Masakra pod "Świętym Grzegorzem"

A już się wydawało, że takie wiadomości należą do przeszłości. Od końca wojny domowej Liban odwiedza coraz więcej turystów, bojówki (poza Hezbollahem) rozbrojono, świat gratulował ambitnego programu odbudowy Bejrutu, którego inicjatorem był wieloletni premier Rafik Hariri, od kilku miesięcy pozostający w opozycji wobec prosyryjskiego rządu i prezydenta. W poniedziałek 14 lutego Hariri zginął w zamachu, pierwszym od lat.

27.02.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Krytykowanie Syrii to krok ryzykowny w Libanie, który syryjski “Wielki Brat" do dziś uważa za swoją strefę wpływów i w którym ciągle stacjonuje kilkanaście tysięcy syryjskich żołnierzy - skądinąd “zaproszonych" w 1975 r. przez ówczesnego chrześcijańskiego prezydenta Libanu Sulajmana Farandżiję.

Bejruckie ulice tu i ówdzie zdobią billboardy lojalnie wychwalające rezydującego w odległym o zaledwie 80 km Damaszku syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada i jego zmarłego ojca Hafeza. I choć posterunki armii syryjskiej zobaczyć można już tylko w leżącej w głębi kraju strategicznej dolinie Bekaa, to wielu Libańczyków zapytanych o to, kto tu naprawdę rządzi, odpowiada ściszając głos i oglądając się za siebie: Mukhabarat surija.

Czyli: syryjskie tajne służby, mające do dyspozycji wiele instrumentów, w tym także bardziej zakamuflowane. Jak inspirowanie prosyryjskich grup sfrustrowanych uchodźców palestyńskich. Albo zapewnianie szyickiemu Hezbollahowi, działającemu zwłaszcza na terytorium graniczącego z Izraelem południowego Libanu, komunikacji z jego irańskimi patronami.

W cieniu "Wielkiego Brata"

Nie trzeba szczególnie wnikliwego obserwatora, aby w centrum Bejrutu zobaczyć jeszcze wiele domów podziurawionych kulami jak rzeszoto. Dawne centrum, skupione wokół placu z wieżą zegarową i rozchodzącymi się gwiaździście ulicami, to z kolei wizytówka miasta. Przodująca w dziele odbudowy firma Solidere (związana zresztą z Haririm) na miejscu ruin postawiła nowe kamienice z piaskowca, które mieszczą luksusowe biura, kawiarnie, markowe sklepy i restauracje (właściciele zrujnowanych w czasie wojny budynków bezskutecznie próbują dochodzić praw do terenów, gdzie stały ich domy).

Odbudowano też kościoły i meczety, m.in. meczet Muhammad al-Amin, do którego w minionym tygodniu rodzina zamordowanego zaprosiła wiele osobistości z kraju i zagranicy oraz szeregowych sympatyków Haririego na publiczny pogrzeb. Rodzina stanowczo sprzeciwiła się, by uroczystość miała charakter oficjalny i organizował ją rząd: w przekonaniu jej i tłumu żałobników to prosyryjski rząd jest odpowiedzialny, przynajmniej moralnie, za zamach.

Jak powiedział Walid Dżunbulat - przywódca libańskich Druzów - “obecny rząd ogłosił, że Hariri, ja i reszta opozycji jesteśmy zdrajcami i współpracujemy z Izraelem. Wedle tej logiki mordowanie nas, jednego po drugim, jest dozwolone". Dżunbulat wezwał też nieokreślone “siły międzynarodowe", aby broniły Libańczyków, którzy “nie czują się bezpieczni w syryjskim czy libańskim państwie policyjnym".

Na to zaprotestował libański minister spraw wewnętrznych Abd ar-Rahim Murad: “Naród libański nie pozwala Dżunbulatowi przemawiać w swoim imieniu, a my postępujemy zgodnie z umową z Taif [podpisana w 1989 r.; jej celem było zakończenie wojny domowej i zjednoczenie narodu; Libańczycy przyjęli w niej system polityczny, formalizując podział stanowisk według klucza wyznaniowego - red.], która reguluje także stosunki Libanu z obcymi państwami". W tym i z Syrią, której wojska miały pozostać w maleńkim Libanie (średnio 200 km z północy na południe i 50 km ze wschodu na zachód) tak długo, jak długo będzie tego wymagać stabilizacja sytuacji w kraju.

