Maharadża art déco

Jako Polak i Europejczyk przekroczył cywilizacyjną barierę w jego czasach, zdawałoby się, nieprzekraczalną. Oto Młoda Polska w Indiach.

23.04.2012

Czyta się kilka minut

Stefan Norblin, „Rama i Lakszama na wygnaniu przyjmują wizytę brata Bharaty ( i jego armii)” , malowidło w Sali Orientalnej (Tronowej) pałacu Umaid Hawan w Dżodhpurze, 1944-46. / repr. Józef Stęciński / Muzeum Regionalne w Stalowej Woli
Stefan Norblin, „Rama i Lakszama na wygnaniu przyjmują wizytę brata Bharaty ( i jego armii)” , malowidło w Sali Orientalnej (Tronowej) pałacu Umaid Hawan w Dżodhpurze, 1944-46. / repr. Józef Stęciński / Muzeum Regionalne w Stalowej Woli

Pałac Umaid Bhavan jest bytem, w którego realność jednakże trudno uwierzyć. Otoczony przez ogród (troskliwie pielęgnowany w pustynnym klimacie Radżastanu) pełen kwiatów i z nienagannym angielskim trawnikiem, pałac – niezbyt odległy od błękitnego miasta braminów, Dżodhpuru – wydaje się oszustwem zmysłów, fatamorganą, produktem wyobraźni miejscowej dynastii Radżputów. Zdumiewa gigantyczną skalą, złotym kolorem piaskowca, prawdziwie cesarskim stylem, który łączy elementy budownictwa dawnego imperium Brytanii i starożytnych monumentalnych świątyń hinduizmu, a nawet – jak chcą niektórzy – odwzorowuje światowej sławy kompleks Angkor Wat w Kambodży.

Umaid Bhavan należy do radżputańskiej familii Rathorów, od XIII wieku do końca II wojny światowej rządzącej księstwem Marwaru, położonym w południowo-zachodniej części obecnego Radżastanu. Historia rodu pełna jest niezwykłych opowieści o wojnach i sojuszach z cesarską dynastią Mogołów (formalnie panującą w Indiach od XVI do połowy wieku XIX), mecenatu nad klasyczną kulturą hinduizmu, budowaniu misternych sieci współpracy politycznej z Brytyjczykami, którzy stworzyli na subkontynencie perłę swojego imperium. Autorem wizji pałacu, bodajże największego, jaki zbudowano w ubiegłym stuleciu na świecie, jest maharadża Umaid Singh (1903–1947), zapalony lotnik, artystyczny wizjoner, a zarazem troskliwy opiekun poddanych, czego dowodem jest chociażby jego inicjatywa otwarcia Wingdam Hospital, obecnie Szpitala im. Mahatmy Gandhiego.

Do zrealizowania planu budowy giganta maharadża wybrał jednego z najbardziej znamienitych architektów angielskich Henry’ego Vaughana Lanchestera, rywala Edwina Lutyensa (twórcy współczesnego New Delhi). Konstrukcja Umaid Bhavan stanowiła swego rodzaju nagrodę pocieszenia dla Lanchestera, który sam wyrażał pragnienie zaprojektowania nowej stolicy dawnego imperium. Tamtą rywalizację przegrał, ale swoją ambicję wykorzystał w projekcie majestatycznego budynku. Budowa pałacu, liczącego 347 komnat, trwała kilkanaście lat, formalnie rozpoczęto ją w 1929 r., zakończono dopiero w 1944 r.

