Maestro na trójkołowcu

Jazzman Jerzy Bożyk to jedna z tych postaci, które w Krakowie kojarzy każdy.

13.07.2015

Czyta się kilka minut

 / Fot. Grażyna Makara
/ Fot. Grażyna Makara

Awaria na ulicy Mikołajskiej to typowa krakowska knajpa: ceglane ściany, odrapane stoliki ze świeczkami w słoikach i pluszowe fotele jak w starym kinie. Opary piwa, papierosów, piwniczna stęchlizna. Jest niedziela, godzina 20. Przyszła już para z trójką dzieci, starszy mężczyzna, który zamawia żurawinówkę dla artystów, i grupka pięciu hałaśliwych trzydziestolatek.

– Czy maestro dziś zagra? – dopytują.

Maestro pojawia się grubo po 21. Dziewczyny nie doczekały, poszły potańczyć; ich miejsce zajmuje dwóch dwudziestoparolatków, absolwentów AGH. Przychodzi coraz więcej ludzi. Tych, którzy muzyka znają od kilkudziesięciu lat, i tych, którzy jego brawurowe piosenki usłyszeli na YouTube stosunkowo niedawno, a teraz chcieliby zobaczyć go na żywo. Jeszcze ponad pół godziny artyści rozkładają sprzęt i za chwilę znad pianina padają pierwsze tony „What a Wonderful World” Louisa Armstronga. Chropowaty głos, maniera Raya Charlesa, polski tekst: „Ta zieleń drzew, czerwień róż, ptaków śpiew, grzmoty burz. Czasu wije się nić, jakże pięknie jest żyć. Słoneczny dzień, gwieździsta noc, leniwy nurt, wiatru moc. I uśmiechu jest wart ten nasz cudowny świat”.
– Brawo, Jurek! – krzyczy starszy mężczyzna siedzący przy stoliku tuż pod sceną i głową daje znak barmance, żeby przyniosła jeszcze żurawinówki.

Wrażliwy radykał

Jerzy Bożyk ma 74 lata, farbowaną blond grzywkę opadającą skośnie na czoło i siwe baki. Uśmiecha się często, od ucha do ucha. W Awarii występuje co niedzielę. Akompaniuje mu Andrzej Marchewka na kornecie, co dwa tygodnie gra z nimi Wojciech Serafin na gitarze, co dwa tygodnie dołącza wokalistka Barbara Stylska.

Bożyk o muzyce w swoim życiu może mówić długo:

– Mój ojciec był bardzo dobrym skrzypkiem. Pięknie grał dumki, romanse, Wieniawskiego. Mam jeszcze pamiątkowe skrzypce po nim, ruggieri. Nie jest to może stradivarius ani amati, ale i tak prawdziwy XVIII-wieczny włoski wyrób. Bardzo cenna pamiątka! Mama grała na fortepianie. Od szóstego lub siódmego roku życia sam chodziłem na fortepian. W szkole muzycznej byłem w klasie z Ewą Demarczyk, a starszy kolega Wojtek Karolak nauczył mnie zapisywać akordy i palić papierosy. Ale liceum muzyczne kończyłem nie na wokalistyce i nie na pianinie, tylko na wydziale pedagogicznym. Jak jeszcze w dowodzie wpisywało się zawód, to miałem „nauczyciel”, a jedyne miejsce, w którym pracowałem na etat, i z którego mi pieczątkę do dowodu wbili, to były Łódzkie Zakłady Gastronomiczne. Zakład Casanova – największa mordownia w Łodzi, otwarta do godziny 5. No to czego ja tam mogłem uczyć?
Po coverach Armstronga i Presleya przychodzi kolej na piosenki lwowskie.

– W dokumentach jako miejsce urodzenia wpisuję „Lwów – RP”. Nie Ukraina, nie ZSRR. Zawsze mówię, że Lwów to polskie miasto pod tymczasowym obcym zaborem.

Gdy miał kilka lat, jego rodzina przeniosła się do Krakowa, skąd pochodziła jego matka. Dzieciństwo spędził na Podgórzu. W 1955 r. przeprowadzili się do Łodzi, gdzie ojciec pracował w Wytwórni Filmów Fabularnych. Do 1976 r. Jerzy Bożyk koncertował na kontraktach w Czechosłowacji, Finlandii i Szwecji. Później zdał państwowy egzamin piosenkarski, skończył teatrologię w Łodzi i wrócił do Krakowa.

Lata temu był radnym Nowej Huty, niedawno znów wystartował w wyborach samorządowych, tym razem ze Zwierzyńca. Bez sukcesu.

– Poglądy mam jak najbardziej prawicowe, może nawet na prawo od PiS-u.

Postulaty polityczne: wszystko dla Polski, nie przejmować się innymi krajami. Jeśli chodzi o politykę krakowską, zająłbym się sprawami komunikacji, np. żeby usunąć z przejść dla pieszych krawężniki, które stanowią tylko niepotrzebną barierę.

Wie, o czym mówi. Kilka lat temu drobne zranienie w połączeniu z miażdżycą naczyń sprawiło, że konieczna była amputacja obu nóg. Ma protezy, porusza się na wózku.

