Listy w sprawie ks. Mieczysława Malińskiego

Uważam postępowanie "TP" za niesprawiedliwe. Nie mam nic przeciwko ogłaszaniu list agentów, donosicieli czy esbeków i zawieszenie współpracy z ks. Mieczysławem Malińskim odbieram właśnie jako takie ogłoszenie. Jednak w przypadku osób cieszących się poważaniem części społeczeństwa - przecież ks. M. M. był współpracownikiem "TP" - wymagałbym albo publikacji dokumentacji, albo niepodejmowania działań w ogóle; albo pokażmy wszystko i dowiedźmy swojego stanowiska, albo nie róbmy nic, jeżeli nie mamy pewności. Zawieszenie autora do momentu wyjaśnienia sprawy jest dla mnie nie tyle oczekiwaniem na rozwiązanie sprawy, ile wyrokiem wydanym bez obowiązku jego uzasadnienia.

ARTUR M. BRZEZIŃSKI

Rozumiem, że wobec wiedzy o powiązaniach ks. Malińskiego z SB, jaką posiada redakcja "TP", dalsze drukowanie jego rozważań było niemożliwe. Zgadzam się z tym argumentem i też uważam, że żyć należy zgodnie z głoszonymi poglądami.

Ostatnio moja wiedza na temat ks. Malińskiego weryfikuje się zresztą w błyskawicznym tempie, ale i tak uważam, że nie moją rzeczą, ani innych nieskrzywdzonych przez niego ludzi, jest go osądzać czy mu wybaczać. To mogą zrobić tylko ci ludzie, których dotyczy jego niechlubna działalność, i to niekoniecznie po uprzednim wyznaniu przez niego skruchy. Ks. Malińskiego traktuję jak normalnego człowieka, ze wszystkimi ludzkimi wadami, dlatego podchodzę do ostatnich rewelacji spokojnie. Ksiądz błądzi, jak każdy z nas, a sądzić będzie przecież Bóg.

BEATA DANIEC

Jeszcze nie zdemontowano ołtarzy po wizycie Papieża, jeszcze brzmią w uszach słowa jego homilii i przemówień, a tu powrót do bolesnej rzeczywistości. Czy nie można było sprawy załatwić inaczej, a co najmniej kiedy indziej? To bolesny cios dla nas, Kościoła, tak pozytywnie "naładowanego" wizytą Benedykta XVI. Ks. Józef Tischner pisał, że tam jest odpowiedzialność, gdzie jest świadomość, czyli świadomy wybór. Czy redakcja "TP" ma 100-procentową pewność, że materiały, na których opiera się decyzja o publikacji oświadczenia, są wiarygodne, a współpraca miała charakter świadomy i dobrowolny? Jeśli tak, decyzja wydaje się choć w części uzasadniona; jeśli jednak 100-procentowej pewności nie było, to jako stałemu czytelnikowi "TP", którego w pewnym sensie czuję się wychowankiem, jest mi przykro i po raz pierwszy przychodzi mi się nie zgodzić z poglądem redakcji.

W rubryce "Stolica Apostolska", w "TP" nr 22/06, przeczytałem, że Watykan nie ekskomunikował dwóch chińskich biskupów, którzy na przełomie kwietnia i maja przyjęli sakrę bez zgody Papieża, ponieważ czyn popełniony ze strachu lub pod przymusem nie pociąga sankcji. Czy reguł prawa kanonicznego nie należałoby stosować także w kwestii lustracji? Zdaję sobie sprawę, że udowodnienie "dobrowolności" współpracy ze służbami nie będzie łatwe, czasem wręcz niemożliwe, lecz wówczas w oparciu o zasadę in dubio pro reo niewinność podejrzanych należałoby przyjąć za zasadę. W przeciwnym razie, zostaną skrzywdzeni niewinni, wplątani w tę machinę szantażem lub podstępem. Czarę goryczy przepełnia świadomość, że jej konstruktorzy mogą śmiać się w kułak, prowadząc interesy lub odpoczywając na "zasłużonych" resortowych emeryturach. Co więcej, w razie jakiejkolwiek próby rozliczenia z przeszłością, mają niezawodne wytłumaczenie - wykonywali wszak rozkazy przełożonych...