Wyrafinowane wnętrza pałacowe to już inny styl, nieco żartobliwie określany jako indo-déco. Ich autorem jest genialny polski artysta, Stefan Norblin. Ogromne malowidła ścienne, przedstawiające sceny mitologiczne hinduizmu i historię zmagań rodu Rathorów z armią cesarstwa Mogołów, przepysznie zaaranżowane apartamenty maharadży i maharani, buduary, szafy, szafki, stoliki, krzesła i kominki – wszystko jest dziełem lub projektem Norblina. Jego artystyczna obecność nie ogranicza się tylko do Umaid Bhavan. Obrazy arystokratów indyjskich, postacie dzikich zwierząt i przedstawienia hinduistycznych bóstw znajdują się w pałacyku myśliwskim Sardar Samand, niedaleko Dżodhpuru, malowidła ścienne i dziesiątki portretów są w Nowym Pałacu maharadży Morvi w stanie Gudżarat, kolejne prace realizował też dla maharadży w Patnie, starożytnym mieście obecnego stanu Bihar. Dziedzictwo Norblina to największy zbiór poloniców na całym kontynencie azjatyckim.

O Norblinie subiektywnie

Najpierw przypominam sobie starą fotografię, często reprodukowaną w albumach oraz w mniej lub bardziej zwięzłych tekstach o Norblinie, pisanych po polsku, angielsku lub w hindi. Przyciąga uwagę jego pociągła twarz, szlachetne zmarszczki na czole, rogowe, okrągłe okulary, wykwintny dołeczek na podbródku, starannie ułożone włosy, zakola ledwie co zaznaczone. Na twarzy nie ma uśmiechu, artysta wydaje się smutno, niemal depresyjnie zamyślony, jakby czegoś mu zabrakło, albo czegoś bolesnego doświadczył. Ubrany bardzo elegancko, a zarazem swobodnie, siedzi na niewidocznym na zdjęciu podwyższeniu, w pozycji pater familias, chroniąc ramionami siedzących po lewej stronie małżonkę i syna. Lena Żelichowska epatuje nadal, jak przed wojną, swoją delikatną urodą, lekko się uśmiecha. Malutki Andrzej, znany później jako Andrew, opiera się jedną ręką na kolanie ojca. Nie uśmiecha się, ale też nie widać na jego twarzy jakiejkolwiek obawy czy niepokoju.

Prywatnie nazywam tę fotografię „Rodzina z tragedią w tle”, bo niewiele później po jej zrobieniu Norblin popełnił samobójstwo. Andrzej został sierotą w wieku zaledwie 14 lat. Tragedia miała miejsce w kraju, o którym Norblin marzył, czyli w Stanach Zjednoczonych, gdzie akurat nie odniósł sukcesu.

Potem cofam się w czasie i patrzę na obraz, który jest całkowicie nienorblinowski. To „Marcin Luter przed sądem w Wormacji w 1521 r.”, wykonany na zlecenie Zboru Ewangelicko-Augsburskiego w 1930 r., i do dziś znajdujący się w kościele św. Trójcy w Warszawie. Dumne, szlachetne twarze, spośród których przyciąga uwagę oblicze Marcina Lutra znajdującego się w samym centrum dzieła. Postać Reformatora wygląda znajomo, bo faktycznie jest autoportretem samego Stefana Norblina.

I znowu kilka lat w przeszłość, do 1925 r. Plakat promocyjny „Polska. Zakopane”, z powszechnie znaną postacią górala, w tradycyjnym stroju, z ciupagą i fajką. W tle – jakże by inaczej – ośnieżone Tatry i świerki, tylko owieczek nie widać. Kreska Norblina łatwo rozpoznawalna, podobnie jak na kolejnych plakatach promujących Warszawę, Kraków, Gdynię, Toruń, Poznań, Górny Śląsk, ale też Lwów i Wilno. Albo plakat reklamujący PLL LOT i napis „Podróżujmy samolotami, wysyłajmy niemi listy i towary”. Żółtawy samolot lecący nad pozostającym w cieniu historii pocztowym dyliżansem, a dodatkowo słów kilka na plakacie, że dalsze informacje w Poznaniu uzyskać można w „Orbisie” albo w hotelu „Bazar”.

