Adam Bodnar: jak obywatel wchodzi do polityki

Ze świata obrońców praw człowieka trafił do politycznej dżungli. W ostatnich dniach zachowuje się tak, jakby się w niej urodził.

23.01.2024

Czyta się kilka minut

Adam Bodnar w Sejmie. Warszawa, 12 grudnia 2023 r. / Fot. Jacek Domiński / Reporter
Adam Bodnar w Sejmie. Warszawa, 12 grudnia 2023 r. / Fot. Jacek Domiński / Reporter

6 stycznia 2024 r., Trzech Króli, a zarazem jego urodziny. Nowy minister sprawiedliwości i prokurator generalny pojawia się, jak co roku tego dnia, w schronisku dla bezdomnych prowadzonym przez Kamiliańską Misję Pomocy Społecznej. Rozmawia z mieszkańcami, zjada ciastko, wypija herbatę. Tak samo jak przez wszystkie poprzednie lata, gdy tu przyjeżdżał.

Ta scena pasuje do opowieści wielu ludzi, którzy zetknęli się z Adamem Bodnarem. Że lubi skracać dystans, nie ma manii wielkości, a przede wszystkim – że jest człowiekiem zasad. Dał się poznać od tej strony i w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, i na stanowisku rzecznika praw obywatelskich, które zajmował w latach 2015-2020 (a faktycznie do roku 2021, czyli do wyboru Marcina Wiącka).

Problem w tym, że urząd ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego to inne wyzwania. Przede wszystkim trzeba wejść do politycznej dżungli. Tu często nie ma czerni i bieli, tylko odcienie szarości. I konieczność wyboru mniejszego zła. Zwłaszcza w trudnym czasie „sprzątania” po PiS.

Jako rzecznik miał służyć interesom obywateli w ich relacjach z państwem. Na fotelu ministra ma reprezentować nie tylko państwo, ale też rządzącą partię. Interesy obu nie zawsze są tożsame, więc decyzje są mniej klarowne niż w przypadku ombudsmana.

Eksperymenty premiera

Jego wybór na ministra sprawiedliwości zaskoczył część środowiska Koalicji Obywatelskiej. Według kuluarowych informacji rekomendował go Borys Budka, sam rozważany na to stanowisko. Tuska miało przekonać właśnie to, że Bodnar nie jest członkiem żadnej partii, co wobec wyzwań stojących przed szefem tego resortu było istotną rekomendacją. Jednym z celów rządu Tuska jest przecież odpartyjnienie prokuratury.

Drugim kandydatem miał być, wedle pogłosek, Roman Giertych, ale Tusk uznał go za zbyt radykalnego. Cieszący się z kolei opinią łagodnego i przywiązanego do procedur Bodnar zgodził się, że wszystkie posunięcia będzie uzgadniał z premierem. Tak się dzieje. Niektórzy wręcz uważają, że lider PO wziął do rządu osobę politycznie niedoświadczoną właśnie po to, by móc nią sterować.

– Donald Tusk zapytał, czy gdybym miał sam wybierać, wskazałbym na Adama Bodnara. Potwierdziłem. W tym trudnym czasie to osoba, która sprosta wyzwaniom – mówi Borys Budka. – Jest profesjonalistą, profesorem prawa, był świetnym RPO, ale to też patriota, który zawsze stawał po stronie elementarnych zasad praworządności. Nawet za rządów PiS nie bał się mówić jasno, jakie to zasady.

Warto jednak pamiętać, że Bodnar jest już kolejnym „eksperymentem” Tuska w resorcie sprawiedliwości. Poprzednie kończyły się większą lub mniejszą klapą. W 2007 r. ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym został znany adwokat Zbigniew Ćwiąkalski, który podał się do dymisji na początku 2009 r. Formalnie z powodu samobójstwa w więzieniu jednego ze sprawców porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, jednak faktycznym powodem miała być niechęć Ćwiąkalskiego do odcięcia się od części adwokackich powiązań. Kolejny minister, Andrzej Czuma, był wprawdzie posłem PO, ale zarazem politykiem niesterowalnym. Odszedł po pół roku, po wybuchu wywołanej przez CBA Mariusza Kamińskiego afery hazardowej, po której Tusk miał zastrzeżenia także do resortu sprawiedliwości.

