Ludzie z szafy

Miliony młodych ludzi na świecie zamykają się w swych pokojach. Nie chodzą do szkoły, nie pracują. Czy syndrom wycofania z życia społecznego zagraża również Polsce?

06.01.2009

Czyta się kilka minut

/fot. KNA-Bild /
/fot. KNA-Bild /

Tego dnia Ogai Nakama wrócił ze szkoły i w milczeniu zjadł kolację. Potem powiedział matce: "Już tam nie pójdę". Zamknął drzwi swego pokoju i od pięciu lat z niego nie wychodzi. Do łazienki wymyka się nocą, wtedy też zjada zostawiony przez matkę pod drzwiami posiłek.

Podobna historia przydarzyła się rodzinie Tanaka, również z Tokio. Ich syn Akira, student informatyki, pewnej niedzieli zabarykadował się w kuchni i oświadczył, że się z niej nie ruszy. Gdy rodzice zorientowali się, że nie żartuje, dobudowali nową kuchnię.

hikikomori, czyli "wycofanie"

Można by sądzić, że obaj Japończycy zapadli na chorobę psychiczną. Ale tak nie jest. Zrozumiał to dr Tamaki Saito, psychiatra z Tokio. W połowie lat 80. w jego gabinecie zaczęli pojawiać się apatyczni młodzi ludzie. Większość czasu spędzali w swych pokojach. Na początku doktor diagnozował to jako depresję lub zaburzenie osobowości. Ale pacjentów takich przybywało, a leki sprawiały jedynie, że stawali się bardziej niedostępni. Wtedy doktor dla opisania ich stanu zaczął używać terminu hikikomori ("wycofanie", "wycofany"). Uznał, że nie ma do czynienia z problemem psychiatrycznym, lecz społecznym. I to masowym: dziś szacuje się, że "syndrom wycofania" zaatakował milion młodych Japończyków.

Długo o nim nie mówiono publicznie. I możliwe, że byłoby tak nadal, gdyby nie parę wydarzeń. W 2000 r. nastoletni hikikomori, którego zamknięto w szpitalu psychiatrycznym, uciekł, porwał autobus i zabił pasażera. Wkrótce potem cichy i małomówny uczeń nagle zamordował kolegę, a jego głowę nadział na płot. Później 17-latek, który w swym pokoju ciągiem oglądał na komputerze pornograficzne kreskówki, zabił cztery dziewczyny. Tłumaczył, że fikcja pomieszała mu się z rzeczywistością. W Japonii zawrzało. Politycy i lekarze pytali: co dzieje się z młodzieżą? Krok po kroku, mechanizm "wycofania" zaczął odsłaniać swe tajemnice.

Schemat na życie

- To zjawisko zaczęło się jeszcze w latach 70. - mówi dr Krystyna Okazaki z Instytutu Orientalistyki UW, żona Japończyka i znawczyni Japonii. W Kraju Kwitnącej Wiśni rozpoczyna się wtedy gospodarczy boom, ludzie się bogacą, trwa rozwój technologiczny, skok cywilizacyjny. Wszystko to nie narusza jednak tradycyjnego modelu rodziny. Pieniądze zarabia mężczyzna, a kobieta zajmuje się domem i dziećmi, bo mężczyzna pracuje od świtu do nocy. Firmy kupują lojalność pracowników. Im firma bardziej prestiżowa, tym hojniejsza. Trzeba się tylko do niej dostać i wykazać oddaniem. Utrwala się schemat życia idealnego mężczyzny: dobra szkoła, dobra uczelnia, po niej posada w znanym koncernie. Trasa wyścigu szczurów kolejnych roczników.

Gdy Ogai Nakama idzie po raz pierwszy do szkoły, system jest już do tego wyścigu przystosowany. Dzień Ogaiego jest przewidywalny. Do popołudnia uczy się w jednej szkole. Potem do wieczora w drugiej, która przygotowuje do niezliczonych testów w pierwszej. Czasem zostanie w szkole na noc, bo rano czeka go sprawdzian. W filmie dokumentalnym, zrealizowanym w 2002 r. przez BBC, jest taka scena: słaniające się ze zmęczenia dzieci zdejmują buty i kładą w ubraniu na przygotowanych matach. Obudzone o świcie, przecierają oczy i siadają w ławkach.

W latach 90. ministerstwo oświaty reaguje: proponuje, by dzieci miały wolne soboty. Ale większość rodziców jest przeciw. - Bo nie wiedzieli, co zrobić z dzieckiem przez cały wolny dzień - mówi dr Okazaki. W końcu wolne soboty zostają przeforsowane, ale nie zmienia się filozofia nauczania: masz wiedzieć wszystko i jeszcze więcej. Jeśli jest na świecie nastolatek, który jak z nut śpiewa historię Grecji, zna układ pokarmowy jaszczurki i skład paliwa jądrowego, to właśnie Japończyk. - W tamtej kulturze szkoła zapomniała o jednym z celów swej misji: przygotowania do współżycia z bliźnim w dorosłym społeczeństwie - ocenia prof. Krzysztof Koseła, socjolog młodzieży z UW. - Choć - dodaje - dziś jest to już zjawisko globalne.

"Tylko nie bądź inny"

Zanim Ogai zatrzasnął drzwi pokoju, doświadczał okrucieństwa kolegów, gdy okazało się, że zwykle ma lepsze od nich wyniki testów. "Drwili ze mnie" - wyzna podczas jedynej rozmowy z psychologiem, na jaką się zgodzi. - "Podstawiali nogę na schodach. Gdy nauczycielowi zginęła komórka, wskazali na mnie. Wsadzili mi głowę pod kran z zimną wodą". Ale dręczy się nie tylko lepszych. Kiedyś zrobiło się głośno o dzieciach zagranicznych dyplomatów, które obrywały, gdyż nie posługiwały się idealnie japońskim. Bo z założenia karany jest indywidualizm w mentalności, stroju czy zachowaniu. "Gwóźdź, który wystaje, należy wbić" - mówi japońskie przysłowie.