Teraz przeskok do Indii, rok 1944... Sala tronowa pałacu Umaid Bhavan, a w niej wielkie malowidło ścienne, niemal 10 metrów kwadratowych, nadające splendoru tronowi maharadży, przydające mu niemal religijnej mocy, a zarazem ilustrujące mitologiczną genealogię władców Marwaru. Scena triumfu znana każdemu wyznawcy hinduizmu, fragment eposu Ramajana. Bóg Rama w towarzystwie małżonki Sity, brata Lakszmany i nieodłącznego druha, króla małp – Hanumana, wkracza na bojowym rydwanie do Ajodhji, by zająć należny mu tron królewski po zwycięskiej walce z demonem Rawaną. Rama dzierży trójząb, na którym powiewają zwycięskie flagi, nosi złoty hełm i złotą zbroję, złotem obramowano także jego niebieską szatę. Złotem zdobiona jest również boska Sita, złoto to kolor Lakszmany i Hanumana. Złote słońce – symbol maharadżów Radżastanu – powiewa na błękitnej fladze. Twarze bogów, o ostrych rysach, symbolizują nieskończony majestat i triumf dobra nad złem. Triumf upamiętniany w rytuale każdego roku przez miliony hindusów.

Malowidła są bardzo indyjskie w swej treści, ale i bardzo europejskie w formie. Nie chodzi tu tylko o naturalną obecność art déco w technice malarskiej Norblina, lecz o coś, co skrycie nazywam transpozycją kultury Indii w twórczości poetów Młodej Polski. Jakby Norblin malarsko przełożył w narracji Ramajany, inspirowane klasyką hinduizmu, utwory Langego, Kasprowicza i Przybyszewskiego, lub jeszcze inaczej: jakby patrzył na indyjski epos oczami młodopolskich interpretatorów starożytnej cywilizacji Indii. W pierwszych trzech dekadach XX w. na język polski przełożono niemały dorobek klasyki indyjskiej. Polskiej publiczności znane były fragmenty mistycznych Upaniszadów, hymny Rygwedy, wybrane teksty Ramajany i Mahabharaty. Kasprowicz tłumaczył „Gitandżali” Tagore’a, Lange przełożył epizody klasyki sanskryckiej: Pańczatantrę, Gitagowindę, Hitopadeśę, ale przede wszystkim niezwykle cenione teksty Mahabharaty: Nal i Damajanti oraz Sawitri. O filozofii indyjskiej pisali Stanisław Przybyszewski i Tadeusz Miciński, przesłanie hinduizmu odkrywano w utworach Staffa i Leśmiana, znakomite osiągnięcia polskiej orientalistyki popularyzowali profesorowie Andrzej Gawroński i Stanisław Schayer.

Wśród wykształconej elity znajomość kultury Wschodu, głównie Indii, była w dwudziestoleciu niezwykle en vogue, chociaż opis egzotycznego wówczas subkontynentu trafiał do Polski poprzez Niemcy, Francję i – co zrozumiałe – Wielką Brytanię. Oczywiście filozofia indyjska w Europie miała wówczas także swoją wersję soft-pop: rozpuszczana była w naukach okultyzmu, epatowała złożoną intelektualnie ezoteryką, obiecując przekroczenie granic zwykłego poznania, przy czym najczęściej przedstawiana była jako tajemne nauki joginów czy mistrzów duchowych z himalajskich aśramów.

Norblinowska Ramajana

Kolejne malowidła ścienne Norblina w sali tronowej: Rama z magicznym łukiem boga Siwy wygrywający konkurencję o rękę Sity na dworze króla Dżanaki, Rama z małżonką na wygnaniu, porwanie Sity przez demona Rawanę, wreszcie bitwa Ramy z Rawaną, toczona na wozach bojowych w przestworzach. Szczególną uwagę zwraca jedno z malowideł, które powinno kończyć cały cykl narracji Ramajany, aczkolwiek tak jak w przypadku pozostałych dzieł, istnieją także odmienne interpretacje. Rama siedzący na koniu przykuwa wzrok widza, ale w nie mniejszym stopniu czyni to również Sita, jako żywo przypominająca Madonnę, unoszona na chmurze, z rękami złożonymi w geście modlitwy. Kanonicznie rzecz biorąc, powinniśmy tu mieć do czynienia, by tak rzec, z zamianą wektorów, przynajmniej z perspektywy odbiorcy europejskiego. Bo to jednak nie wniebowstąpienie, ale „wziemiowstąpienie”, albowiem zgodnie z tradycją hinduizmu Sita ma powrócić do łona matki-ziemi. Wyobraźnia może nam też podrzucić kolejną, nie mniej twórczą interpretację, taką mianowicie, że Norblin celowo sportretował Sitę jako Madonnę, a kanoniczną wersję zastąpił własną, wyniesioną z tradycji chrześcijańskiej, według której małżonka Ramy unoszona jest w niebiosa. Melanż Wschodu z Zachodem nabrałby wówczas całkowicie nowego wymiaru.