W miarę najspokojniejsze były rządy Krzysztofa Kwiatkowskiego, kiedy to rozdzielono urzędy ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Niezależny prokurator generalny Andrzej Seremet objął obowiązki zaledwie kilka dni przed niezwykle trudną próbą, jaką dla tego urzędu okazała się dla katastrofa smoleńska.

„Eksperymentem” był także Jarosław Gowin, który został ministrem sprawiedliwości po wyborach w 2011 r. Nie był jurystą, wdał się w konflikt z koalicyjnym PSL wokół likwidacji prowincjonalnych sądów, próbował deregulować zawody prawnicze. Odszedł w 2013 r., gdy publicznie zaczął wypowiadać się jak przedstawiciel opozycji, ujawniając aspiracje rywalizacji z Tuskiem w ramach PO. Wyzwaniem dla kolejnego ministra – Marka Biernackiego – okazała się afera taśmowa.

Teraz rzeczywistość polityczna jest jeszcze trudniejsza. Minister sprawiedliwości i prokurator generalny ma uporządkować wymiar sprawiedliwości po rządach Zbigniewa Ziobry, wykorzystującego podległe mu struktury do politycznych, a nawet prywatnych celów.

Wotum nieufności

Już pierwsze dni były dla Adama Bodnara wymagające, w związku ze skazaniem Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Gdy Andrzej Duda postanowił wszcząć procedurę ułaskawieniową wobec uwięzionych już polityków PiS, zrzucił na ministra odpowiedzialność za to, czy i kiedy opuszczą areszt. Bodnar zaś zachował się jak polityk, a nie obrońca praw człowieka. Uznał, że obaj skazani powinni nadal siedzieć, mimo prowadzonych przez nich głodówek, apeli żon, a nawet przewodniczącego Episkopatu.

Jak polityk zachował się także w sprawie powołanego jeszcze przez Ziobrę prokuratora krajowego, Dariusza Barskiego. Pozycję tego ostatniego wzmocniła przyjęta przed wyborami ustawa, która pozwalała na jego odwołanie tylko za zgodą prezydenta. Bodnar jednak pozbył się podwładnego bez uzgodnień z głową państwa – uznał przywrócenie Barskiego ze stanu spoczynku za nieważne, a tym samym jego nominację na prokuratora krajowego za niebyłą. Wywołał tym burzę: decyzja nie została uznana przez samego Barskiego i jego zastępców, ale pokazała nieznaną twarz Bodnara – politycznego fightera. Po miesiącu urzędowania minister stał się nawet adresatem wniosku klubu PiS o wotum nieufności – drugim po Bartłomieju Sienkiewiczu, który rozpędził władze mediów publicznych. To najlepszy dowód, że rzucono go na najcięższy odcinek frontu.

- Adam Bodnar jest z gruntu fałszywym człowiekiem. Prezentował się jako akademik, który rozumie różne strony sporu. Kiedy dostał instrumenty władzy, pokazał prawdziwą twarz wykonawcy woli Tuska bez względu na brzmienie prawa – utyskuje były wiceminister sprawiedliwości i współpracownik Ziobry Sebastian Kaleta, który użytą przez Bodnara podstawę pozbycia się Barskiego uważa za fikcję prawną.

Zdaniem Krzysztofa Kwiatkowskiego Bodnar nie mógł jednak postąpić inaczej. – Funkcjonariusz publiczny, który dowiaduje się, że ktoś jest powołany niezgodnie z przepisami, musi zareagować – przekonuje senator.

Na wezwanie

Dotychczas Bodnar nie musiał konfrontować się aż z takimi wyzwaniami. W 1999 r. ukończył Wydział Prawa i Administracji UW, a następnie w 2000 r. prawo konstytucyjne porównawcze na Central European University w Budapeszcie. W 2006 r. został doktorem nauk prawnych. W latach 1999-2004 pracował w warszawskim biurze kancelarii Weil, Gotshal & Manges, gdzie świetnie zarabiał. Od listopada 2004 r. – pod wpływem Wiktora Osiatyńskiego, którego uważa za swojego mistrza i autorytet – zaangażował się jednak w działalność Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, z czasem zostając jej wiceprezesem. Przewodził też Radzie Programowej Fundacji Panoptykon.

