Między oskarżeniem a terapią

Ewangelia mówi o grzechu nie tyle jako o przestępstwie, co raczej jako ranie i chorobie. Takie ujęcie ma daleko idące konsekwencje.

11.11.2013

Czyta się kilka minut

W niedawnym wywiadzie dla pisma „Civiltà Cattolica” papież Franciszek przyrównał Kościół swoich marzeń do polowego szpitala. Przyjęcie takiego obrazu ma bardzo głębokie korzenie teologiczne i daleko idące konsekwencje w funkcjonowaniu chrześcijańskiej wspólnoty.

CZYM JEST GRZECH

Kusi, by powiedzieć, że choroba czy też rany, które Kościół ma leczyć, to grzech i jego skutki. Stwierdzenie to – choć w dużej mierze prawdziwe – może jednak powodować nieporozumienia. Trzeba bowiem pamiętać, że zachodnie chrześcijaństwo, w którym ukształtowało się nasze rozumienie grzechu, było pod dużym wpływem rzymskiego legalizmu. Jedną z konsekwencji tego faktu jest tendencja do pojmowania grzechu w kategoriach złamania prawa, naruszenia kodeksu moralnego. Grzesznik – jako przestępca – stanąć więc musi przed trybunałem posiadającym boski mandat, by wyznać swoje winy i (po odbyciu odpowiedniej pokuty) otrzymać ich darowanie i uwolnienie od kary.

Obraz to zapewne uproszczony, ale niedaleki od tego, jak często pojmujemy kwestie grzechu. Nie jest i nigdy nie był to jednak jedyny chrześcijański sposób myślenia o fundamentalnym problemie człowieka – jego ułomności, złu, którego doświadcza, które czyni i którego konsekwencje niesie przez życie.

Jednym z podstawowych motywów ewangelicznych narracji jest spór Jezusa z taką właśnie, legalistyczną interpretacją Bożego daru – Tory. Zawierała ona, owszem, pewne warunki Przymierza, które można było traktować podobnie, jak dziś traktujemy przepisy prawne. Jest to jeden z powodów, dla których sam hebrajski termin „Tora” przekładamy słowem „Prawo”. Warto jednak pamiętać, że lepszy byłby tu wyraz „Droga”. Jak przypominał swym współczesnym rabbi Jeshua, Bogu chodziło nie tyle o ujęcie ludzkiego życia w system zakazów i nakazów, co o wskazanie drogi przez życie do Życia, by podczas wędrówki nie tylko się nie zgubić, lecz nie ranić innych i siebie.

W tym kontekście większego znaczenia nabierają słowa Jezusa, tłumaczącego swoje bliskie relacje z grzesznikami: „nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz Ci, którzy się źle mają” (Mt 9, 12). Nawet Boski sąd jawi się w Ewangeliach częściej jako badanie i diagnoza („kto zbliża się do światła...”) niż wyrok sądowy. Wśród rozmaitych obrazów Chrystusa, ten właśnie – lekarza, terapeuty – zajmuje, niestety, nieproporcjonalnie mało miejsca w naszej świadomości. Warto jednak odkryć, jak wiele wspólnego ów obraz ma z podstawowym zadaniem Jezusa, o którym mówi samo jego imię – powołaniem zbawiciela. Greckie słowo „soteria”, którym oryginalne teksty Nowego Testamentu nazywają Boże działanie w grzesznym świecie, znaczyło także uzdrowienie. Zbawić to także uleczyć.

Świadomość tego właśnie aspektu Bożego działania bardziej niż na łacińskim Zachodzie wyraźna była na chrześcijańskim Wschodzie. Różnice podejścia dobrze obrazuje zmiana rozumienia tego, co nazywamy „grzechami głównymi”. U nas pojmowane są one najczęściej jako kategorie uczynków stanowiących naruszenie moralnego prawa w ważnej sprawie. Tymczasem greccy Ojcowie Kościoła, którzy kategorie te formułowali, rozumieli je inaczej: nie tyle jako rodzaje konkretnych czynów, co raczej jako główne wady, można by rzec – rany duszy, negatywnie wpływające na ludzkie funkcjonowanie w relacjach z Bogiem i ludźmi.

PROCES TERAPII

Tu właśnie ujawnia się jedna z podstawowych praktycznych różnic wynikających z zastosowania odmiennej metaforyki. Traktując grzech jako przekroczenie prawa, rozpatrujemy każdy ludzki czyn pojedynczo, tracąc często z oczu jego związek z innymi, wcześniejszymi działaniami danego grzesznika. Całościowa ocena stanu ducha człowieka nie interesuje nas zbytnio, o ile nie doprowadza do przekroczenia prawa. Wszystkich ludzi zaś sądzimy tą samą miarą. Podobnie oceniamy siebie: jeśli nie zrobiliśmy czegoś zakazanego, myślimy: „jestem w porządku”, nie zastanawiając się za bardzo, czy nasz duchowy tryb życia jest zdrowy, czy też prowadzić może (choćby w dalszej przyszłości) do poważnych schorzeń duszy.

Uznając zaś, że zasadniczym problemem człowieka jest jakaś choroba ducha, próbujemy zrozumieć, czy konkretne czyny są tej choroby objawem, czy prowadzą do jej pogłębienia, czy też może przeciwnie – przybliżają chorego (choćby trochę) do odzyskania zdrowia. Mamy oczywiście przed oczami pewne ogólne wyobrażenia ludzkiego duchowego zdrowia, jakiś ideał funkcjonowania. Pamiętamy jednak także o tym, że proces odzyskiwania zdrowia bywa powolny, zaś terapia wymaga zindywidualizowanego podejścia, umiejętnej aplikacji ogólnych zasad do konkretnego przypadku. Możemy także odkryć, że – z powodu jakiegoś tragicznego „wypadku” – ktoś już nigdy nie będzie w stanie zrealizować ideału w całości, że pewne negatywne konsekwencje będzie niósł aż do końca.

