Lobotomia

Albo te kute ogrodzenia. Skąd to się wzięło? Jedziesz przez powiatowy kraj, a jakbyś się zabłąkał w jakąś rezydencjonalną dzielnicę oberbogatego miasta na dekadenckim Zachodzie.

24.08.2015

Czyta się kilka minut

Andrzej Stasiuk / Fot. Grażyna Makara /
Andrzej Stasiuk / Fot. Grażyna Makara /

Zagony kapusty i zaraz czarne żelazo powyginane gustownie. Całe morgi kalafiorów i, w charakterze przerywnika, setka zabytkowych włóczni o czterograniastych grotach, w płot uformowana, dostępu do rezydencji broni. Słupkami to jest podzielone na przęsła, każdy słupek z klinkieru, a na górze ma cementową wazę bądź urnę, żeby antyczne odniesienie było. A bramy jak jakieś hiszpańskie balkony: powykręcane, zbarokowione, liściem blaszanym umajone, klamki się złocą, skrzynki na listy gustowne sejfy przypominają. A potem znowu warzywo w słońcu późnego lata dochodzi.

Nic nie zmyślam. Jechałem wczoraj przez północnomałopolskie, gdzieś koło Miechowa i Wolbromia, i potem w śląskie skręciłem. Nie znam się na tym, ale to są jednak koszty. Żadne tam sztachety, żadna tam siatka. Chałupa przy chałupie z przerwami na działalność rolniczą. To jest poważna kasa, tym bardziej że co drugie wrota otwierają się pilotem.

Jeśli Państwo myślą, że zaczynam coś w rodzaju paszkwilu, pamfletu bądź ćwiczenia z szydery, to proszę o wybaczenie, ale jesteście w błędzie. Chcę po prostu napisać, że ojczyzna się zmieniła. I to nie w skali miast, miasteczek, dróg, infrastruktury, inwestycji, bo to już jest banał i nuda. Ona się zmieniła prywatnie. Zmieniła się nie do poznania. Mam do ojczyzny dobrą pamięć i wiem, jak wyglądała 20 lat temu i jak 30.

Dwa tygodnie temu byłem w Bieszczadach. W tych Bieszczadach, gdzie tylko głód, wilki i cień Bandery. A tam żywopłoty, wyślicznione ogródki, jakieś gminne luwry i wilanowy, statuy z gipsu, korzenioplastyka, wystawy rolniczych zabytków na żelaznych kołach pociągnięte lśniącą konserwacją, ciosane „nikifory” i papieże z epoksydu. I te farby rozjarzone: żółć, cynober, purpura, cyklamen i bordo, i pistacjo, i pikobello. I blachodachówka, i bitum na dachach. I batuty dla dzieciarni, i błękitne pneumatyk baseny. I tuje, i rododendrony. Czasami bolą zęby od patrzenia. Ale szanuję to i podziwiam. Bo ludziom się chce urządzać swój świat wedle woli swej i gustu. I widać mają siły i środki. I tak jest wszędzie. Jak ojczyzna długa i szeroka.

Albo te niedziele przed południem: nie przejedziesz. Na podwójnej ciągłej, na zakręcie, na skrzyżowaniu, na pasach. Stoją. Niby przed kościołami są parkingi, ale gdzie tam: tam mieszczą się tylko ci, co godzinę przed mszą zajechali. Proboszcz nie przewidział, że się parafianie wzbogacą i nakupią. A jak miał przewidzieć, skoro biskup ogłasza, że kraj w upadku i bliski zagładzie. No i trzeba pięć-dziesięć na godzinę przez te zgliszcza, żeby nie zaliczyć dzwona. Żeby nie wyczesać w jakiegoś reprezentanta światowej marki. W jakieś kombi, sedana, coupe’a albo rodzinnego minivana. A wszystkie lśnią, mamią, mienią się kolorami (za przeproszeniem) tęczy. OK, wiem, że w większości używane, ale w większości jak nowe. Wprawne oko jedynie pozna po roczniku, że z netu albo giełdy. Chromy błyszczą, budy nawoskowane, opony jak wypastowane buty do ślubu, alufelgi srebrzą się niczym gwiazda zaranna. Hektary motoryzacji. Okna niby zamknięte, ale przez blachę czuć woń wundrbaumów. Czuć woń dumy. Proszę i tym razem nie podejrzewać mnie o łatwą kpinę. Sam czasem, gdy nikt nie widzi, wsiadam do swojego auta tylko po, by w nim posiedzieć.

No więc co? Ci wszyscy piewcy ojczyźnianego Armagedonu nie wychodzą w ogóle z domu? Jeżdżą po kraju i firanki mają pozaciągane? Nocą się przemieszczają? A jak już się zatrzymają, to patrzą tylko, gdzie kamera stoi? W rozradowanych twarzach swojego ponurego elektoratu się przeglądają? Przecież ludzie pamiętają, jak było 20, 30 lat temu. W każdym razie ci, którzy amnezyjnego zabiegu na sobie nie wykonali.

Swoją drogą to jest ciekawe, że zwolennicy przywracania pamięci o klęskach, grobach, nieboszczykach oraz heroicznej historii tracą pamięć codzienności. Próbują narodowi zafundować historyczną lobotomię. Bo dla nich ludzka, prywatna historia nie ma znaczenia. Należy ją usunąć, by zrobić miejsce dla wszechogarniającej fikcji. Fikcją, po prostu, rządzi się bez problemu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się w 1960 roku w Warszawie. Mieszka w Beskidzie Niskim. Prozaik i eseista. Autor Murów Hebronu, Dukli, Opowieści galicyjskich, Dziewięciu, Jadąc do Babadag, Taksimu, Dziennika pisanego później, Grochowa, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Wschodu… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2015