Między sprawiedliwością a wymiarem sprawiedliwości

Wprowadzenie stanu wojennego było czynem bezprawnym nawet według prawa, które obowiązywało w 1981 roku. Czy uda się jeszcze osądzić jego autorów?

07.12.2011

Czyta się kilka minut

Rodacy! W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Jej przewodnictwo objął generał armii Wojciech Jaruzelski. Mając za sobą siły zbrojne Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, licząc na zaufanie i wsparcie przez wszystkie patriotyczne i postępowe siły społeczne, Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego jest zdecydowana zapewnić spokój wewnętrzny i bezpieczeństwo kraju" - tak brzmiał fragment proklamacji WRON z 13 grudnia 1981 r. informującej o jej powstaniu. Był to samozwańczy i pozakonstytucyjny organ władzy rządzący Polską w czasie stanu wojennego: od 13 grudnia 1981 r. do 22 lipca 1983 r.

Znając historię PRL, można stwierdzić, że komuniści mieli bogate doświadczenia w bezprawnym powoływaniu instytucji o charakterze państwowym. Pierwsze były już w 1944 r.: Krajowa Rada Narodowa i Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Choć powstały z inicjatywy Stalina i nie miały podstaw prawnych, ich legalność nie została nigdy skutecznie zakwestionowana. Podobnie było ze sfałszowanymi wyborami w 1947 r.: wyłoniony wtedy Sejm zaakceptował w 1952 r. nową konstytucję, do której poprawki osobiście wprowadzał Stalin. Na jej mocy powstała m.in. Rada Państwa PRL: nowy organ władzy z kompetencjami ustawodawczymi, wykonawczymi i sądowniczymi. Miała ona swój udział we wprowadzeniu stanu wojennego.

Dlaczego więc dziś szukamy kruczków prawnych, aby ukarać twórców stanu wojennego, skoro cały ówczesny system władzy był bezprawny?

Grzech "Okrągłego Stołu"

Aby odpowiedzieć na to pytanie, musimy cofnąć się do początków transformacji ustrojowej. Ustalenia "Okrągłego Stołu" z 1989 r. nie przekreśliły bezprawności systemu wprowadzonego po 1944 r. Został on nawet w pewnym sensie post factum zalegitymizowany - przez zorganizowanie kilku wyborów powszechnych na podstawie ustaw, uchwalanych na mocy konstytucji z 22 lipca 1952 r.

Jakie są tego skutki? Według obecnego stanu prawnego takie zbrodnicze instytucje jak UB czy SB nadal mają status formacji, które stały na straży bezpieczeństwa Polski. Stanisław Radkiewicz i Czesław Kiszczak mogą być nadal zaliczani do poprzedników dzisiejszych szefów ABW i Agencji Wywiadu. Nie byłoby też przestępstwem, gdyby fotografia Jaruzelskiego wisiała w galerii byłych ministrów obrony narodowej, obok polityków i wojskowych z czasów II i III RP.

Z drugiej strony, w powszechnej świadomości społeczeństwa - potwierdzanej przez ustalenia historyków - nie sposób uznać PRL za zwykłe państwo, a jej przywódców za poprzedników tych wybranych w demokratycznych wyborach.

Aby pogodzić te rozbieżności, wybrano kompromisowe rozwiązanie. Już na początku lat 90. umożliwiono karanie funkcjonariuszy aparatu represji i innych osób władających PRL-em tylko wtedy, gdy przekraczali ówcześnie obowiązujące prawo komunistycznego państwa. Ale było to rozwiązanie skazane na porażkę m.in. z powodu utrudnionego dostępu do resztek uratowanych od spalenia akt, którymi w dużej mierze "opiekowali się" byli oficerowie bezpieki. Dopóki nie powołano IPN, udało się więc osądzić i skazać tylko nielicznych, jak Adam Humer. Były to jednak przypadki potwierdzające regułę.

12/13 grudnia: nocne posiedzenie

Powstanie IPN i nadanie szerokich uprawnień jego pionowi śledczemu umożliwiło nie tylko pociągnięcie do odpowiedzialności karnej wielu funkcjonariuszy UB i SB, ale także dokładne zweryfikowanie pojawiających się od lat konstatacji, mówiących o nielegalności wprowadzenia stanu wojennego w 1981 r.

Pierwsze stwierdzenia na ten temat pojawiły się zresztą już wtedy - podczas uchwalania stanu wojennego przez Radę Państwa PRL. Zgodnie z przepisami konstytucji PRL Rada Państwa mogła wydawać dekrety wyłącznie wówczas, gdy nie obradował Sejm. Choć trwała wówczas sesja Sejmu, w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. Wojciech Jaruzelski narzucił członkom Rady Państwa uchwalenie przepisów o stanie wojennym. Tym samym nie tylko on popełnił przestępstwo, ale przyczynił się także do tego, że prawo zostało złamane przez osoby głosujące za wprowadzeniem w życie tego aktu prawnego.

Samo posiedzenie Rady Państwa było wielką farsą. Zostało ono zwołane na godzinę pierwszą w nocy, już 13 grudnia. Stan wojenny został więc w praktyce wprowadzony, zanim jeszcze członkowie Rady Państwa zdążyli dotrzeć na obrady. Gdy je rozpoczynano, już od godziny trwały internowania, a wojsko patrolowało ulice. Jeden z przywódców stanu wojennego, gen. Tadeusz ­Tuczapski, oznajmił zebranym, że "politycy okazali się niezdolni do opanowania kryzysu", i "poinformował o przejęciu inicjatywy przez wojsko".