Warto zauważyć, jak Franciszek aplikuje we wspomnianym wywiadzie „lekarskie” pojmowanie grzechu do opisu właściwego podejścia do sakramentu spowiedzi. Mówi, że jego wielkość „polega na ocenianiu każdego przypadku z osobna i umiejętności rozsądzania, co najlepszego może uczynić osoba szukająca Boga i Jego łaski”. Opisuje następnie przypadek kobiety, po aborcji i nieudanym małżeństwie, żyjącej w drugim, dobrym związku i będącej – w tym związku – matką piątki dzieci. I stawia pytanie: „Co ma zrobić spowiednik?”.

Ten fragment wywiadu zainspirował ks. Adama Bonieckiego do postawienia papieżowi kilku istotnych pytań. Jak pisał doświadczony spowiednik: „obowiązująca mnie dyscyplina sakramentu nie pozwala udzielić rozgrzeszenia ludziom żyjącym w sytuacji, w rozumieniu Kościoła, nieuregulowanej”. I podejmuje pytanie Franciszka, co ma zrobić spowiednik: „Właśnie, co? Rozgrzesza z aborcji i konkubinatu? Tylko z aborcji? Można udzielać fragmentarycznego rozgrzeszenia?”. Pytania to przenikliwe, trafiające w sedno, ale – postawione z perspektywy „prawniczej”, gdzie problemem jest „obowiązująca dyscyplina sakramentu”.

A gdyby zapomnieć o dyscyplinie, o jakby prawnych regułach legalnego udzielenia rozgrzeszenia-amnestii, i pomyśleć o arkanach sztuki duchowej terapii? Wówczas może jasno i wyraźnie okazać się, że w danym przypadku (który za radą papieża należy oceniać indywidualnie) tym, co najlepszego może uczynić kobieta, będzie pogłębianie związku, w którym jest teraz żoną i matką. Nie jest to z pewnością sytuacja idealna z punktu widzenia ewangelicznego ideału nierozerwalnego małżeństwa. Lecz w życiu tej kobiety zdarzył się „wypadek” i „ideał zdrowia” nie jest dla niej możliwy do osiągnięcia. Negatywne konsekwencje swych wcześniejszych decyzji nieść będzie zapewne do końca życia, ale może się duchowo rozwijać i jeśli to chce robić, warto obdarzyć ją rozgrzeszeniem.

ODPUSZCZENIE GRZECHÓW

Trzeba jednak pamiętać, że samo rozgrzeszenie jest w perspektywie „lekarskiej” trochę czym innym niż w perspektywie „prawniczej”. Nie jest „legalną amnestią” lub „zatarciem wyroku”, które sprawią, że mamy odtąd „zerowe konto” wobec prawa. Jest elementem ważnym, ale nie jedynym, procesu duchowej terapii.

Jeśli grzech jest chorobą, raną ducha, nie można „zadekretować” jego wyleczenia. Jak pisałem kiedyś („TP” nr 24/2011) w medytacji nad sceną, w której zmartwychwstały Jezus tchnie na uczniów Ducha i posyła ich odpuszczać grzechy – w słowach, które znamy w brzmieniu: „którym odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 22), nie trzeba wcale widzieć przekazania władzy (kategoria prawna!) udzielania bądź nieudzielania Boskiej amnestii. Chodzi raczej o uzdolnienie do dwojakiego sposobu radzenia sobie z grzechem jako rzeczywistością zniewalającą i niszczącą człowieka.

Wedle tekstu czwartej Ewangelii to wyzwolenie z grzechu może mieć dwojaką postać: całkowitego oddalenia (gr. afiemi) zła lub jego ujarzmienia, opanowania (gr. krateo) – bo tak należy tłumaczyć słowo, zwykle przekładane jako „zatrzymanie” i pojmowane jako nieodpuszczenie grzechu! Stosując metaforykę leczniczą, można powiedzieć, że w pierwszym przypadku choroba danego grzechu zostaje uleczona całkowicie, znika zupełnie. W drugim przypadku tak dobre rozwiązanie okazuje się niemożliwe, jednak choroba zostaje opanowana i zaleczona na tyle, że nie przeszkadza w poprawnym funkcjonowaniu i duchowym rozwoju.

W tej perspektywie sakramentalna spowiedź, zakończona rozgrzeszeniem, jest tylko jednym z elementów duchowej terapii. Aby duchowe choroby i rany zostały uleczone (całkowicie lub tylko opanowane), potrzebne są także inne działania: indywidualna duchowa praca danego człowieka, ale także towarzyszenie (obecność, rozmowy, przykład) innych osób napełnionych Duchem.

Myśląc o Kościele jako „szpitalu polowym”, warto więc pamiętać, że w przytoczonym wyżej fragmencie Ewangelii, Autor nie wspomina, by dar Ducha, uzdalniający do „leczenia” grzechu, tj. wszelkich duchowych ran i chorób, otrzymało tylko Dwunastu. Pisze po prostu o uczniach. Znaczy to, że każdy z nas, kto jest uczennicą lub uczniem, otrzymał Ducha i został posłany, by w sobie właściwy sposób (Duch podpowie każdemu, co robić) uczestniczył w tym procesie odpuszczania – całkowitego oddalania bądź ujarzmiania – grzechu naszych sióstr i naszych braci. Choć wszyscy jesteśmy zranieni, wszyscy możemy uzdrawiać.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Akademii Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT®. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2013