Rzecznikiem praw obywatelskich został w 2015 r. Jego kandydaturę poparły PO i SLD (PiS jako kontrkandydatkę wystawił Zofię Romaszewską). „Moim zdaniem w polskiej tradycji ustrojowej brakowało praktyki, kiedy to sami obywatele, w tym organizacje pozarządowe, zgłaszają kandydata na rzecznika. Moją siłą byłoby poparcie organizacji pozarządowych, którego starałbym się nie zawieść” – mówił „Gazecie Wyborczej” przed wyborem.

Dopytywany, czy będzie „młotem na PiS”, gdy ta partia obejmie władzę, zaprzeczał: „Nie wiem, skąd się wzięło w stosunku do mnie to określenie! Jeśli prześledzić działalność Fundacji Helsińskiej, to ktokolwiek rządził – czy PO, czy PiS – patrzyliśmy mu jednakowo na ręce. Każda władza ma tendencję do jej nadużywania, każdej zdarza się forsować chybione pomysły, nie wypełniać zadań. Przy każdej władzy trzeba się upominać o słabszych i pokrzywdzonych” – podkreślał.

„Młotem na PiS” Bodnar jednak został. Krótko po objęciu funkcji rzecznika stał się jednym z głównych aktorów wojny o Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy i Krajową Radę Sądownictwa, które rządzący zaczęli na swoją modłę „reformować”. Zaskarżał do uznawanego jeszcze TK kolejne ustawy, np. o samym Trybunale, umożliwiającą wybór 5 nowych sędziów w miejsce 5 wybranych poprzednio w Sejmie zdominowanym przez PO. Do końca proponował kompromis, przekonując, że zaprzysiężenie przez prezydenta trzech sędziów TK i ponowne wybranie dwóch byłoby zgodne z duchem konstytucji.

W środowiskach konserwatywnych był zawsze uważany za „lewaka”. „To zależy, co uznać za lewicowość – mówił w 2015 r. „Gazecie Wyborczej” – Np. uważam się za patriotę. Wzruszam się, oglądając »Miasto 44«. Wychowałem się na »Ogniem i mieczem« i stawiam się na wezwanie, gdy ojczyzna w potrzebie. Ale jeśli chodzi o poglądy na politykę społeczną i gospodarczą – to tak, jestem lewicowcem. Uważam, że państwo nie może zakładać, że wszyscy sobie sami poradzą”.

Na inne pytania też odpowiadał niczym z prawicowego instruktażu „Jak rozpoznać lewaka”. Opowiadał się za małżeństwami jednopłciowymi, a nawet za warunkowym prawem do adopcji dzieci przez takie pary. Deklarował się jako ateista i twierdził, że pozycja Kościoła w Polsce nie przyczynia się do realizacji praw obywatelskich. Mówił, że embrion nie jest człowiekiem.

Adam Bodnar podczas projektu Tour de Konstytucja. Dobczyce, 7 listopada 2021 r. / Fot. Beata Zawrzel / Reporter

Ponad podziałami

Zastępczyni Bodnara w RPO Hanna Machińska sprzeciwia się jednak wiązaniu go z jakąkolwiek siłą polityczną czy ideologią. – On patrzył władzy na ręce, ale nie było w tym polityki. Uważał, że urząd jest niezależny i powinien bronić praw obywatelskich niezależnie od tego, kto rządzi – przekonuje.

Szczególnie wrażliwy, jak zaznacza, był na łamanie praw człowieka. – Pamiętam, jak był poruszony warunkami, jakie Polska stworzyła ludziom przetrzymywanym w ośrodku w Gostyninie – mówi Machińska. Podkreśla, że Bodnar miał 46 wystąpień w sprawach dotyczących tego miejsca.

Sprawa Gostynina to faktycznie jeden z przykładów jego bezstronności. Ośrodek został stworzony w 2013 r. za rządów PO i miał być miejscem odosobnienia m.in. dla pedofili, którzy odbyli kary, ale z bardzo wysokim prawdopodobieństwem mogli wrócić do popełniania zbrodni. Bodnar jeszcze za czasów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka bronił Mariusza Trynkiewicza, którego przypadek był praprzyczyną powstania ośrodka.

„Społeczeństwo nie ma bezwzględnego prawa do bezpieczeństwa, bo to utopia. Nie da się uchronić przed wszystkimi niebezpieczeństwami. Natomiast jest w konstytucji i konwencjach międzynarodowych realny zakaz ponownego karania za ten sam czyn i zakaz działania prawa wstecz. A tym było ponowne pozbawienie wolności tej osoby i kilku innych po odbyciu kary” – mówił „Gazecie Wyborczej”.

