Marzenia o City

Nie wystarczy mieć dużo nowoczesnych biurowców, żeby stać się alternatywą dla uciekających z Londynu bankierów.

06.08.2016

Czyta się kilka minut

Budowa wieżowca Warsaw Spire przy rondzie Daszyńskiego, 2015 r. / Fot. Adam Burakowski / REPORTER / EAST NEWS
Budowa wieżowca Warsaw Spire przy rondzie Daszyńskiego, 2015 r. / Fot. Adam Burakowski / REPORTER / EAST NEWS

Ostatnio „New York Times” w pobrexitowym amoku stworzył autorski ranking europejskich metropolii, które mogłyby stać się finansowym centrum Unii w miejsce Londynu. Zadziwiająco wysoko – mniej więcej w połowie stawki – znalazła się Warszawa. „Stolica Polski – napisano w gazecie – ma wyjątkowo przyjazny klimat dla biznesu, ciężko pracujących świetnie wykształconych mieszkańców oraz niskie koszty życia. W przeciwieństwie do wielu metropolii europejskich, jest gotowa przyjąć wymagających przedstawicieli świata finansjery z otwartymi ramionami. Obciążeniem są natomiast nie za wysokie standardy w mieszkalnictwie”.

Dla wiceprezydenta Warszawy Jarosława Jóźwiaka to ciekawy scenariusz. – Mamy doskonałe warunki do tego, żeby zastąpić londyńskie City. Naprawdę nie mamy się czego wstydzić – ocenia w rozmowie z „Tygodnikiem”.

Z pozoru wszystko wygląda rewelacyjnie. Polska jest liderem inwestycji w Europie Wschodniej. Zgarnia ich tutaj 30 proc. Z tego aż 40 proc. dotyczy stolicy. W latach 2014-15 ściągnęło tu wielu potentatów, szczególnie z Niemiec, USA i Wielkiej Brytanii. Chińskie i koreańskie fundusze coraz chętniej lokują swój kapitał w stolicy Polski. A wicepremier Mateusz Morawiecki obiecuje jeszcze większe ułatwienia w ramach swojego planu: popularne w wielu krajach Real Estate Investment Trusts, czyli fundusze inwestujące w nieruchomości, pośrednio i bezpośrednio. Podstawową ich cechą jest zwolnienie z większości podatków w zamian za wysoką dywidendę dla akcjonariuszy.

Więcej: Polska w epoce globalnego kryzysu szybko pnie się w rankingu przyjaznego dla biznesu miejsca. W ciągu sześciu lat awansowała z 72. na 32. miejsce w statystykach Banku Światowego i znajduje się dziś jedno oczko przed Francją. Uchodzi za bezpieczną gospodarkę wschodzącą. Ale czy to ostatnie nie jest oksymoronem?

– Rynki wschodzące są z definicji bardzo trudne. A teraz jeszcze dochodzi niepewność związana z tym, że polski rząd zadłuża się na bezprecedensową skalę. Obniżony rating raczej zniechęca do myślenia o Warszawie jako stabilnej bazie dla biznesu, może natomiast zainteresować inwestorów tworzących skomplikowane instrumenty oparte na dużym ryzyku. Ale trzeba przypomnieć, że właśnie od upadku takich instrumentów zaczął się w 2008 r. wielki kryzys – mówi nam były analityk jednej z nowojorskich agencji ratingowych.

Centra doskonałości

Tymczasem jeszcze przed Brexitem Credit Suisse zaplanował likwidację 1800 etatów w Londynie i niemal drugie tyle w Szwajcarii, przenosząc je do tańszych miast, nazywanych eufemistycznie „centrami doskonałości”, m.in. w Indiach, ale też we wschodniej Europie. Citigroup przenosi swoje sztaby prawników, specjalistów HR i zespół ds. szacowania ryzyka z Londynu do... Belfastu. Jak się zatem okazuje, wynik referendum na decyzję o relokacji nie ma wpływu.

Natomiast Goldman Sachs buduje wielkie zaplecze dla dziewięciu tysięcy pracowników technicznych w indyjskim Bangalore, ale przy okazji planuje zatrudnić w tym roku kilkaset osób w nowej siedzibie w Warszawie.