– Pedałuję też na rowerze, tylko teraz trójkołowym. Należę do sekcji gimnastycznej „Sokoła”, ćwiczę razem ze sprawnymi. Jestem sternikiem jachtowym, śródlądowym, żegluję po Mazurach, a ostatnio zabrałem się za wioślarstwo. Pierwszy raz wziąłem udział w regatach i od razu moja drużyna zajęła pierwsze miejsce.
Poza tym jest przewodnikiem wycieczek po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i tłumaczem przysięgłym z języka słowackiego.

– Jurku, zagraj coś czeskiego! – krzyczy pan od żurawinówki.

– Dobrze – odpowiada Bożyk – ale nie będę grał Karela Gotta, bo ja nie lubię, kiedy ktoś ma mało męskich hormonów. Waldemar Matuška!

Po piosenkach Czecha przebój innego macho, tym razem słowackiego. František Krištof Veselý, „Len bez ženy môže byt’ človek blažený”, czyli „Tylko bez żony może być człowiek szczęśliwy”.

Bożyk: – Lubię jazz, blues, rock’n’roll. Nie znoszę współczesnego rocka i metalu. To jest takie nudne, że aż się chce haftować. Muzyka musi mieć ekspresję. Dlatego lubię operetki, kabarety przedwojenne. Muzyka klasyczna też mnie nudzi. Jeśli już, to Puccini i Wagner.

Pytam o mistrza.

– Wiadomo – uśmiecha się – król jest tylko jeden. A z polskich artystów – Zbigniew Kurtycz. To od niego uczyłem się improwizacji jazzowej. Większość kojarzy go tylko z piosenką „Cicha woda”, ale inne jego kompozycje, te bardziej swingujące, to są perełki na skalę światową.

Rubaszny patriota

Wreszcie pora na kultowe pozycje z jego repertuaru. Wszyscy tylko na to czekają i włączają się przy refrenach. „Szkoda nocy, szkoda dnia. Noc jest taka krótka. Tam, gdzie wódka, tam i ja. A gdzie ja, tam wódka” – cała Awaria śpiewa, klaszcze i przytupuje, bez względu na wiek. Potem piosenka o romantycznym tytule „Ballada o rdzawym oku”: „Płynie gówno potokiem, czasem mgła otula je, płynie nurtem głębokim, chwiejąc się. Płynie gówno potokiem, tańczy tango pośród fal, czasem łypnie rdzawym okiem i znów odpłynie w dal”. No i prawdziwy przebój: „Bo ja mam zęby w dupie, potężne zęby w dupie, mam kły, siekacze i trzonowe w odbytnicy, bo ja mam zęby w dupie, potężne zęby w dupie i mimo to spokojnie chodzę po ulicy”.

Trudno uwierzyć, że to pułkownik Związku Strzeleckiego „Strzelec” – organizacji paramilitarnej, z której kiedyś wyłoniły się Legiony Piłsudskiego. Co roku 3 sierpnia, w rocznicę wymarszu I Kompanii Kadrowej, ubrany w mundur uczestniczy w obchodach na Wawelu.

– Nie, wcale nie jestem szowinistą – tłumaczy z powagą – ale, jak powiedział kard. Stefan Wyszyński, jak ktoś się bardziej przejmuje tak zwaną ludzkością niż własnym narodem, to jest to coś bardzo ujemnego. Ludzkość to ja mam gdzieś. Mnie interesuje mój naród, ewentualnie kultura środkowoeuropejska.

W Awarii ktoś podrzuca mu nuty pieśni partyzanckich. Gra jeszcze „Szwoleżerów” – utwór, który zaśpiewał na planie filmu Petra Zelenki „Bracia Karamazow”, gdzie wcielił się w rolę pianisty. W zapowiedzi piosenek wplata polityczne kawały: – W Jałcie spotykają się Churchill, Roosevelt i Stalin. Roosevelt częstuje papierosem, wyciąga srebrną papierośnicę z wygrawerowanym napisem: „Prezydentowi – wdzięczny naród”. Churchill wyciąga swoją złotą papierośnicę z napisem: „Z wdzięcznością – król Jerzy VI”. Na to Stalin wyjmuje swoją, platynową, z wygrawerowaną dedykacją: „Potockiemu – Radziwiłł”.

Sentymentalny twardziel

Już bez koncertowych emocji spotykam się z Bożykiem w jego domu. Wśród płyt, obrazów, flakoników. W wąskim świetle lampy, przy pianinie, nad kieliszkiem węgierskiego koniaku.

– Może coś pani zagram? Mój ulubiony utwór: „That’s Life” Deana Kaya. To jest taki, można powiedzieć, hymn twardzieli. Był do tej piosenki napisany czeski tekst i po inwazji sowieckiej na Czechosłowację zakazano go wykonywać – bo to piosenka, która nawołuje do buntu. A my i tak, jak się spotykaliśmy przy śliwowicy, zawsze go śpiewaliśmy.

Na próbę uderza w klawisze i śpiewa po angielsku. W wolnym tłumaczeniu: „Byłem marionetką, nędzarzem, piratem, poetą, pionkiem i królem. Raz na wozie, raz pod wozem, jedno wiem: zawsze, gdy upadam na twarz, podnoszę się”.
Nie dziwi mnie, że to jego ulubiona piosenka. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2015