Opowieść Ramajany nie jest jedynym przedstawieniem mitologii indyjskiej przez Norblina. W pałacu Umaid Bhavan są jego malowidła z życia boga Kryszny, jest boska para Siwa i Parwati unoszona na chmurze, są postacie wielorękiej Durgi i Saraswati, bogini mądrości, patronki nauk, sztuk pięknych oraz muzyki. Stefan Norblin musiał poznać symbolikę odmiennej kultury, sięgać do klasycznych dzieł sanskryckich, wczuć się w sposób przedstawienia sacrum tak, żeby jego własne dzieło zaakceptowali wyznawcy hinduizmu, którzy zarazem byli jego mecenasami.

Pytań jest więcej aniżeli odpowiedzi. Czy z uwagą studiował dostępne tłumaczenia Ramajany i Mahabharaty? A może nie tylko studiował samodzielnie, ale korzystał z pomocy miejscowych uczonych, którzy wskazywali na możliwe warianty interpretacyjne? Czy odwiedzał świątynie hinduistyczne i rozmawiał z miejscowymi kapłanami, a może wolał zaciszne gabinety pałacu, licząc na swój talent i jakiś wewnętrzny artystyczny głos? Skąd, tak naprawdę, pojawia się pomysł przedstawienia Sity jako Madonny? Co chciał przez to powiedzieć? I wreszcie pytanie fundamentalne: w jaki sposób Norblin, jak niemal żaden europejski malarz przed nim (a przynajmniej na taką skalę), potrafił wejść do labiryntu symboliki hinduizmu, przedstawiając gigantyczne, wielowątkowe sceny z Ramajany, Mahabharaty czy przypowieści siwaickich, w niespotykany sposób łącząc artystyczną technikę Zachodu z filozofią Wschodu?

Aby chociaż w niewielkim stopniu zrozumieć rewolucyjność jego prac, spróbujmy wyobrazić sobie sytuację tylko z pozoru paradoksalną: niezwykle bogaty mecenas sztuk, a zarazem pobożny chrześcijanin wynajmuje artystę muzułmanina lub jeszcze lepiej buddystę, aby jego ogromny pałac we Włoszech przyozdobił malowidłami ściennymi, scenami z życia Chrystusa i Świętej Rodziny. Innowierca musi poznać całość symboliki chrześcijańskiej, zrozumieć prawdy wiary, przestudiować w krótkim czasie historię dwóch tysięcy lat, i w końcu wybrać najcelniejsze jej fragmenty do swych dzieł. Zostawia po sobie gigantyczny pomnik sztuki, który budzi podziw i skłania innych wielmożów chrześcijańskich do zainwestowania w jego talent. Imię buddyjskiego artysty zostaje jednak zapomniane, dopiero po wielu latach rodacy dostrzegają wielkość jego niezwykłej spuścizny, a ta przecież znajduje się tysiące mil od ich domów.

Stefan Norblin jest bohaterem takiej przypowieści, tyle że z odwróceniem ról kulturowych. Jako Polak i Europejczyk przekroczył cywilizacyjną barierę, zdawałoby się wówczas, całkowicie nieprzekraczalną.

