Życie za życie

Polacy, którzy 70 lat temu ratowali Żydów i zapłacili za to życiem, w ogromnej większości nie mają do dziś nawet skromnych pomników, które mówiłyby o ich bohaterstwie. Czas to zmienić.

13.03.2012

Czyta się kilka minut

Rodzina Ulmów: matka Wiktoria z dziećmi; zdjęcie wykonane podczas II wojny światowej / fot. archiwum Mateusza Szpytmy
Rodzina Ulmów: matka Wiktoria z dziećmi; zdjęcie wykonane podczas II wojny światowej / fot. archiwum Mateusza Szpytmy

Gdy 70 lat temu Niemcy przystąpili do Zagłady Żydów, polska konspiracja nie była w stanie temu zapobiec. Starano się przynajmniej informować świat; przekazano pierwsze wieści o masowych mordach, które na forum międzynarodowym przedstawiał Rząd RP na Uchodźstwie. We wrześniu 1942 r. w okupowanym kraju zawiązał się Społeczny Komitet Pomocy Ludności Żydowskiej, przekształcony potem w Radę Pomocy Żydom, działającą w ramach Delegatury Rządu na Kraj. Rada działała jednak tylko w większym miastach, a i tam miała ograniczone możliwości. Najważniejsza więc, zwłaszcza na wsi, była pomoc zwykłych mieszkańców. Od nich w dużej mierze zależało, czy szukający schronienia Żydzi przeżyją.

Podjęcie decyzji o pomocy było jednak niezwykle trudne. Tak pisał o tym Szymon Datner: „Gdy w nocy do okna chłopskiej chaty zapukał nieznajomy Żyd, wraz z nim zapukał problem żydowski owych lat, z całym splotem implikacji, ryzyka, niebezpieczeństwa, wraz z koniecznością powzięcia decyzji i związaną z tym rozterką duchową. Zaszczuty prosi o pomoc, o łyżkę strawy, o kilka chwil, aby ogrzać się w ciepłym kącie. Gdy trafia na cieplejszy błysk oczu, życzliwe słowo, prosi, by pozwolono mu kilka dni pobyć – popracuje i odejdzie. Chłop staje przed pytaniem, jak zareagować? Zdaje sobie sprawę, że do jego okna zapukał problem moralny, problem człowieka, któremu odmówiono człowieczeństwa, zapukało wielkie zagadnienie humanitarne. Problem odwieczny będący udziałem tysięcy pokoleń: problem chwilowej przewagi zła, problem ściganego i prześladowanego”.

Gdy dodamy to, co wynika z ostatnich badań historyków – wskazujących, że w wielu społecznościach znalazły się osoby wyzute z sumienia, gotowe współpracować z okupantem – tym bardziej widać, jak trudne musiały to być decyzje. Dla ujawnienia faktu ukrywania się Żydów u chłopów często wystarczyło, aby we wsi znalazł się jeden konfident, jedna osoba nastawiona negatywnie do Żydów lub gospodarzy, którzy ich ukrywali.

***

15 października 1941 r. Hans Frank wydał rozporządzenie grożące śmiercią wszystkim, którzy będą ukrywać Żydów lub pomagać im w inny sposób. Z kolei więzienie lub obóz koncentracyjny groziły tym, którzy wiedząc, że ktoś pomaga Żydom, nie poinformowali okupanta. Mimo takiego zagrożenia, wielu Polaków decydowało się pomóc. Z ich grona zginęło około tysiąca osób. Ponad 700 z nich znamy z nazwiska. Ginęły całe rodziny, nawet paromiesięczne dzieci.

Tak było m.in. w Ciepielowie, Siedliskach i Markowej. Nie jest łatwo zrekonstruować, jakimi motywami kierowały się rodziny ukrywające Żydów w tych miejscowościach ani od kiedy udzielały im schronienia. Niewiele jest też informacji, jak Niemcy się o tym dowiedzieli.