– Przestaniemy być po prostu tanią montażownią. Do pracy ściągną tu najlepsi z najlepszych, najbardziej wykwalifikowani menedżerowie – przewiduje wiceprezydent Jóźwiak.

Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych w swoich raportach zachęca biznesmenów tym, że jesteśmy i długo będziemy gospodarką niskokosztową. Przeciętna stawka godzinowa wynosi u nas mniej więcej jedną czwartą tego, co w krajach starej Unii.
– To, że koszty pracy są niskie, jest w świecie finansistów argumentem absurdalnym. Londyn jest jednym z najdroższych miast świata, a wielki biznes ściągał tam z powodu niskich podatków dla kadry menedżerskiej, ale też z racji funkcji metropolitalnych, których Warszawa po prostu nie ma – stwierdza w rozmowie z „Tygodnikiem” Jan Śpiewak, radny Śródmieścia i przewodniczący stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Chodzi mu o zaplecze uniwersyteckie na najwyższym poziomie, kulturę z prawdziwego zdarzenia czy restauracje. – Nie wyobrażam sobie, że bankier po obiedzie wsiadłby w samolot, żeby polecieć na aukcję do Sotheby’s. On Sotheby’s musi mieć na miejscu – dodaje.

Inwestycyjna inwazja

Wiceprezydent Jóźwiak zachwala, że niedawno oddany do użytku biurowiec Warsaw Spire ma powierzchnię biurową większą niż ta oferowana w całym Szczecinie. Budynek wybudowała belgijska firma Ghelamco. Jej prezes Jeroen van der Toolen powiedział podczas otwarcia gmachu, że to dopiero początek inwestycyjnej inwazji. „Nigdzie indziej nie można oddać ludziom zbudowanego na nowo całego kwartału dzielnicy blisko centrum. Berlin, Paryż, Londyn, Amsterdam czy Bruksela są uporządkowane pod linijkę jak trawa na Wimbledonie. A Warszawa? Dwa kilometry w linii prostej od Pałacu Kultury i Nauki straszyły już wieloletnie ugory, ruiny, zajezdnia autobusowa, a co lepsza działka była objęta roszczeniami przedwojennych właścicieli” – stwierdził.

– Gdyby Brexit sprowadził tu nowych najemców, byłby to przewrotny prezent od historii dla inwestorów. Tymczasem współczynnik niewynajętej powierzchni biurowej rośnie – mówi nam architekt Grzegorz Piątek, autor książki o Stefanie Starzyńskim i stolicy w jego czasach, w 2013 r. naczelnik Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej w urzędzie miasta. Uważa on, że przepisy dotyczące planowania przestrzennego i tak są już bardzo liberalne, sprzyjają monokulturze. Jego zdaniem najlepszym przykładem jest tzw. „Mordor”, czyli skupisko biurowców przy zbiegu ulic Wołoskiej i Domaniewskiej na Mokotowie. Wielkie poprzemysłowe działki zarosły nowoczesnymi budynkami. Poranne i popołudniowe korki są nie do odciążenia, a komunikacja miejska nie daje rady. Po szczycie to „miasteczko” zamiera.

Ze względu na trudności w komunikacji do Warsaw Spire z Domaniewskiej przeniosła się siedziba... Ghelamco. Drapacz chmur powstał przy rondzie Daszyńskiego na Woli. On oraz podobny mu Q22 są zalążkiem wielkiego parku biurowców. Ma tam powstać w sumie 2,5 mln metrów kw. biur. Innymi słowy: powstanie zagłębie dla ćwierć miliona robotników w garniturach, o 150 tys. więcej niż w złowieszczym osiedlu na Mokotowie.

Nowy Mordor

A gdy powstanie tam las biurowców i mikrodzielnica zacznie się dusić, czy znowu pojawi się pokusa ucieczki?

– Wydaje mi się, że katastrofa społeczna i urbanistyczna z Domaniewskiej na Woli się nie powtórzy, chociażby dlatego, że jest tam metro – twierdzi Śpiewak. Z wielkim entuzjazmem o rozwoju kolejki podziemnej mówi nam Michał Czaykowski, radny Warszawy z PO: – Warszawska komunikacja jest wyjątkowa, to czynnik mocno niedoceniany. Proporcjonalnie z transportu miejskiego korzysta więcej warszawiaków niż londyńczyków.