Tymczasem w 2000 r. Izrael wycofał swoich żołnierzy z południowego Libanu, nowa armia libańska zintegrowała rozwiązane milicje chrześcijan, muzułmanów i Druzów, a sytuacja gospodarcza pod rządami Haririego polepszyła się do tego stopnia, że tysiące Syryjczyków napłynęły do Libanu w charakterze gastarbeiterów.

Ale armia syryjska w Libanie stoi, jak stała.

Zamach

Meczet Muhammad al-Amin od nabrzeża dzieli zaledwie kilkaset metrów. Nabrzeżna aleja obiega centrum miasta od północy i zachodu. Od strony morza równolegle do niej biegnie chodnik, w pogodny dzień “patrolowany" przez sprzedawców kukurydzy i sezamowych obwarzanków. Ich wózki nieodmiennie przystrojone są flagami z symbolem kraju: drzewem cedru. Chodnikiem przechadzają się w grupach piękne dziewczyny, a chłopcy, też w grupach, mijają je tam i z powrotem, aby dokładniej im się przyjrzeć. Między chodnikiem i morzem na skałach przysiadły restauracje rybne. Po drugiej stronie ulicy jest dzielnica Ain al-Mreissi, z hotelami i bankami. Niektóre wciąż w budowie.

Samochód-pułapka wybuchł, gdy wczesnym popołudniem kawalkada aut z Haririm przejeżdżała koło gmachu brytyjskiego banku HSBC i hotelu “Święty Grzegorz". Bomba zmasakrowała kilkanaście osób, w tym Haririego i jego ochroniarzy.

Były premier od dawna obawiał się zamachu. Podobno jego limuzyna wyposażona była w specjalne urządzenie zakłócające działanie telefonów komórkowych, które mogłyby zdalnie odpalić ładunek. Ale tym razem telefon komórkowy chyba nie był potrzebny - libańskie MSW przyjęło wersję, że samochodem-pułapką kierował zamachowiec-samobójca. Do zamachu przyznała się nieznana dotąd organizacja “Zwycięstwo i Dżihad w Wielkiej Syrii", określając swój czyn jako “egzekucję na Haririm - marionetce Saudyjczyków".

Dlaczego Saudyjczyków? Faktem jest, że Hariri zbił majątek w Arabii Saudyjskiej, ale wiadomo także, że dzięki temu majątkowi przyczynił się do odbudowy swego kraju. Nie ulega też wątpliwości, że robiąc interesy Hariri torował jednocześnie drogę firmom budowlanym z Arabii Saudyjskiej. Na wielkich projektach odbudowy kraju wielkie pieniądze zarobiła między innymi rodzina bin Ladenów. Na pewno nie było to w smak Damaszkowi, który przywykł traktować Liban jako strefę swoich tylko wpływów.

Oficjalnie Damaszek odrzuca oskarżenia, a na pogrzeb Haririego wybrał się syryjski premier Abd al-Halim Khaddam (choć powstrzymał się od udziału w późniejszej procesji). I dobrze zrobił, bo tłum żałobników wiedział swoje i niósł na pogrzebie transparenty “Precz z Syrią!". W różnych punktach kraju atakowano też slumsy, w których mieszkają syryjscy robotnicy sezonowi.

“Dżihad w Wielkiej Syrii" - także nazwa tej widmowej organizacji niewiele mówi, bo do idei tzw. Wielkiej Syrii (obejmującej tereny obecnej Syrii, Libanu, Jordanii, Autonomii Palestyńskiej i Izraela) odwołuje się wiele grup, a oficjalną ideologią rządu w Damaszku jest - co prawda wyblakły i raczej retoryczny - panarabski unionizm pod sztandarami Partii Baas, dziś rządzącej tylko Syrią, ale kiedyś aspirującej do dominowania w regionie. Zresztą w czasie fali porwań cudzoziemców, jaka przetoczyła się przez Liban w latach 1982-92, do ich dokonywania także przyznawały się niezwykłe ugrupowania o groźnych i tajemniczych nazwach, za którymi - jak się potem okazywało - maskowały się dobrze już znane siły (np. Hezbollah).

Spekulacje wokół szukania zabójców Harariego gmatwa fakt, że w czasie minionej wojny niemal wszystkie strony zawierały i zrywały sojusze z pozostałymi stronami konfliktu, w tym i Syrią. Mimo formalnego rozwiązania bojówek i milicji mówi się, że nie wszystkie składy broni zostały przekazane armii, a dawni komendanci są nadal autorytetami w swych społecznościach. Plakaty z ich podobiznami wiszą na wielu ulicach Bejrutu. A jakby ktoś potrzebował dodatkowych informacji, napisy sprayem znaczą strefy wpływów: dawnych milicji chrześcijańskich, milicji szyickich (Hezbollahu i Amalu), pro-naserowskich al-Murabitun itd., itp.