Dziurawa biografia

Fakty z życia Norblina do września 1939 r. są dość dobrze znane i w miarę solidnie udokumentowane. Urodzony w 1892 r. w Warszawie, był w prostej linii potomkiem świetnego artysty Jana Piotra Norblina, który pod koniec XVIII i na początku XIX w. tworzył dla rodzin Czartoryskich i Radziwiłłów, a także dla samego króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ojciec Stefana, Stanisław Ignacy, niekoniecznie miał zrozumienie dla rodzących się pasji artystycznych syna, wolał go kształcić na solidnego kupca bądź przemysłowca. Norblin studiuje zatem w akademii handlowej w Antwerpii, ale podróżuje do Paryża, Amsterdamu i Londynu. Marzy o wyjeździe do Nowego Jorku, ale ojciec nakazuje mu powrót do Warszawy w 1915 r.

Młody Stefan jest genialnym samoukiem. Bardzo szybko pokazuje swoje prace w kraju, na wystawie Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Jako ochotnik bierze udział w wojnie polsko-bolszewickiej, dzięki biegłej znajomości kilku języków obcych pełni funkcję tłumacza. Po wojnie jego nazwisko staje się głośne, i to nie tylko w kręgach artystycznych, ale także politycznych i biznesowych. Jest portrecistą, ilustratorem, autorem plakatów reklamowych i politycznych, twórcą scenografii i kostiumów teatralnych. Maluje portrety najznakomitszych postaci dwudziestolecia. Wśród modeli jest naturalnie marszałek Józef Piłsudski, są premierzy Walery Sławek czy Marian Zyndram-Kościałkowski, generałowie Kazimierz Sosnkowski i Edward Śmigły-Rydz, wreszcie potentaci przedwojennego biznesu – Jan Wedel i Władysław Strakacz, właściciel browaru w Skierniewicach. Nie brakuje portretów małżonek polskich dyplomatów: ministrowej Augustowej Zalewskiej i ministrowej Jadwigi Beckowej.

Dwukrotnie się żeni i raz rozwodzi. Pierwszą żoną jest aktorka Maria Modzelewska, drugą Lena Żelichowska, tancerka rewiowa, a następnie również aktorka. Żelichowska gra rolę polskiej agentki w „Szpiegu w masce” (1933), jako Justyna Bogutówna występuje w „Granicy”, a jako Kamilla w „Żołnierzu królowej Madagaskaru” (1939). Małżeństwo Norblinów żyje bardzo zamożnie. W latach 30. zamierzają zbudować okazałą willę „Kaskada”, a tuż obok niej atelier filmowe. Wrzesień 1939 r. zmienia wszystko, lecz – paradoksalnie – jest zarazem początkiem kolejnego etapu niezwykłej kariery artystycznej Stefana Norblina. Wraz z grupą uchodźców opuszczają Polskę przez Lwów i Zaleszczyki, trafiając najpierw do Rumunii, a stamtąd do Włoch. W tym miejscu, z oczywistych powodów, biografia Norblina zaczyna się rwać, pojawia się coraz więcej białych plam. Wiemy, że ląduje z rodziną w Turcji, stamtąd podróżują do Iraku.

Podobno Norblin planował rejs do Stanów Zjednoczonych lub Brazylii, lecz ogarniająca cały świat wojna zmusiła go do rewizji planów. Oboje małżonkowie znajdują tymczasowe schronienie w bliskowschodnim królestwie. Norblin zarabia na utrzymanie tym, co potrafi najlepiej: maluje. I to maluje postacie z najwyższej społecznej półki. Jego modelami są członkowie irackiej rodziny królewskiej, co potwierdza jedyny zachowany list z podziękowaniami, datowany na 13 marca 1941 r., a podpisany przez „szefa ceremonii królewskich”. Claus-Ullrich Simon, znakomity niemiecki badacz twórczości i życia Norblina, przyznaje, że jakiekolwiek pisane dokumenty, jak listy czy artykuły w prasie, które mogłyby rzucić światło na temat dalszych losów polskiego artysty, są niedostępne. Kwerenda w Crown Representative Records oraz India Office Library w Londynie nie dała żadnych rezultatów. Nie ma żadnej wzmianki o dalszej podróży i pobycie Norblina w Indiach. Jest to o tyle dziwne, jak wnioskuje Simon, że ówczesne władze brytyjskie starały się ściśle kontrolować ruch migracyjny na obszar swojej Perły w Koronie podczas II wojny światowej. Prawdopodobnie Norblin otrzymał jednak w Bagdadzie wizę, która umożliwiała wjazd do Indii. Niewykluczone, twierdzi niemiecki badacz, że było to konsekwencją spotkania Norblina z brytyjskim ambasadorem, sir Basilem Newtonem, i jego wdzięczności za namalowany portret.

