Lato miłości w państwie Kimów

Był to widok niezwykły: na ulicach Pjongjangu grano rock and rolla i głośno domagano się wolności słowa. 30 lat temu do stolicy Korei Północnej zjechała młodzież z całego świata. Co z tego wynikło?
z Seulu

16.09.2019

Czyta się kilka minut

Na ulicach stolicy Korei Północnej zagrały kapele z całego świata. Festiwal Młodzieży i Studentów, Pjongjang, 1989 r. / TOBIAS KJELLSTRÖM
Na ulicach stolicy Korei Północnej zagrały kapele z całego świata. Festiwal Młodzieży i Studentów, Pjongjang, 1989 r. / TOBIAS KJELLSTRÖM

Można sobie wyobrazić, jak wielkie zdumienie musiało zapanować w stolicach bloku sowieckiego, gdy do organizacji Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów – sztandarowej wówczas imprezy, „wędrującej” przez kolejne kraje socjalistyczne – zgłosiła się Korea Północna.

Wcześniej kojarzyła się ona z państwem, które nieustannie prosi o wsparcie, tymczasem organizacja takiego wydarzenia wiązała się z ogromnymi kosztami. Także dlatego festiwal odbywał się nieregularnie. Po dwunastej edycji, w 1985 r. w Moskwie, władze Związku Sowieckiego uznały wręcz całe przedsięwzięcie – mimo jego walorów propagandowych – za zbyt kosztowne, aby je kontynuować.

Jednak ówczesny przywódca Północy – prawie 80-letni już Kim Ir Sen (dziadek obecnego, trzeciego już przedstawiciela dynastii Kimów) – był zdeterminowany. Wszak chodziło o honor państwa, o zachowanie twarzy: w jego przekonaniu w ten sposób Północ mogłaby przyćmić letnie igrzyska olimpijskie, które w 1988 r. odbyły się u południowego sąsiada.

Gdy w 1981 r. organizację igrzysk olimpijskich przyznano Korei Południowej, władze w Pjongjangu były oburzone. Domagały się, aby połowa konkurencji sportowych odbyła się na ich terytorium. Wprawdzie przeprowadzono w tej sprawie obustronne rozmowy, ale porozumienie okazało się niemożliwe.

Gdy dialog upadł, Korea Północna postanowiła zrobić wszystko, by przeszkodzić konkurentowi. Jednak do bojkotu rzekomo „imperialistycznej” i „faszystowskiej” olimpiady dołączyli tylko najbliżsi sojusznicy Pjongjangu, jak Kuba, Etiopia czy Albania.

Na złość sąsiadowi

Towarzysze z Północy nie zamierzali jednak odpuścić. Jak wielokrotnie w historii podzielonego Półwyspu, próbowali sterroryzować sąsiada i zasiać polityczno-społeczny zamęt.

Najbardziej tragicznym wśród tych działań było wysadzenie pasażerskiego samolotu Korean Air 858 w 1987 r., ze 115 osobami na pokładzie. Odratowana po samobójczej próbie północnokoreańska agentka Kim Hyun-hui (drugi agent nie przeżył połknięcia kapsułki z cyjankiem) ujawniła brutalne praktyki szkoleniowe wywiadu Północy, którego agenci mieli być gotowi do największych poświęceń. Zamach miał nadszarpnąć reputację Korei Południowej. Gdyby została uznana za niestabilne państwo, wielu uczestników mogłoby zrezygnować z udziału w igrzyskach. Wbrew nadziejom władców Północy, impreza okazała się jednak sukcesem.

Równocześnie z aktami dywersji Północ przygotowywała odpowiedź natury bardziej cywilizowanej. Ruszyły śmiałe inwestycje, stolica kraju zaczęła przypominać wielki plan budowy. Duet Kimów – bo oficjalnie na czele państwa wciąż stał Kim Ir Sen, ale faktyczną władzę sprawował już Kim Dzong Il, za przyzwoleniem ojca – planował we wszystkim być lepszy od Południa. Festiwal Młodzieży i Studentów w 1989 r. miał przyćmić olimpiadę.