Trudno ustalić, czy więcej jest tych hikikomori, którzy mieli dość presji na wyniki w nauce, czy tych, którzy nie znieśli prześladowań rówieśników. Wiadomo, że tylko wyjątkowo odreagowują popełnianiem przestępstw (bo wiąże się to z opuszczeniem pokoju). Wiadomo też, że 80 proc. hikikomori to chłopcy.- Kobiety są bardziej prospołeczne - mówi prof. Tomasz Szlendak z uniwersytetu w Toruniu. - Poza tym kobieta może, ale nie musi się ścigać. To na mężczyźnie spoczywa obowiązek utrzymania rodziny. On się ścigać musi.

Szanse hikikomori na powrót do życia byłyby większe, gdyby nie bierność rodziców, którzy często wstydzą się przyznać, że ich dziecko zostało hikikomori. Japonia to sfera kulturowa, którą antropolożka Ruth Benedict nazwała "kulturą wstydu". Tu nie ma zwyczaju zwracania się o pomoc do obcych, nawet w sprawie "wycofanego" dziecka. Byłoby to przyznaniem się do klęski. Rodzice, których stać na utrzymanie swego hikikomori, nie robią nic.

Disneyland zamiast golfa

Być może wstyd dalej wygrywałby z rozsądkiem, gdyby nie rząd. - Podniosła się wrzawa z powodu niskiego przyrostu naturalnego - opowiada Krystyna Okazaki. - Że nie będzie komu pracować na emerytury, a ludzie żyją tu wyjątkowo długo.

Także hikikomori znaleźli się na celowniku. W prasie pojawiają się artykuły o "milionie społecznych pasożytów". W parlamencie powstaje komisja do zbadania zjawiska. Państwo zaczyna dotować instytucje, które próbują przywrócić hikikomori społeczeństwu. Jedna z prężniejszych, "Nowy Początek", zatrudnia także wolontariuszy (zwanych "zastępczymi siostrami" i "zastępczymi braćmi"). Ci tak opisują spotkania z "wycofanymi": "Przychodzimy do ich mieszkań i rozmawiamy przez drzwi. Opowiadamy o naszych hobby. Rzadko słyszymy w odpowiedzi choćby słowo. Mogą minąć miesiące, zanim otworzą drzwi, a kolejne, nim zaryzykują wyjście z nami do parku lub kina".

Jeśli tak się stanie, hikikomori trafi do ośrodka, w którym leczy się go jak narkomana. Pracuje fizycznie, uczy się bycia w grupie. Jeśli przetrwa, pójdzie znów do szkoły lub pracy. Ale 30 proc. hikikomori nie opuści swych pokojów, a kolejne 10 proc. tych, którzy znaleźli się np. w "Nowym Początku", znów zagnieździ się w swej izolatce.

Jeśli Ogai i Akira kiedyś opuszczą swe kryjówki, będą mogli zaobserwować nowe mody, które pojawiły się w społeczeństwie. Szczególnie na dorywcze prace: kilka miesięcy zatrudnienia, potem wolność i zabawa, i tak w kółko. Poza tym mało kto zakłada szybko rodzinę, większość woli być długo singlem. Czy to reakcja na pracoholizm ojców?

A w mediach toczy się debata o bezstresowym nauczaniu w szkole; ktoś nawet proponował, by nie reagować, gdy dziecko uzna, że dwa razy dwa równa się trzy. Od pewnego czasu popularny jest też zwyczaj, że mężczyźni w niedzielę nie pracują i nie grają z szefami w golfa, tylko poświęcają się - i jadą z dziećmi np. do Disneylandu.

Przykazanie dla Polski

O zjawisku "wycofania" mówi się też w Korei Południowej i na Tajwanie, gdzie są podobne systemy oświatowe. Ale skoro azjatyckie tygrysy płacą taką cenę za rozwój, dlaczego nie zapłaciły jej USA, gdzie wyścig szczurów jest chlebem powszednim? Zdaniem prof. Szlendaka wiąże się to ze specyfiką relacji międzyludzkich, które ukształtowały Stany: powstawały one przez samoorganizowanie się lokalnych społeczności sąsiedzkich, religijnych, udzielających sobie pomocy: - Od zarania rozwiązuje się tam problemy wspólnotowo.

Wspólnotowość, uważa prof. Szlendak, może odegrać pozytywną rolę także w Polsce, gdy powieje tu światowymi trendami. Bo wywodzimy się z kultury postchłopskiej: jesteśmy potomkami ludzi, którzy żyli we wsiach, gdzie wszyscy się znali, a izolację uniemożliwiało życie: mieszkało się w jednej izbie. Dziś zresztą własny pokój ma w Polsce tylko co piąte dziecko.

Również prof. Koseła nie obawia się, że Polskę dopadnie wyścig szczurów w wydaniu azjatyckim. Ale przestrzega: w Europie obserwuje się zjawisko drop-outs, czyli rosnącą liczbę młodych ludzi, którzy wprawdzie nie boją się wychodzić z domu, lecz nie chcą się uczyć ani pracować.

Prof. Koseła: - Jeśli więc chcemy zapobiec jakiejś formie autyzmu społecznego, wbijmy sobie do głowy, że wymagania, jakie stawiamy dzieciom, muszą być rozważne.

Współpraca Maja Isakiewicz

Korzystałam z publikacji w "The New York Times" i "Przekroju" oraz z ,,Japońscy neo-pustelnicy XXI wieku" (relaz@pl, 2006).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]