Coś się jednak z dokumentów zachowało, tyle że w innym miejscu. W czerwcu 1941 r. w „Illustrated Weekly of India”, wychodzącym w Bombaju, ukazuje się krótki artykuł z informacją, że „w mieście zjawił się polski artysta w drodze do Ameryki”. Obok artykułu pojawia się fotografia portretu sześcioletniego króla Fajsala, namalowanego przez Norblina w Bagdadzie. Trudno orzec, czy artykuł przyciągnął uwagę kolejnych mecenasów, faktem jest, że państwo Norblinowie zostali na dłużej w Indiach, zamieszkując prawdopodobnie w Bombaju. Było to niemal w tym samym czasie, kiedy na subkontynent trafiają kolejne fale polskich uchodźców, transportowanych z kazamatów syberyjskich do ówczesnych oaz względnego spokoju, w Maharasztrze i Gudżaracie (ale to już inna historia, również z maharadżami w tle). Norblin ilustrował miejscowy elementarz dla polskich dzieci, zaś małżonka, wspólnie z Hanką Ordonówną, dawała koncerty estradowe.

Na początku 1943 r. Norblin trafia do Morvi, na zaproszenie tamtejszego maharadży Lakhadhiraj Waghji i jego syna Kumara Mahendrasinghji. Nowoczesny pałac, którego budowę ukończono w 1944 r., okazuje się znakomitym miejscem pracy. Norblin tworzy malowidła bóstw hinduistycznego panteonu, wykonuje coraz liczniejsze portrety, w tym malowany tradycyjnie wizerunek maharadży. Zdobi pałacowy basen, jadalnie, salony, salę bilardową i kolisty cocktail-bar, przeznaczone dla dostojnych gości władcy, w tym licznych Europejczyków. Na ścianach wyczarowuje półobnażone tancerki, interpretowane jako pląsające boskie nimfy – apsary; jedna z nich zresztą łudzącą przypomina małżonkę, Lenę.

Norblin dobrze się bawi. Pojawia się wśród gości na zdjęciach z polowania. Sława Norblina dociera do innych maharadżów. Dostaje kolejne zlecenie od władcy Patny, aby ozdobić jego rezydencję w Ramgarh. Tworzy osiem dekoracyjnych płócien, spośród których większość nie zachowała się do dzisiaj, zaś fotografie ich wszystkich są najprawdopodobniej jedynie w posiadaniu Clausa-Ullricha Simona. Bombajskie media donoszą o wielkiej wystawie prac Norblina w dniu 7 lutego 1944 r. Zachował się artykuł opisujący całe wydarzenie, jak również niewielki polski katalog. Wystawa ma miejsce w niezwykle prestiżowym Sir Cowasji Jehangir Hall, gdzie zjawia się elita bombajska, zarówno indyjska, jak i brytyjska. Niewykluczone, że właśnie wtedy maharadża Umaid Singh podejmuje ważną decyzję dotyczącą dalszych losów artysty, aczkolwiek dokładna data rozpoczęcia prac w Dżodhpurze nie jest znana.