Wybudowano więc największy stadion na świecie, mogący pomieścić 114 tys. ludzi – do dziś rekord nie został pobity. Monumentalny był też projekt hotelu Rjugjong, wysokiego na 330 metrów i też mający zdobyć trofeum najwyższego na świecie. Przedsięwzięcie okazało się jednak zbyt kosztowne, budynek w kształcie piramidy straszy do dziś.

Dla gości festiwalu przeznaczono więc zbudowane od zera osiedle mieszkaniowe (dziś jest to jedna z lepszych dzielnic Pjong­jangu), w którym pojawiły się przyzwoicie zaopatrzone potiomkinowskie sklepy i stołówki. Zresztą każdy sklep w stolicy otrzymał specjalny przydział towaru, przeznaczony wyłącznie dla obcokrajowców – na wypadek, gdyby któryś przez przypadek wszedł i o coś poprosił.

Szacunkowe dane mówią, że na organizację Festiwalu Młodzieży i Studentów kraj wydał jedną czwartą swojego rocznego budżetu.

Fasada i incydenty

Odzew był wielki. Na festiwal stawiły się delegacje 177 narodów – rekord ten pobiła dopiero ostatnia odsłona wydarzenia w Soczi. Było to pierwsze wizerunkowe zwycięstwo reżimu, gdyż w seulskich letnich igrzyskach udział wzięło 159 nacji.


Czytaj także: Roman Husarski: Plamy na słońcu


Reżim Kimów miał pewne doświadczenie w organizacji dużych imprez sportowych i ideologicznych. Pjongjang w latach 70. XX w. przyciągał radykalnie lewicową młodzież z Europy i Ameryki, kusząc wizją socjalistycznej utopii, anty­imperialistyczną retoryką, konferencjami dotyczącymi rozbrojenia nuklearnego (sic!) i tajemniczo brzmiącym słowem „dżucze” – tak w skrócie określano ideologię Kimów, polegającą na dążeniu do politycznej, ekonomicznej i militarnej samodzielności państwa; w praktyce pogłębiała ona izolację.

Studenci, którzy w 1989 r. dotarli do stolicy Korei Północnej, nie przypominali jednak ani hipisów, ani lewicowych partyzantów, ani amerykańskich „Czarnych Panter”. Radykalizm okresu lewicowej kontestacji dawno się wypalił. Choć organizująca imprezę Światowa Federacja Młodzieży Demokratycznej miała charakter komunistyczny, dla wielu uczestników festiwalu ideologia miała niewielkie znaczenie; w podróż do egzotycznego, jak się zdawało, państwa Kimów pchała ich przede wszystkim ciekawość.

W tym czasie sowiecki porządek chwiał się już w posadach – i w Europie Środkowej, i w samym Związku Sowieckim – i trudno było wierzyć w jego ideo­logiczne obietnice. Krytyczne spojrzenie na socjalizm w wydaniu sowieckim było powszechne. Spodziewano się rychłych zmian również w Korei Północnej.

Młodzi ludzie nie byli skorzy tańczyć pod dyktando północnokoreańskich aparatczyków. Liczba niepożądanych incydentów zaskoczyła władze.

Muzyka, miłość, kontrola

Większość uczestników przyjechała na wiele tygodni przed rozpoczęciem festiwalu. Z ich wspomnień wyłania się obraz wielkiej spontanicznej imprezy. Szacuje się, że wzięło w niej udział 22 tys. młodych ludzi – nigdy wcześniej ani później tylu obcokrajowców nie bawiło się i nie spacerowało po ulicach Pjongjangu.

Wyjątkowa była też atmosfera. Dziennikarz Bradley K. Martin, znawca Korei, zapamiętał wszechobecnego rock and rolla. Zespoły grały w wielu miejscach miasta. Poza muzyką i sportem, młodzież dyskutowała o niedawnej masakrze na pekińskim placu Tiananmen.