KAMIL PIETRASIK

Papież nas rozrzewnił, Papież nas zachwycił, Papież nas poruszył, a ja zapytam, kto Go słuchał? Tak naprawdę, serio, z chęcią zrozumienia, ba - zastosowania się, a przynajmniej zastanowienia się? Przynajmniej niektórzy potraktowali Papieża jak kukiełkę, pluszowego misia czy ikonę: "ach, jak szybko się uczy polskiego", "jak się uśmiecha"... Tymczasem Benedykt XVI powiedział nam dobre, ważne słowa. Jak po ich wysłuchaniu można było w ten sposób potraktować ks. Malińskiego? Gdyby nawet miał chwile słabości, Jan Paweł II chyba nam pokazał, jak się wybacza. I zapomina. Te oskarżenia prowadzą tylko do kolejnego zdeprecjonowania wartości i zasad, do zabijania wiary, nadziei i przede wszystkim miłości. To był kolejny news medialny. A gdzie w tym wszystkim był człowiek? Zaczyna być coraz bardziej okropnie.

ANDRZEJ WALTER

Jestem całkowicie po stronie redakcji. Ten bolesny i trudny problem nie jest zmartwieniem tylko "Tygodnika Powszechnego", ale nas wszystkich. Godna postawa "Tygodnika" jest o wiele cenniejsza niż tabuny prześmiewców i szyderców. "TP" był z nami w trudnych latach i podtrzymywał nas na duchu, płacił cenę infiltracji ze strony SB. Pamiętam, jak mój ojciec rozpoczynał lekturę "TP" od policzenia ingerencji cenzorskich. Dziś też jestem z "Tygodnikiem" i życzę mu odwagi w tych ciężkich chwilach.

(dane do wiadomości redakcji)

Blisko dwadzieścia lat temu, dzięki pisarstwu ks. Ti-schnera i ks. Malińskiego, zdecydowałam się poznać Boga. Moja biblioteczka do dziś zawiera wiele ich książek, a "Katechizm dla niewierzących" ks. Malińskiego to moja podstawa. Jak trudno było po tylu latach ugiąć kolana i prosić o przebaczenie - Bóg jeden wie. Każda komórka mojego umysłu krzyczała po ogłoszeniu przez "TP" oświadczenia: NIE! Po ubiegłorocznych wieściach na ten sam temat i, jak przypuszczałam, ich odrzuceniu przez prezesa IPN byłam szczęśliwa, że przyjaciel Papieża nie okazał się współpracownikiem SB, że słowo "przyjaciel" coś znaczy. Chciałabym, by to się wreszcie skończyło. Podawanie co parę dni nazwiska następnego nieszczęśnika jest jak wstrzykiwanie jadu w szczepionce, by organizm wytworzył przeciwciała. Wolę skalpel chirurga, jeśli już otwarto tę puszkę Pandory.

GRAŻYNA LIBNA

Poznałem ks. Malińskiego na początku lat 60., dzięki pochodzącej z Rabki żonie. Był jej katechetą, w Krakowie stał się przyjacielem naszego domu. Bywaliśmy na jego Mszach, które zawsze gromadziły wielu wiernych. Do 1968 r. byłem członkiem partii, pracowałem w organach MO. Wiedział o tym, ale zawsze rozmawialiśmy szczerze. Dużo mu zawdzięczam: chrzest syna, pomoc duchową po śmierci żony. Jest człowiekiem otwartym dla wszystkich, a kontaktów nie zerwaliśmy nawet wówczas, gdy w pewnym momencie mojego życia przestałem uczestniczyć w obrzędach religijnych. Nie wierzę, by posądzenia ks. Malińskiego o współpracę okazały się prawdą. Może problem tkwi w tym, że nie szanujemy się nawzajem i opluwamy, udając przy tym, że przestrzegamy dekalogu?

