Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
... łatwo było przeoczyć wieść może nie najcięższej wagi, raczej drobiażdżek, ale za to jakże sympatyczny.
Otóż na mapie miejsc odwiedzonych przez internetowy magazyn Freunde von Freunden, którego nazwę tłumaczy się jako Przyjaciele naszych przyjaciół, pojawiła się Polska reprezentowana przez Kraków i Przemysława Krupskiego, współwłaściciela sklepu i baru Miejsce.
Idea magazynu, który działa od 2009 r. i uchodzi za wzorcowy przykład ambitnego podejścia w dziedzinie nowych mediów, jest odzwierciedleniem jego nazwy i sprowadza się do pokazywania artystów wszelkiej maści z perspektywy ich domowych pieleszy albo miejsca pracy.FvF dorobił się już stałego grona czytelników na całym świecie i obrósł otoczką elitarności. Peregrynacje po mieszkaniach i pracowniach twórców początkowo ograniczały się do Berlina, a potem kilku innych najważniejszych światowych stolic, w myśl prostej zasady: znajomy poleca kolejnych znajomych. Za tym wszystkim kryła się zaś idea łączenia twórczych ludzi z różnych środowisk, reprezentujących różne sposoby postrzegania miast i tworzących miejskie życie.
Kryteria doboru rozmówców były nadzwyczaj luźne. Jak to ujmują sami autorzy: bohaterem wywiadu może być ktoś, kto projektuje statki kosmiczne, gotuje albo zajmuje się ogrodem, byle był inspirujący i miał twórczą pasję. Tyle że z polskiej perspektywy ten świat wciąż utrwalał rzeczywistość z czasów żelaznej kurtyny, skupiając wyłącznie przyjaciół z tak zwanego Zachodu, których wspólne zabawy mogliśmy sobie jedynie popodglądać na ekranach komputerów. A przecież mentalnie też należeliśmy do tej paczki, i to od dawna. Na szczęście twórcy magazynu dostrzegli te dysproporcje i kilka miesięcy temu pochwalili się pozyskaniem dodatkowych funduszy na prezentację artystów z Europy Środkowo-Wschodniej i Ameryki Południowej, rejonów świata dotąd przez nich pomijanych.
Cieszy, że na pierwszy ogień poszedł Polak, i to z Krakowa. Nie jest to radość z nobilitacji, raczej z uznania wreszcie oczywistego faktu, że też mamy kogo i co pokazać. Wybór Miejsca jako miejsca był skądinąd logiczny. Krupski z początku inspirował się Berlinem, czego zresztą nie kryje w rozmowie, a sam lokal, wypełniony odnowionymi sprzętami z drugiej połowy ubiegłego wieku, już dekadę temu był oazą koloru i światła, odcinającą się od obowiązującego piwniczno-dymnego stylu kazimierskich knajp. Jeszcze większa radość z szansy na to, że dzięki tak niekonwencjonalnej, a wpływowej platformie, jaką jest FvF, świat zainteresuje się polskim designem i pozna lepiej takie nazwiska jak Roman Modzelewski, Maria Chomentowska czy Teresa Kruszewska, też przyjaciele przyjaciół z dawnych lat.