Przy przebudowie Woli na modłę City pojawia się jeszcze jeden problem. Z tej niegdyś robotniczej, pełnej fabryk dzielnicy mogą zniknąć cenne zabytki, obiekty przemysłowe z przełomu XIX i XX w. U zbiegu Rogalińskiej i Siedmiogrodzkiej firma Terra Casa buduje apartamentowiec. A stał tam dotąd wybudowany w 1924 r. budynek fabryki Dąbrowskiego, wpisany do ewidencji zabytków. Zgodnie z zaleceniami konserwatora deweloper miał zachować fasadę budynku i włączyć ją w powstający „szklany dom”. Tymczasem w połowie lipca wyburzył architektoniczną pamiątkę. Firma się potem tłumaczyła, że owa „północna ściana” dosłownie rozpadła się na kawałki.

Kolejne zastrzeżenie wobec nowego Mordoru zgłasza Śpiewak: – Tam się nic oprócz powierzchni biurowej nie buduje. Zero przestrzeni publicznej, żadnej szkoły czy parku. Władze miasta nie uczą się na błędach innych metropolii. Nie wystarczą same wieżowce. Taka polityka miejska wyznacza nam miejsce smutnej prowincji – ocenia.

– Każda monokultura jest niezdrowa, czy to w małym mieście, czy w metropolii. Gdy dominująca branża podupada, ciągnie za sobą w dół całe miasto. Trudno jest mi sobie wyobrazić, że Warszawa będzie jeszcze większym zagłębiem ludzi pracujących przy komputerze. Przewidujący gospodarz powinien raczej myśleć o tym, jak zróżnicować gospodarkę – dodaje Grzegorz Piątek.

Ratusz powoli zaczyna się bać ewentualnej obstrukcji ze strony rządu. – Obawiam się tylko, że rząd może chcieć wprowadzić podatek bankowy i osłabić konkurencyjność – mówi Jarosław Jóźwiak.

Urzędowo po angielsku

O tym, że może być nam bliżej do Bangalore niż do Londynu, może świadczyć jednak brak woli inwestowania w zaplecze intelektualne. Pomimo wielkiego szumu wokół szeroko pojętych innowacji to chyba najsłabszy punkt. Polska wydaje na badania i rozwój 0,9 proc. PKB, podczas gdy średnia unijna wynosi 2 proc. Jeżeli nic się tu nie zmieni, zanim dogonimy „starą” Unię, minie całe pokolenie.

Żeby ten proces przyspieszyć, trzeba by użyć triku. – Powinniśmy mądrze pójść śladem Singapuru, Irlandii, Holandii i uczynić polski językiem narodowym, a polski i angielski językami urzędowymi. Moglibyśmy się stać anglojęzycznym przyczółkiem w regionie – proponuje prof. Maciej Kisilowski z budapeszteńskiego Central European University. – Warszawa nie byłaby wówczas wyłącznie zagłębiem tanich „białych kołnierzyków” niższego szczebla.

Zainteresowania badawcze Kisilowskiego obejmują także „niedogmatyczne podejście do kwestii prawnoustrojowych”, dlatego sugeruje jeszcze śmielsze pomysły na szybką poprawę atrakcyjności Warszawy: – Powiedzmy, że w dziesięciu obszarach światopoglądowych i ekonomicznych każdy powiat ma prawo raz na dziesięć lat wybrać sobie jakiś model regulacyjny: związki partnerskie, co może być bardzo ważne dla gości z zagranicy, albo ich brak. Ścisły lub mniej ścisły rozdział Kościoła od państwa, co też może mieć dla obcokrajowców znaczenie. Progresywny lub mniej progresywny system podatkowy. Niech każdy region decyduje, ale wedle ustalonego na poziomie narodowym kompromisu. Może to przy okazji pomysł na rozwiązanie wojny polsko-polskiej? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Zajmuje się polityką zagraniczną, głównie amerykańską oraz relacjami transatlantyckimi. Autor korespondencji i reportaży z USA.      więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2016