JANUSZ KUGLIN

Czy nikogo nie dziwi, że najlepsi synowie Kościoła nagle posądzani są o donosicielstwo? Czy każdy esbek i jego notatki są bardziej wiarygodne od słów takiego kapłana? Nie słyszałam, aby ktokolwiek dobrał się do skóry esbekom i sprawdził, jak działali i kiedy pisali prawdę, a kiedy to, czego życzyli sobie ich przełożeni. Przeżyłam komunę i pamiętam, że najwierniejszą ostoją był wówczas Kościół. Boleję, że "TP", zawsze rozsądny, wysunął się przed szereg w podejrzeniach, publikacją oświadczenia niejako potwierdzając rzekomą winę ks. Malińskiego. A podobno przyjaciół poznaje się w biedzie... Łatwo zniszczyć człowieka, trudniej przywrócić mu cześć. Modlę się, by ks. Maliński nie załamał się pod krzyżem, jaki przyszło mu nieść. Dla mnie zawsze będzie kimś, kto słowem i wiarą pomógł mi przejść przez życie i zbliżyć się do Boga. To jego wielka zasługa.

BARBARA DOLECKA

Mimo pojawienia się wiele miesięcy temu "sprawy ks. M. M.", "TP" negował działania kostuchy teczkowej. Co takiego się wydarzyło, że nagle redaktorzy pisma, uzasadniając zawieszenie współpracy, zaczynają mówić, że sprawa jest płynna, niejednoznaczna? Redakcyjne oświadczenie jest zaprzeczeniem tego, co można było w "TP" przeczytać wcześniej. Wydaje mi się, że trzeba stać przy swoim, zwłaszcza gdy miało to oparcie w prawomocnych filarach etycznych i przykazaniach, a nie zmieniać front, nawet gdy wydaje się on neutralny. Niestety, przynajmniej na jakiś czas muszę się z lubianym dotąd pismem rozstać. Życzę jednak, tak ks. Malińskiemu, jak redakcji - siły.

GRZEGORZ KUŚMIERCZYK

Ks. Maliński współpracował przez wiele lat z wydawnictwem Interpress (niezależną instytucją, działającą w strukturze Polskiej Agencji Interpress), publikując tam swoje albumy o Papieżu. Przez kilkanaście lat byłam tam sekretarzem odpowiedzialnym m.in. za planowanie prac redakcyjnych i rozliczenia autorskie (notabene honoraria, przysługujące ks. Malińskiemu z racji praw autorskich, nie były wysokie i, jak sobie przypominam, w większości nie zostały podjęte). Ponieważ praca nad albumami była długoletnia i, gdy trzeba było, wielogodzinna, zaprzyjaźniliśmy się z nim, on też traktował nas z prostotą i szczerością. Opowiadał, gawędził, przywoził nam kawę, czy może i koniak, w czasach, gdy na półkach stał tylko ocet. Wydawało mi się, że ufał wszystkim bezgranicznie. Niestety, jak się dowiedziałam od szefującego wówczas całej Agencji pana Mirosława Wojciechowskiego, a kilka lat później z tzw. listy Wildsteina, w redakcji przygotowującej książki księdza był tajny współpracownik SB. Wokół redakcji kręcili się też inni pracownicy czy współpracownicy SB, którzy później nawet się z tym specjalnie nie kryli. Przypuszczam więc, że "agenturalność" ks. Malińskiego polegała na jego otwartości i nikczemności tych, z którymi współpracował.