Wielokrotnie podkreślał też, że pewne wartości, czasem mylnie utożsamiane z jakimś nurtem, nie mają dla niego barwy politycznej. „Jak mówimy o prawach człowieka, to przecież nie mówimy o wartościach progresywnych i zachodnich, tylko o wartościach zapisanych w naszej konstytucji i wynikających z doświadczenia czasów, w których były łamane – mowa o tym w preambule. Dlaczego Grzegorz Przemyk, zamordowany w stanie wojennym student, ma być bohaterem prawicy? Dlaczego bohaterami prawicy, i to często skrajnej, są »żołnierze wyklęci«? Nie mówię o zbrodniarzu »Burym«, ale o ludziach, których torturowano i którzy ginęli w stalinowskich więzieniach. Dlaczego Witold Pilecki, który ryzykował życiem, aby odkryć tragedię Auschwitz, nie jest na sztandarach lewicy?” – pytał w wywiadzie dla „TP” w 2020 r. Zwracał też uwagę, że to PiS jest pierwszą partią, która w takim zakresie dostrzegła ludzi z małych miasteczek z ich potrzebami.

Trudno się więc dziwić, że w 2016 r. Bodnar jako RPO wraz z Koalicją Organizacji Pozarządowych otrzymali Nagrodę Radia TOK FM im. Anny Laszuk m.in. za „umiejętność pracy ponad podziałami”.

Słabostki szefa

– Bodnar jest tytanem pracy. Normalnością są maile wysyłane o północy i esemesy o szóstej rano. Nie wiadomo, kiedy śpi. W przypadku ministra to chyba dobra rekomendacja – opowiada były współpracownik. – Szefem też jest dobrym, ale jak każdy zwierzchnik często zbiera chwałę za podwładnych. Wymagający, a zarazem dobry kumpel, którym nie przestaje być w sytuacjach trudnych. Ma też, jak każdy, słabostki – lubi błyszczeć. Ale trudno się dziwić, bo w mediach wypada świetnie.

– To człowiek, który jeśli podejmuje się zobowiązań, realizuje je zawsze jak najważniejszą misję – przekonuje Hanna Machińska. Zaznacza, że praca w biurze RPO to była dla wielu osób właśnie misja, nie praca. – On tak to traktował i zarażał tym wszystkich. Wiedzieliśmy, że zajmujemy się tak trudnymi problemami, że jak powstaje dramatyczna sytuacja późno wieczorem, a nawet w nocy, to trzeba reagować – opowiada jego dawna zastępczyni.

Ada Porowska z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej mówi, że poznała Bodnara jeszcze w okresie jego działalności w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. To właśnie ta fundacja, jej zdaniem, była miejscem weryfikacji obecnego ministra jako działacza społecznego. – W takich instytucjach nie odnalazłyby się osoby, które grają na siebie – podkreśla Porowska.

Dodaje, że Bodnar jako pierwszy RPO zajął się problemem bezdomności. - Doświadczające jej osoby niechętnie o sobie mówią, ale podczas spotkań z rzecznikiem było inaczej. Potrafił wzbudzić zaufanie, wysłuchiwał z uwagą ich poglądów, pomysłów – opowiada Porowska.

Machińska przypomina też, że „Bodnar jest też marką, jeśli chodzi o relacje międzynarodowe”. Dowodzi tego np. wyjazd do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sierpniu 2020 r., w związku z przewlekłością wyroków w sprawach polskich. – Po wizycie Bodnara wybuchło tam trzęsienie ziemi i natychmiast nasze sprawy przyspieszyły – opowiada była zastępczyni.

Wewnętrzna tożsamość

W czerwcu 2017 r. przedstawiciele PiS znaleźli kolejny powód, by żądać dymisji RPO. Poszło o jego telewizyjną wypowiedź na temat Holokaustu, w której zastrzegając, że „nie ma żadnych wątpliwości, że za Holokaust byli odpowiedzialni Niemcy", dodał, że „wiele narodów współuczestniczyło w jego realizacji”. „W tym – o czym mówię z ubolewaniem – także naród polski”. – Jedyną reakcją po tak haniebnych, skandalicznych, nieprawdziwych słowach powinno być podanie się do dymisji – oceniał ówczesny wiceszef MSZ Jan Dziedziczak.