Dziwnym trafem zamówiona wcześniej w brytyjskiej firmie Maples dostawa mebli do pałacu nie dociera na miejsce, statek z towarem zostaje zatopiony przez niemiecką łódź podwodną. Maharadża zleca zatem Norblinowi aranżację wnętrz pałacu, przygotowanie projektu mebli, wyposażenia, wykonania gigantycznych malowideł w sali tronowej i w najpiękniejszych komnatach.

Niemal nic nie wiemy o życiu Norblina w tym okresie. Zachowało się jedno zdjęcie artysty podczas pracy i jeden oficjalny list, datowany na 7 sierpnia 1946 r. z rekomendacją dla niejakiego Kailasha Chanda. W liście podpisuje się jako „artystyczny doradca i malarz nadworny Jego Wysokości w Dżodhpurze”. W swojej pracy, jak sugeruje historyk sztuki, dr Małgorzata Reinhard-Chlanda, Norblin nawiązywał do słynnych fresków z grot w Adżancie, do kamiennych płaskorzeźb z grot na wyspie Elefanta i świątyń w Khadżuraho, sięgał do tradycji radżpuckiego malarstwa miniaturowego. Musiał zatem podróżować, pilnie studiować historię sztuki indyjskiej.

Jaka była jego pozycja na dworze? Jakie relacje łączyły go z członkami rodziny panującej? Czy był kimś z zewnątrz, czy może stał się bliskim przyjacielem książęcej familii? Obecni potomkowie rodzin maharadżów nic na ten temat nie wspominają, niewykluczone, że pewne informacje znajdują się w archiwach pałacowych, do tej pory niedostępnych. A przecież Indie okazały się dla Norblina krajem szczęśliwym, także w wymiarze rodzinnym. Na przekór pesymistycznym diagnozom stawianym wcześniej Lenie Żelichowskiej, w lutym 1944 r. rodzi syna, Andrzeja Piotra. Cała rodzina zapewne mieszka w Dżodhpurze, chociaż nie wiadomo, czy w samym pałacu.

W 1946 r., a więc tuż po zakończeniu wojny, ale przed uzyskaniem przez Indie niepodległości, Stefan Norblin podejmuje kolejną decyzję, która całkowicie zmienia jego własny los, jak również losy małżonki i syna. Decydują się opuścić Indie i popłynąć do Stanów Zjednoczonych – wymarzonej już dawno ziemi obiecanej artysty. Powody decyzji nie są dobrze znane, najczęściej podaje się troskę o zdrowie syna, dla którego miejscowy klimat nie był zbyt łaskawy. Cała trójka opuszcza kraj, w którym talent Norblina znalazł wsparcie majestatu maharadżów, i w którym jego geniusz objawił się w niespotykanej interpretacji starożytnej cywilizacji indyjskiej. Ani Stefan Norblin, ani Lena Żelichowska nie mają już nigdy wrócić do Azji.

Zamiast do Nowego Jorku, trafiają do San Francisco. Nie mają wsparcia, brakuje zamożnych mecenasów, nikt nie wie o dziełach tworzonych w Indiach. Norblin pracuje w firmie dekoratorskiej, maluje z pocztówek portrety generała Mac Arthura czy Winstona i lady Churchill. Chwila nadziei nadchodzi wraz ze zleceniem portretu szefa Bank of America, A.P. Gianniniego, ale model umiera jeszcze przed ukończeniem obrazu.

Stefan Norblin odbiera sobie życie w 1952 r., prawdopodobnie zagrożony utratą wzroku. Sześć lat później odchodzi Lena Żelichowska, zaś syn, Andrew zostaje wirtuozem gitarowym. Wiele lat później odwiedza Indie, na zaproszenie obecnego maharadży Gaja Singha II.

Norblin redivivus

Zdumiewające, że do lat 90. ubiegłego stulecia niemal nic nie wiedziano w Polsce o indyjskiej spuściźnie Norblina. Dopiero w 1993 r., z okazji 50-lecia pałacu w Dżodhpurze, maharadża przedstawia oficjalnie ówczesnemu ambasadorowi RP w Indiach, prof. Krzysztofowi Byrskiemu dorobek polskiego artysty. Stan prac jest katastrofalny, widać powstałe spękania i łuski warstwy malarskiej. W sali tronowej na obrazach znać duże białe plamy, proces zniszczenia rozpoczął się na dobre, nie przynoszą rezultatu drobne prace rekonstrukcyjne na miejscu.