ZOFIA LEWANDOWSKA

Wyobraźmy sobie człowieka życzliwego. Trochę naiwnego. Nastawionego do życia pozytywnie. Próbującego realizować siebie w tamtych czasach. Wyobraźmy sobie księdza, który stara się rozumieć również tę drugą stronę. Rozmawia, starając się przekonywać do swoich racji. Jest szczery. Mówi dużo. Dziś każdy z nich zostanie nazwany donosicielem. Bez prawa do obrony. Ci, którzy nawołują do otwarcia teczek i zagwarantowania powszechnego do nich dostępu, są tak samo naiwni, jak ów ksiądz, który lubił mówić. Zastanówmy się, jak ten system wyglądał. Kim był agent SB. Najczęściej miłym facetem, który kiwał potakująco głową, słuchał i w zaciszu domowym robił notatki. Pisał to, co usłyszał, czasem "doprawił". Czuję się zażenowany, wsłuchując się w dzisiejsze czasy. Tak jakby rozum ustąpił miejsca histerii rozliczeń. Dlaczego nikt nie ma odwagi publicznie się temu przeciwstawić, pokazując, że ta droga jest ślepa?

KRZYSZTOF PERZ

W 1970 r. wyjechałam do pracy w Afryce, mając tzw. paszport służbowy. Objechałam z nim pół świata. Za każdym razem, gdy go oddawałam i odbierałam, pytano mnie o różne sprawy. Trzymałam się odpowiedzi nijakich: "Afryka jest piękna", "w Grecji mają wspaniałe wino", "nie wiem, o co chodzi" itp. Pewnie mam teczkę i kto wie, co by w niej znaleźli lustratorzy.

ANNA SEROCKA

Mam 39 lat i jako nastolatek byłem zafascynowany książkami ks. Malińskiego; dzięki nim wzrastała moja wiara. Mam teraz żyć ze świadomością, że mojego ducha kształtował współpracownik SB? A jeśli nawet tak było, to co? Przebaczam księdzu wszystko, bo on kocha przede wszystkim Boga - tak jak chyba powinien każdy ksiądz. Niech ksiądz jest, kim chce: pijakiem, dziwkarzem, TW, złodziejem - przy ołtarzu jest Chrystusem. Nikt poza nim nie udzieli mi sakramentów; jest mi niezbędny, bym mógł dążyć do zbawienia.

SYLWESTER RYKAŁA

Od lat prowadzę wykłady i szkolenia na tematy związane ze sztuką komunikacji, dlatego jestem wyczulony na to, co i jak się komunikuje. Doceniając odwagę w zawieszeniu współpracy z ks. Malińskim, uważam, że żadne pismo nie ma prawa upubliczniać podobnych spraw. W ten sposób, choć zrobiono to w sposób bardziej wyważony niż np. w "Życiu Warszawy", rzucono podejrzenie. A przecież żadne pismo nie jest sądem, nie powinno też niczego sugerować, nawet jeśli pewne dokumenty z IPN są uderzające. Czy są i w jakim stopniu, tym powinien się zająć sąd lustracyjny. Nie bronię księdza, ale prawa każdego do cywilizowanej wymiany faktów i ujawniania prawdy. Nie zgadzam się z taką formą lustracji. A jeśli ks. Maliński okaże się niewinny albo poznamy fakty, które go w istotnym stopniu usprawiedliwiają czy oczyszczają? Doczeka się przeprosin? Tylko co one zmienią? Dobrego imienia to już mu nie przywróci.

(dane do wiadomości redakcji)

Wloką człowieka. Krzyczą. Szepcą: "Pochwycony na zdradzie!". Dokąd? Przed swój sąd, przez całą dobę gotowy do wydawania wyroków? A może Ciebie zechcą jeszcze raz wypróbować - co też powiesz, kim się okażesz? Jakim Nauczycielem? Gdy zatrzymają się przed Tobą, Frasobliwy, Ty wstań, weź trzcinę, którą Cię bito, i znów pisz na piasku. Pisz cierpliwie, pisz wszystko, co Ty jeden sam wiesz. Pisz tak długo, aż jeden po drugim odejdą, zostawiając po sobie kamienie, które mieli rzucić. Ty też go nie potępisz, bo nie po to przyszedłeś i czekasz przy drodze, przy studni, na górze błogosławieństw. A skoro piszę apokryf, to proszę: wezwij mrówki, jaszczurki i ptaki. Niech dokładnie zamażą wszystko, co napisałeś.

HALINA BORTNOWSKA

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2006