Podobną burzę wywołał już po ustąpieniu z funkcji rzecznika, gdy w 2021 r. odbierał nagrodę w Getyndze. Powiedział tam, że polska kultura prawna po 1989 r. wiele skorzystała z niemieckiej myśli prawniczej. „Ale to powoduje – po stronie mentora – także szczególną odpowiedzialność. Jak w przypowieści z »Małego Księcia«. Jeśli oswoi się zwierzątko, to nie można go później porzucić” – apelował. Słowa te, jak można było przewidzieć, wywołały wściekłe ataki w pisowskiej TVP.

Sprawa takich wypowiedzi wydobyła też na światło dzienne sprawę ukraińskiego pochodzenia Bodnara, o którym zaczęli wspominać niechętni mu ludzie prawicy.

„Moja wewnętrzna tożsamość, jak i narodowość, jest w stu procentach absolutnie polska. Nigdy nie byłem ani wychowywany w jakiejkolwiek innej tradycji, ani nie nawiązywano do pochodzenia. Natomiast, gdyby głębiej pogrzebać w historii mojej rodziny, te korzenie ukraińskie wyraźnie w niej widać. Mój ojciec w 1947 r., był wtedy pięcioletnim chłopcem, w ramach akcji »Wisła« wraz z całą rodziną został wywieziony z małej wioski pod Sanokiem. No i trafił na tzw. Ziemie Odzyskane w okolice Gryfic (obecnie miejscowość ta znajduje się w województwie zachodniopomorskim). Później jego cała rodzina pracowała tam w PGR” – mówił w 2018 r.

A w rozmowie z „TP” opowiadał o poszukiwaniu „nie tyle nawet własnej tożsamości, co tożsamości ziem, na których się mieszka”. Wspominał np. o swoim zaangażowaniu w inicjatywę (Nie)zapomniane Cmentarze: „Kiedy jeżdżę w swoje rodzinne strony, widzę zapomniane cmentarze niemieckie. W rodzinnych stronach mojego ojca widzę zapomniane cmentarze ukraińskie, łemkowskie czy bojkowskie. Wszędzie w Polsce widzę zapomniane cmentarze żydowskie albo cmentarze poległych w obu wojnach światowych”.

Sprawy osobiste

W książce „Obywatel.pl” powiedział, że ma „skórę nosorożca”. Były współpracownik Bodnara uważa jednak, że to nieprawda. – To jedna z jego wad: jest przeczulony na swoim punkcie, ciężko przeżywa zwłaszcza fałszywe oskarżenia. Bardzo przeżył np. historię z synem. W takich chwilach wykazuje cechy labilności emocjonalnej i nie jest łatwy we współżyciu – opowiada.

Afera z synem miała miejsce w lecie 2019 r. Bodnar jako RPO skrytykował brutalne potraktowanie przez policję podejrzanego o zabójstwo 10-letniej dziewczynki w Mrowinach, a w zemście TVP wyciągnęła sprawę jego 14-letniego syna z pierwszego małżeństwa, oskarżonego wraz z grupą rówieśników o napady i w 2021 r. skazanego na nadzór kuratorski.

Bodnar przyznawał w wywiadzie dla „TP”, że czuł się wtedy wręcz fizycznie zagrożony. „Jak się czyta strumień hejtu na siebie w internecie, to się człowiek zaczyna zastanawiać, czy coś mu faktycznie nie grozi” – powiedział.

Do dziś w sieci można też znaleźć filmik, na którym Bodnar, zwykle potrafiący odpowiedzieć przed kamerą na każde pytanie, zagadnięty przez TVP o sprawę syna odwraca się gwałtownie i wsiada do samochodu.

Sprawy osobiste stara się zresztą chronić przed opinią publiczną. Pierwszą żonę, adwokatkę Karolinę, zostawił dla obecnej, Magdaleny, ale trudno informacje o szczegółach znaleźć nawet w plotkarskich portalach. Zapytany kiedyś o słowa, że wiarę w Boga stracił przez kobietę, uciął temat.

Chętnie natomiast opowiada o pasjach muzycznych. „Lubię polski hip-hop. Nie jestem na bieżąco, ale staram się śledzić, co dzieje się na rodzimym rynku, i orientować, jeśli chodzi o wykonawców tego nurtu. W rapie jest dużo treści, która dotyka współczesności. Z jednej strony mamy Taco Hemingwaya, który jest może bardziej artystą przemawiającym do młodzieży z dobrych liceów. Z drugiej strony jest taki raper Bonus RPK, którego raczej dzieci z grzecznych liceów nie słuchają. Oczywiście mogę się mylić. Dodam tylko, że Bonusa miałem okazję poznać. Bardzo miły chłopak” – mówił kiedyś „Super Expressowi”.

