedyna bezdyskusyjna korzyść z tej inwestycji. Atuty polityczne sprowadzają się już tylko do symboliki, bo Rosja od lat nie blokuje przejścia przez Cieśninę Piławską, zdając sobie sprawę, że kameralny port w Elblągu, oddalony o godzinę jazdy lądem od gdańskiego, nie ma – i nie może mieć – większego znaczenia dla polskiej gospodarki. Przekop może za to zmienić potencjał turystyczny regionu Zalewu Wiślanego.
Wielu miejscowych przedsiębiorców liczy, że ściągnie na te wody więcej żeglarzy, ale część obawia się, że dewastacja środowiska, jaką spowodował sam przekop i towarzyszące mu pogłębienie toru żeglugowego w stronę Elbląga (wejście do samego portu nie zostało jeszcze pogłębione), może bezpowrotnie zmienić Zalew Wiślany i zniechęcić część stałych bywalców do odwiedzin. ©℗