6 grudnia 1942 r. w Ciepielowie żandarmeria z posterunku w Górkach Ciepielowskich zamordowała 21 osób. Była to część akcji represyjnej, w wyniku której w ciągu dwóch dni w okolicy rozstrzelano 33 osoby za pomoc Żydom. Do akcji poszukiwawczej prawdopodobnie zmobilizowała Niemców aktywność w okolicznych lasach Gwardii Ludowej i niezależnych grup partyzanckich, z którymi współpracowało wielu Żydów chroniących się w chłopskich domach na tym terenie. Dwa dni przed zbrodnią ostrzeżono ukrywających się w Ciepielowie, że pojawią się Niemcy. Nie chcąc narażać siebie i gospodarzy, większość opuściła kryjówki.

Niemiecka ekspedycja karna wpierw dotarła do domu Adama i Bronisławy Kowalskich, żyjących z dziećmi Janiną, Zofią, Stefanem, Henrykiem, Tadeuszem (i nieobecnym tego dnia Janem). Żydów nie było, ale dowodem ich niedawnej obecności stała się hebrajska książka znaleziona w obejściu. U ich sąsiadów Obuchiewiczów, wychowujących czwórkę dzieci, Żydów też nie znaleziono, natomiast w kolejnym domu okazało się, że mieszka tam nie tylko ośmioosobowa rodzina Kosiorów, ale też dwaj zbiegowie z getta.

Kosiorowie oraz ich lokatorzy zostali spaleni żywcem w swoim domu. W podobny sposób zamordowano następnie Kowalskich i Obuchiewiczów.

Z kolei w położonych 3 km od Miechowa Siedliskach rodzina Baranków ukrywała czworo Żydów. Gdy 69 lat temu, 15 marca 1943 r., do Siedlisk przybyli Niemcy, wiedzieli dokładnie, gdzie szukać. Czterech Żydów – Pińczowskiego, Skowrona, Sybirskiego i Wajc¬mana – rozstrzelali natychmiast. Gospodarzy Wincentego i Łucję wpierw przesłuchali, a następnie wraz z dziećmi, 12-letnim Henrykiem i 10-letnim Tadeuszem, zamordowali. Ukryć udało się macosze Wincentego, Katarzynie Baranek. Niemcy zagrozili, że jeśli nie pojawi się na posterunku, zginą inni mieszkańcy Siedlisk. Wydana Niemcom następnego dnia, została rozstrzelana.

***

Najbardziej znanymi Polakami, zamordowanymi za pomoc Żydom, są dziś Ulmowie z Markowej. Mimo ubóstwa i posiadania szóstki dzieci, przyjęli do domu ośmioro Żydów: pięciu mężczyzn o nazwisku Szall (ojca i czterech synów) oraz Laję, jej siostrę Gołdę Goldman i małą dziewczynkę, przypuszczalnie córkę Lai.

Trudno określić, jakimi motywami kierowali się Ulmowie. Była to prawdopodobnie miłość bliźniego, współczucie i świadomość, że zaniechanie pomocy to wyrok śmierci dla wyjętych spod prawa ludzi. Zagadką pozostaje, kto doniósł Niemcom; prawdopodobnie był to policjant granatowy, który obawiał się, że straci majątek, który wyłudził wcześniej od ukrywanych u Ulmów Żydów. 24 marca 1944 r. Niemcy zamordowali wszystkich Żydów i Ulmów – Józefa, jego żonę Wiktorię (w zaawansowanej ciąży) oraz ich dzieci: Stanisławę, Barbarę, Władysława, Franciszka, Antoniego i Marię.

Pamięć o wszystkich tych ludziach i o mordowanych wraz z nimi Żydach powinno się kultywować. Tymczasem po wojnie była ona przechowywana niemal wyłącznie w rodzinnym gronie. Głośniej zaczęło się o nich mówić dopiero na początku XXI w. Nadal jednak – za wyjątkiem Ulmów – nie mają oni nawet skromnych pomników, które mówiłyby o ich bohaterstwie. A to właśnie oni próbowali ratować cały świat. 


MATEUSZ SZPYTMA (ur. 1975) jest historykiem, pracownikiem oddziału IPN w Krakowie. Autor i współautor kilku książek, m.in. „The Risk of Survival. The Rescue of the Jews by the Poles and the Tragic Consequences for the Ulma Family from Markowa” (2009).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2012