Zgromadzeni mieli świadomość, że działają niezgodnie z prawem. Uświadomił im to m.in. Ryszard Reiff, który jako jedyny z członków Rady Państwa głosował przeciw wprowadzeniu stanu wojennego (za co wkrótce został ukarany odsunięciem ze stanowiska we władzach państwowych oraz w Stowarzyszeniu PAX). Przyjęte dokumenty antydatowano, podając jako dzień przyjęcia 12 grudnia (z formalnego punktu widzenia mogły one wejść w życie dopiero po ich ogłoszeniu w Dzienniku Ustaw, co nastąpiło dopiero 17 grudnia 1981 r.).

Śledztwa i procesy

Żaden z członków WRON nie poniósł konsekwencji karnych za przygotowanie i wprowadzenie stanu wojennego. Dopiero niedawno sąd - po raz pierwszy - orzekł, że głosowanie za wprowadzeniem stanu wojennego było przestępstwem. Co prawda w 1992 r. Sejm stwierdził, iż wprowadzenie stanu wojennego było nielegalne, ale nie miało to praktycznych skutków.

Dopiero w ramach śledztwa IPN, wszczętego w 2004 r., postawiono pięciu żyjącym członkom Rady Państwa - Kazimierzowi Barcikowskiemu, Emilowi Kołodziejowi, Tadeuszowi Młyńczakowi, Eugenii Kemparze i Krystynie Marszałek-Młyńczak - zarzut przekroczenia przysługujących im uprawnień przez uchwalenie wbrew konstytucji PRL czterech dekretów stanu wojennego, zaś Wojciechowi Jaruzelskiemu, Czesławowi Kiszczakowi, Florianowi Siwickiemu i Tadeuszowi Tuczapskiemu zarzut działania w związku przestępczym o charakterze zbrojnym, mającym na celu m.in. pozbawianie wolności osób związanych z NSZZ "Solidarność". Wielu innym osobom, także odpowiedzialnym w tej kwestii, w tym gen. Mirosławowi Milewskiemu, nie udało się postawić zarzutów w związku ze złym stanem zdrowia; inni już zmarli. Śledztwa w tej sprawie, a następnie przewody sądowe toczą się bardzo powoli w związku z ciągłą nieobecnością wielu podejrzanych, a następnie oskarżonych.

Dzięki determinacji prokuratorów udało się jednak postawić przed sądem i oskarżyć niektóre osoby, w tym Jaruzelskiego i Kiszczaka. Większość tych postępowań nadal trwa. Do tej pory udało się skazać tylko jedną osobę: Emil Kołodziej, członek ­Rady Państwa, został uznany 12 października 2011 r. przez Sąd Okręgowy w Warszawie za winnego przekroczenia uprawnień podczas głosowania za wprowadzeniem stanu wojennego. Jednak w związku z przedawnieniem karalności czynu nie otrzymał nawet kary w zawieszeniu.

Ten wyrok oraz decyzja Trybunału Konstytucyjnego z marca 2011 r., potwierdzająca niekonstytucyjność stanu wojennego, daje jednak nadzieję, że każdy z żyjących jeszcze jego twórców zostanie uznany za winnego przynajmniej w sferze symbolicznej - jak Emil Kołodziej.

Swoimi decyzjami przyczynili się oni bowiem do tego, że internowano 10 tys. osób, a niemal 12 tys. zostało skazanych przez sądy powszechne i wojskowe. W stanie wojennym zginęło też co najmniej kilkadziesiąt osób; pełna ich liczba do dziś nie jest znana.

***

Rzeczywistość prawna III Rzeczypospolitej sprawia, że wiedza historyczna rozmija się często z orzecznictwem sądów.

Dla tych, którzy interesują się dziejami PRL, nie ulega wątpliwości, że wprowadzenie stanu wojennego było zbrodnią. Ale w świetle prawa, prowadzących wojnę z własnym narodem PZPR-owskich aparatczyków można ścigać dziś tylko za pomocą kruczków prawnych: nie można im zarzucić tego, że wprowadzili stan wojenny, a jedynie to, że wprowadzając go, złamali prawo, które sami stanowili.

Gdyby nie to "drobne" potknięcie, pozostaliby bezkarni. Nie ma bowiem paragrafu pozwalającego na pociągnięcie przywódców komunistycznych do odpowiedzialności karnej za to, że przez niemal półwiecze dławili społeczne dążenia do suwerenności i działali w interesie sowieckiego imperium.

Ten brak spójności między rzeczywistością historyczną a możliwością pociągnięcia do odpowiedzialności karnej sprawców pacyfikacji społeczeństwa potęguje zamęt informacyjny dotyczący najnowszej historii - i utrudnia uporanie się przez niepodległą Rzeczpospolitą z totalitarną spuścizną po PRL.

MATEUSZ SZPYTMA (ur. 1975) jest historykiem i politologiem, pracownikiem Oddziału IPN w Krakowie. Autor i współautor kilku książek, m.in. ostatnio: "The Risk of Survival. The Rescue of the Jews by the Poles and the Tragic Consequences for the Ulma Family from Markowa" (2009).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 50/2011