Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jak bowiem inaczej nazwać to, co dzieje się po niezaproszeniu Michnika do Pałacu Prezydenckiego na obchody 40-lecia Marca '68? Żenujące tłumaczenia urzędników prezydenckiej kancelarii, dywagacje w stylu: "I tak by nie przyszedł", ostentacyjne odsyłanie Prezydentowi orderów przez poznańskich aktorów czy spekulacje skonfliktowanego z szefem "Gazety Wyborczej" socjologa. Zamieszanie podkręcają media, choć nie ulega wątpliwości, że u jego podstaw tkwi niemądra urzędnicza (czy tylko urzędnicza?) decyzja.
Na szczęście do całej sprawy rozsądny dystans zachowuje sam zainteresowany i niektórzy jego adwersarze. Jeden z nich - Rafał Ziemkiewicz, mimo krytycznego stosunku do dokonań Michnika po 1989 r., nie mógł uwierzyć, że w Kancelarii Prezydenta panuje taki bałagan "więc mógł to być świadomy gest. Jeśliby tak było, oznaczałoby to, że prezydent wpisał się w obyczaj fatalny i niestety coraz bardziej w naszym życiu powszechny. Obyczaj ten zamienia debatę publiczną w walkę na wyniszczenie (…). Zanika pojęcie »przeciwnik« - jest tylko wróg, którego trzeba zniszczyć całkowicie, odebrać mu wszelkie prawa i zasługi" ("Rzeczpospolita" z 7 marca).
Ale największy żal budzi to, że w maglu zaginęło gdzieś świetne przemówienie Lecha Kaczyńskiego i deklaracja o przyspieszonej procedurze odzyskiwania polskiego obywatelstwa przez marcowych emigrantów. Obecny Prezydent miał szansę choć w części zasypać rów historycznych podziałów w ocenie wydarzeń sprzed 40 lat, czego nie zrobili jego dwaj poprzednicy. Niestety, w dziejącym się panopticum odnoszę wrażenie, że rów jaki był szeroki, taki pozostał.