Większości przybyszów nie spodobało się to, co zobaczyli w Korei Północnej. Gospodarze ponoć nie mogli uwierzyć, gdy podczas ceremonii otwarcia delegacje Włochów i Skandynawów okrążały nowo otwarty stadion z plakatami domagającymi się wolności słowa i poszanowania praw człowieka w Korei i Chinach. Północnokoreańscy studenci nie wytrzymali, gdy Duńczycy podnieśli swoje banery, zakłócając przemówienie Kim Ir Sena – na stadionie doszło do bójki.

Szybko pojawiły się kolejne powody niezadowolenia. Niekończące się mowy partyjnych notabli czy praktyki totalitarnej kontroli powodowały wśród gości irytację. Wszystkie dyskusje polityczne kontrolowano, skracano „nieodpowiednie” wystąpienia, niektóre odwoływano.

Wśród uczestników rozniosła się informacja, że do kraju nie wpuszczono reporterów amerykańskiej Associated Press. Agencja naraziła się, gdy w 1979 r. opublikowała wspomnienia Ali Lamedy – wenezuelskiego poety, który popadł w niełaskę i na siedem lat trafił do północnokoreańskiego obozu. Było to jedno z pierwszych międzynarodowych świadectw o tutejszym gułagu (w tym czasie wciąż niewiele wiedziano o skali represji na Północy). Brak przedstawicieli AP niektórzy odebrali jako potwierdzenie obaw.

Spontaniczna kontestacja

Uczestnicy festiwalu na różne sposoby próbowali kontestować reżim. Ten jednak potrafił się bronić. Po feralnym początku, w stolicy pojawili się uzbrojeni żołnierze. W miejscu, gdzie Skandynawowie ponownie próbowali przeprowadzić protest, tłum lokalnych statystów skutecznie zablokował inicjatywę. Kolejna próba skończyła się tym, że na miejsce przyjechała laweta z głośnikami, z których okrutnie głośno łomotała tradycyjna muzyka koreańska.

Ponownie plan upadł. W książce „Under the Loving Care of the Fatherly ­Leader” Bradley K. Martin opisuje próbę dotarcia do kwatery delegacji włoskiej, najbardziej niepokornej, w której odbywała się impreza. Po godzinie krążenia po obrzeżach miasta taksówkarz odwiózł go z powrotem do hotelu, przepraszając, że się zgubił. Bardziej aktywnej młodzieży przydzielono dodatkowych opiekunów i na imprezie zamykającej festiwal rozsadzono w różnych miejscach.

Mimo tych utrudnień, ostatniego dnia szwedzkiej delegacji udało się ustawić plakat z napisem „Gdzie jest Amnesty?”. Były też inne inicjatywy, oddolne i spontaniczne. Np. Tobias Kjellström, który jako młody muzyk uczestniczył w festiwalu, wspomina dwie dziewczyny, które nad swoim mieszkaniem wywiesiły balon z napisem: „Lesbijki są wszędzie”. Gdy policja kazała im zdjąć balon, uznany za prowokację, dopisały: „Ale nie w Korei Północnej!”.

Północnokoreańskim służbom najwyraźniej to wystarczyło, bo zostawiły balon w spokoju.

Kłopotliwy kwiat zjednoczenia

Jednak Koreańczycy mogli pochwalić się przynajmniej jednym sukcesem, który rekompensował kłopoty z obcokrajowcami. A przynajmniej tak im się początkowo zdawało.

Do Pjongjangu dotarła Lim Su-kyung, 20-letnia studentka z Korei Południowej. Studencka organizacja Jeondaehyop, do której należała – opowiadająca się za zjednoczeniem Półwyspu i przeciw Ameryce – próbowała uzyskać zgodę na udział w imprezie u władz Południa. Gdy to się nie udało, z pomocą północnokoreańskich służb specjalnych zdecydowano się przemycić na Północ jedną reprezentantkę. Okazała się fenomenem. Jej charyzma i spontaniczne przemówienia przyciągały tłumy. Mieszkańcy Północy byli nią zafascynowani, a media północnokoreańskie okrzyknęły ją „kwiatem zjednoczenia”.