W ramach akcji Hot16Challenge2 sam zresztą rapował tekst „Konstytucja to dla mnie wersy modlitwy”.

Jak rozwalić system

W 2020 r. spekulowano, że może kandydować na prezydenta, w jednym z wywiadów wyjaśniał jednak, że polityka to walka o głosy, a jemu to nie pasuje. „To wejście w sferę, w której człowiek stale musi się o coś ubiegać, z kimś walczyć. Do tego trzeba mieć odpowiednie predyspozycje, gotowość pójścia na trudne kompromisy” – tłumaczył.

Najwyraźniej zmienił zdanie, bo w 2023 r. wystartował w wyborach do Senatu jako kandydat Bloku Senackiego. Hanna Machińska nie ma wątpliwości, że sprawdzi się też jako minister. – To facet, który jest po prostu państwowcem – mówi. Czy jednak człowiek z takim życiorysem wytrwa w świecie polityki?

– Uważam, że niezwykle sprawnie porusza się w tej trudnej rzeczywistości powstałej po rządach PiS – przekonuje senator Kwiatkowski. Jego zdaniem twardość Bodnara w sprawie Barskiego już wywołała efekt, choćby w postaci zarzutów prokuratorskich wobec Piotra Wawrzyka za aferę wizową. Z kolei projekt uporządkowania sytuacji w Krajowej Radzie Sądownictwa, przedstawiony przez Bodnara, to przykład kompromisu, bo obejmuje tylko przywrócenie konstytucyjnego sposobu wyboru KRS, ale nie dotyka bardziej drażliwej kwestii tzw. neosędziów. Wśród polityków KO można usłyszeć, że planowano bardziej radykalne działania, np. przyjęcie uchwał unieważniających obecną KRS, ale m.in. pod jego wpływem zrezygnowano.

Z zewnątrz dzisiejszy Bodnar wygląda jednak na radykała, w sprawie Barskiego unikając np. prób znalezienia kompromisu z prezydentem i pogłębiając stan dualizmu prawnego, nad którym jeszcze niedawno ubolewał. I nie zmienia tego fakt, że zapowiada wyłonienie nowego prokuratora krajowego w drodze konkursu, a w przyszłości ponowne rozdzielenie urzędu prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. Na razie to tylko słowa.

Kiedy w 2015 r. „Rzeczpospolita” zatytułowała jego sylwetkę „Che Guevara z korporacji", zapewniał, że kompletnie to do niego nie pasuje. „Bardzo mi daleko do człowieka, który wprowadzał ustrój totalitarny. A także do pomysłu, żeby jakiekolwiek zmiany wprowadzać metodą rewolucji. Jak słyszę o »rozwalaniu systemu« albo że »trzeba prawo napisać od nowa« – to dla mnie jest to horrendum. Mam głęboką wiarę w potrzebę istnienia porządku prawnego. Prawo, jego fundamenty – to setki lat tradycji. Chcę zmieniać to, co w nim źle działa, ale metodami demokratycznymi. Trzeba poprawiać, dostrajać do zmieniających się warunków, a nie obalać”.

Dziś jednak jest na głównym froncie „rozwalania systemu PiS”. Jak długo wytrwa? Zapowiadany przez opozycję wniosek o wotum nieufności zapewne nie będzie skuteczny, ale trudno się nie zastanawiać, czy Adam Bodnar, jeśli poważnie traktuje wszystko, co dotąd robił i mówił, nie będzie pierwszym ministrem, który poda się do dymisji. I zostanie kolejnym w premierowskiej biografii Tuska nieudanym eksperymentem w roli ministra sprawiedliwości.

No chyba, że poznajemy właśnie jego nowe wcielenie. Kiedyś „Obywatel.pl” – dziś pełną gębą polityk.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Z wykształcenia biolog, ale od blisko 30 lat dziennikarz polityczny. Zaczynał pracę zawodową w Biurze Prasowym Rządu URM w czasach rządu Hanny Suchockiej, potem był dziennikarzem politycznym „Życia Warszawy”, pracował w dokumentującym historię najnowszą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 4/2024

W druku ukazał się pod tytułem: Prawo Bodnara