Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To przykład tematu w nowożytnej sztuce europejskiej niezwykle popularnego, czytanego zresztą według bardzo różnych kluczy interpretacyjnych.
Choć „martwe natury” pojawiały się już w starożytności, zaś w renesansie i średniowieczu bywały elementami przedstawianych scen, na niepodległość wybiły się w epoce nowożytnej. Po raz pierwszy wzmianka o nich pojawia się ok. 1650 r. w holenderskich inwentarzach dzieł sztuki. Wówczas kryje się pod pojęciem „stil-leven” (dosł. „ciche, nieruchome życie”), na oznaczenie obrazu martwej natury. Francuski termin „nature morte”, od którego pochodzi stosowane w Polsce pojęcie „martwa natura”, wywodzi się z kręgów XVII-wiecznej francuskiej Akademii Sztuk Pięknych.
To, że tego typu malarstwo zrodziło się właśnie w Niderlandach, to nic dziwnego. W regionie, w którym zwyciężyła reformacja w duchu kalwinizmu sprzeciwiającego się „świętym obrazom”, potrzebne były nowe tematy malarskie. Tak właśnie w historii sztuki pojawił się pejzaż, sceny rodzajowe i wspomniana martwa natura. Ta ostatnia występowała najczęściej jako kompozycja kwiatowa (ze względu na uwielbienie, jakim Holendrzy darzyli kwiaty) lub „stołowa” – celebrująca zacisze życia domowego.
Z czasem pojawiła się wersja moralizatorska, mówiąca o przemijaniu czasu i ludzkiego życia.