Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Pewnie, że politycznym interpretacjom aktywności biura kierowanego przez Adama Bodnara sprzyjają i przedwyborczy czas, i reakcje polityków. Np. osobiście dotkniętego powstaniem dokumentu posła Daniela Milewskiego, który w imieniu PiS mówił z sejmowej trybuny do ok. 50 posłów i samego RPO: „Pana kraj jest opanowany przez (...) kryzys rządów prawa, bezdomność i tortury. Moja Polska to kraj, w którym żyją wolni i odpowiedzialni ludzie. Żyjemy w równoległych światach”.
Pewnie, że z wystąpienia rzecznika – przypominającego, iż rolą tego urzędu jest patrzenie na ręce władzy – a także z 500-stronicowej „Informacji o działalności RPO oraz o stanie przestrzegania wolności i praw człowieka i obywatela w roku 2018” dałoby się ułożyć katalog antyrządowych haseł i postulatów: opłakane efekty reformy oświaty; zagrożenie wykluczeniem w szkołach i poza nimi („Nie daje mi spokoju to, że w Polsce całe grupy są wykluczane i poniżane” – mówił w Sejmie Bodnar, mając na myśli nie tylko osoby LGBT+, ale także migrantów, uchodźców i kobiety); nasilająca się inwigilacja obywateli; zagrożona niezależność sądów.
Ale tak jak słuchający sejmowego wystąpienia Bodnara politycy obozu władzy utwierdzali się w mylnym przekonaniu, że oto przemawia do nich najbardziej rzutki przedstawiciel opozycji, tak politykom opozycji nie mogły umknąć inne zdania. „Bardzo proszę nie traktować mnie w charakterze konkurenta czy sojusznika w wyborach. Proszę nie używać też składanej przeze mnie informacji rocznej w celach instrumentalnych” – mówił polski ombudsman.
Wspomniany dokument to rzeczywiście nie manifest „młota na PiS”, ale raczej szczegółowa mapa polskich krzywd. W dużej mierze znanych i nagłaśnianych (także w „TP”), a jednak w tym zbiorze robiących wrażenie. I przywracających proporcje komuś, kto chciałby wszystkie polskie problemy wpisać w polityczną wojnę „dobra” ze „złem”, cokolwiek byśmy pod te pojęcia sobie podstawiali. Bo cóż ma z nią wspólnego znękany opiekun osoby niepełnosprawnej, który – mimo wyroku Trybunału Konstytucyjnego sprzed lat, kiedy nie rządził jeszcze PiS – pozbawiony jest godnego świadczenia tylko dlatego, że jego podopieczny stał się niesamodzielny już w dorosłym wieku? Czyją winą – bardziej PO czy PiS-u? – jest to, że kuleje edukacja włączająca? Że osoba głucha nie zadzwoni na alarmowy numer? Że dusimy się od smogu? Że pani Ewa Musiał (niemal całe życie na ulicy), która cudem i przy pomocy organizacji pozarządowej odzyskała pod koniec życia nazwisko i PESEL, już po śmierci spędziła tygodnie w kostnicy, czekając na godny pochówek? Że tysiące nadal żyjących w podobnych co ona kiedyś warunkach nie dostają systemowego wsparcia państwa? Że odbijamy się od gabinetów lekarskich – seniorzy mogą tylko marzyć o geriatrze, a rodzice nie sforsują oddziału psychiatrycznego nawet wtedy, gdy ich dziecko ma myśli samobójcze? I tak dalej, i tak dalej.
Może i dobrze, że Bodnara słuchała w Sejmie garstka posłów. Ten smutny obrazek ponadpartyjnego lekceważenia rzecznika rymuje się z wydźwiękiem jego dokumentu, będącego przecież zbiorem tematów i historii przez lata pomijanych, uważanych – nie tylko przez posła Milewskiego – za marginalny „świat równoległy”. „Zapraszam Pana do Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, ściągnę Pana na ziemię – napisała na Facebooku do parlamentarzysty PiS szefowa organizacji wspierającej osoby w kryzysie bezdomności Adriana Porowska. – Jestem w stanie zorganizować spotkanie z mieszkańcami schroniska, chętnie opowiedzą Panu, na jakim świecie żyją”. ©℗
CZYTAJ TAKŻE
Rozmowa z Adrianą Porowską, pracownikiem socjalnym: Nie rozumiem, jak my, chrześcijanie, możemy się zgadzać na stereotypy o bezdomnych >>>