Lim Su-kyung szybko okazała się jednak kłopotem dla reżimu. Z jednej strony, krytykując ówczesny wojskowy rząd Południa, wydawała się potwierdzać propagandę. Z drugiej, z jej słów można było wnioskować, że mieszkańcy Południa cieszą się prawami niedostępnymi na Północy. Gdy opowiadała o brutalności policji i cenzurze, słuchacze zastanawiali się, jak to możliwe, że na Południu można wyrażać swoje niezadowolenie. W efekcie studentka przyciągała niebezpiecznie dużo uwagi.

Również jej wygląd był dla mieszkańców Północy zaskoczeniem. W jeansach, białym podkoszulku, z obciętymi do ramion włosami wyglądała szokująco.

W tamtym czasie żadna Koreanka z Północy nie wyszłaby w takim stroju na ulice (założenie jeansów do dziś jest zagrożone karą). Pojawiły się obawy, że przez swą popularność odbiera scenę Kim Ir Senowi.

Reżim odetchnął więc z ulgą, gdy Lim przekroczyła granicę w strefie zdemilitaryzowanej. Po czym błyskawicznie została aresztowana, a następnie skazana na pięć lat więzienia (wyszła po odbyciu połowy wyroku).

Był to w sumie kolejny niewygodny fakt dla północnokoreańskich mediów: mieszkańcy Północy zakładali, że na Południu musi zostać potraktowana według znanych im kryteriów – czyli stracona.

Głód i koniec odwilży

Gdy wspomina się festiwal z 1989 r., rzadziej mówi się o tragedii ludzi, którzy musieli pracować w niewolniczych warunkach na ten wizerunkowy sukces kraju.

Tymczasem dla mieszkańców był to podwójny cios. Po pierwsze, wcześniejsze zbiory w rolnictwie były fatalne. Rząd kupował luksusowe produkty dla gości i równocześnie nie wahał się, po raz kolejny, obcinać racje żywnościowe swym obywatelom. Po drugie impreza, która odbywała się pod hasłem „O antyimperialistyczną solidarność, pokój i przyjaźń”, w pewnej mierze pogłębiła nieufność Koreańczyków do reszty świata.

Władze ściśle regulowały kontakty z przybyszami. Wszyscy mieszkańcy Pjongjangu otrzymali książeczki z odpowiedziami na pytania, jakie mogliby zadać obcokrajowcy (i byli z tego odpytywani). Np. jeśli ktoś zapytałby, ile waży monument Kim Ir Sena, należało odpowiedzieć, że tyle, co wysiłek całego narodu. „Turyści zrobili sobie ze mną zdjęcie aparatem z natychmiastowym wydrukiem. Szybko zostało zarekwirowane przez bezpiekę” – wspominał na łamach „NK News” uciekinier z Północy, Choi Sung-guk. Wielu ekspertów nie ma wątpliwości, że gigantyczny nakład środków na festiwal był jednym z powodów epidemii głodu w kolejnych latach.

Historyk Andrei Lankov, który specjalizuje się w tematyce Północy, uważa, że festiwal był początkiem końca północno­koreańskiej odwilży. Reżim poczuł, że traci kontrolę. Wprowadzono szereg nowych restrykcji. Karano tych, co za bardzo zbliżyli się do obcokrajowców. Pozamykano kluby muzyczne. Zaostrzono cenzurę. Z kin zniknęły nawet filmy o potworach, a zamiast nich pojawiła się najbardziej siermiężna propaganda.

Powrót do Pjongjangu

Choć Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów w Pjongjangu stał się jedną z przyczyn prowadzących do ekonomicznego upadku Korei Północnej, w kraju do dziś jest oficjalnie pamiętany jako wielki triumf ideologii „dżucze”.

Dyktatura nie wspomina natomiast Lim Su-kyung. Po latach przyjechała ponownie do Pjongjangu, jednak odmówiła złożenia kwiatów pod pomnikiem Kim Ir Sena. Przez co większość swego pobytu spędziła w hotelu.

Wróciła do Seulu szybciej niż planowała, gdyż mało kto w Korei Północnej był zainteresowany „kwiatem zjednoczenia”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 38/2019