Premier i przedsiębiorca

Biografia Haririego to krótka historia współczesnego Libanu, jego świetności i tragedii. Choć urodził się w 1944 r. w rodzinie skromnych rolników koło miasta Saida (starożytny Sydon), 40 km na południe od Bejrutu, stał się jednym z najbogatszych ludzi w regionie - i jedną z najbardziej wpływowych postaci na libańskiej scenie politycznej.

Polityką zainteresował się w latach 60. na uniwersytecie w Bejrucie. Początkowo sympatyzował z panarabskimi nacjonalistami. Studiował handel i pracował jako księgowy, by następnie wyruszyć do arabskiej ziemi obiecanej: Arabii Saudyjskiej; tam pracował jako nauczyciel matematyki. Jednak szybko rzucił się w wir biznesu na rynku budowlanym w przeżywającym boom naftowy królestwie Saudów. Bogacił się, nawiązał znajomości z saudyjską rodziną panującą, a w 1987 r. dostał saudyjskie obywatelstwo. Został przyjacielem samego króla Fahda, co pomogło mu potem przekonywać pozostałych władców regionu Zatoki Perskiej do pomocy w odbudowie Libanu, zniszczonego dwiema wojnami domowymi (pierwsza, z 1958 r., skończyła się szybko; druga, rozpoczęta w 1975 r., trwała 16 lat i zamieniła “Szwajcarię Bliskiego Wschodu" w ruinę podporządkowaną Syrii).

Tymczasem Hariri zarządzał z Arabii gospodarczym imperium. Zajmował się handlem komputerami, nieruchomościami, a także bankowością i ubezpieczeniami. Był właścicielem większości udziałów w libańskiej stacji telewizyjnej Future, a także w Solidere - firmie, która odbudowywała Bejrut (i którą przy okazji wpędził w kolosalne długi). Z kolei francuska firma Oger, w której posiadanie w swoim czasie Hariri wszedł, stała się jednym z największych przedsiębiorstw budowlanych na Bliskim Wschodzie.

Podczas drugiej wojny domowej Hariri prowadził wszechstronną działalność charytatywną. Gdy ustały walki, jego przedsiębiorstwo wzięło udział w odgruzowaniu Bejrutu. Ale, co ważniejsze, w 1989 r. to on, Rafik Hariri, sponsorował obrady konferencji w saudyjskim mieście Taif, w której uczestniczyły strony libańskiego konfliktu, a która położyła kres wojnie. Umowa przewidywała, że premierem ma być muzułmanin-sunnita. I tak się stało: jesienią 1992 r. został nim Hariri. Zgodnie ze swym doświadczeniem, dążył przede wszystkim do odbudowy libańskiej gospodarki i wykształcenia rodzimej klasy przedsiębiorców.

W 1998 r. stracił stanowisko po konflikcie z ówczesnym prezydentem Iljasem Harawi (spierali się o sposoby ożywienia libańskiej ekonomii). Jednak wrócił już w 2000 r., w następstwie błyskotliwego zwycięstwa wyborczego - i przy dyskretnym wsparciu zachodnich rządów (bliska przyjaźń łączyła go z prezydentem Francji Jacquesem Chirakiem; w 2002 r. odwiedził też prezydenta Busha).

***

Premierem przestał być w październiku 2004 r., po konflikcie z prezydentem Emilem Lahudem, który (podobnie jak obecny rząd Omara Karame) prowadzi politykę pro-syryjską. Już jako były premier, Hariri otwarcie przyłączył się do żądań wysuwanych przez ugrupowania opozycyjne, aby wojska syryjskie wreszcie opuściły Liban.

Znawcy spraw libańskich podkreślają, że po raz pierwszy od 1975 r., czyli od syryjskiej interwencji, do głosu doszedł zorganizowany, a zarazem pokojowy blok opozycyjny. Obok zwolenników Haririego są w nim druzyjscy zwolennicy Dżunbulata; poparcia udziela im maronicki patriarcha Nasrallah Butrus Sfeir.

Znamienne, że w nabożeństwie żałobnym za Haririego - odprawionym, bądź co bądź, w meczecie muzułmanów-sunnitów - wzięli również udział duchowni szyiccy, druzyjscy, a nawet chrześcijańscy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2005