Informacje na ten temat ambasador Byrski przekazuje do kraju. Powstaje pierwsza profesjonalna dokumentacja dzieł Norblina w Umaid Bhavan, ale prace konserwatorskie ruszają dopiero w 2006 r. Polscy konserwatorzy, pod kierownictwem Józefa Stecińskiego, dokonują rzeczy, które dla laika wydają się trudne do uwierzenia. W ciągu pięciu lat Norblin odżywa, zniszczone dzieło odzyskuje pierwotny kształt. Całość prac finansowana jest zarówno przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP oraz przez samego maharadżę, Gaja Singha II.

Pierwsza po II wojnie światowej ekspozycja jego dzieł ma miejsce we wrześniu 2011 r. w Muzeum Regionalnym w Stalowej Woli, zaś dwa miesiące później w National Gallery of Modern Art w New Delhi. Ministrowie kultury Rzeczypospolitej i Republiki Indii uroczyście prezentują dzieła Norblina publiczności indyjskiej. Pod koniec ubiegłego roku historia zatacza pełny krąg, albowiem wystawa trafia do miejsca, w którym polski artysta dał się poznać Hindusom kilkadziesiąt lat wcześniej, do Sir Cowasji Jehangir Public Hall w Mumbaju (Bombaj). Wcześniej, w listopadzie, w pałacu Umaid Bhavan, w obecności maharadży i ministra Bogdana Zdrojewskiego, odbywa się premiera filmu dokumentalnego „Chitranjaali. Stefan Norblin w Indiach”, autorstwa Małgorzaty Skiby, mieszkającej na stałe w Indiach.

Marzy mi się film, ogromny spektakl fabularny opowiadający o Norblinie w sposób godny największych twórców, w którym białe plamy życiorysu mogą być wypełnione wyobraźnią scenarzysty i reżysera. Na razie to tylko takie tam marzenie, ale wierzę, że kiedyś się zmaterializuje. Zresztą sam Stefan Norblin udowodnił, iż prawdziwa sztuka zawsze znajdzie swój grand finale.


W tekście wykorzystałem m.in. informacje z katalogu „Stefan Norblin. Artysta wszechstronny”, wydanego przez Muzeum Regionalne w Stalowej Woli, w którym znajdują się znakomite teksty o twórczości artysty; jak również: Aman Nath, Fred R. Holmes i Ann Newton Holmes „Jodhpur’s Umaid Bhavan, The Maharaja of Palaces”, Giles Tillotson, „Umaid Bhavan Palace”, Claus-Ullrich Simon, „Stefan Norblin, A Biography that Should Be Rewritten”. Inspirację dotyczącą opisywanej interpretacji obrazu Norblina zawdzięczam Pani Profesor Danucie Stasik. Film „Chitranjaali” powstał dzięki staraniom Ambasady RP w New Delhi w 2011 r. i jest koprodukcją MSZ RP oraz Narodowego Instytutu Audiowizualnego. Lista osób, którym Norblin zawdzięcza swój „artystyczny comeback”, jest długa, w tym miejscu chciałbym osobiście podziękować p. Lucynie Mizerze z Muzeum Regionalnego i p. prezydentowi Stalowej Woli Andrzejowi Szlęzakowi, p. Jackowi Millerowi z MKiDN oraz p. Małgorzacie Wejsis-Gołębiak z MSZ RP.



PROF. PIOTR KŁODKOWSKI, orientalista i politolog, jest ambasadorem RP w Indiach. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, autor książek: „Doskonały smak Orientu”, „Wojna światów. O iluzji wartości uniwersalnych” oraz „O pęknięciu wewnątrz cywilizacji”, która w 2006 r. przyniosła mu Nagrodę Tischnera.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2012