Łaska wspólnego szlaku

Tworzyła środowisko, którego istotę można wyrazić określeniem Henryka Elzenberga: arystokraci ducha.

01.02.2004

Czyta się kilka minut

Irena Sławińska /
Irena Sławińska /

Była to nietypowa arystokracja, która nie znosiła drętwoty, patosu, stylizowanych manier. Wolność i niezależność ducha potrafiła okazywać w ironicznym dystansie wobec tych, którzy stali się niewolnikami karier, dworskich układów, salonowych konwenansów.

Jej wersję arystokratyzmu, a zarazem osobistą filozofię życia, można odtwarzać choćby na podstawie pośmiertnego wspomnienia, które poświęciła ks. Januszowi Pasierbowi. Pisała wtedy: “Ani cienia popisów, szpanerstwa. Wzywany przecież często do mikrofonu, do telewizji - ustrzegł się najzupełniej gwiazdorstwa. (...) Prostota, kultura, humor - ale i jakaś - wykwintność. Skąd rodem? Z kontaktów ze sztuką, poezją? Z zagranicznych studiów? Umiłowania człowieka? Modlitwy?".

Okruchy osobistej filozofii życia można także odnaleźć w jej wspomnieniu poświęconym koleżance z KUL, profesor Leokadii Małunowiczównie. Przywołuje akademickie spotkania, które “pomogły wielu kulawym kaczkom przetrwać chwile kryzysu i wyprostować życie", tym bardziej wzruszające, że uczestniczył w nich “wuj Karol" - obecny Ojciec Święty. Ze wzruszeniem pisze o papieskiej solidarności z przyjaciółmi z akademickiego kręgu, pisząc, że dla Leokadii Małunowicz “ostatnim wielkim darem, który z pewnością pomógł w końcowym etapie wędrówki ku Bogu, był list Ojca Świętego. Znalazła się w nim formuła celnie ujmująca najgłębszy sens życia, w którym intensywna praca badawcza splątała się z konsekracją duchową".

Konsekracja myślenia

W stronę KUL-u zwróciła swe kroki dr Sławińska w 1950 r., gdy po czystce w Uniwersytecie Mikołaja Kopernika została stamtąd usunięta decyzją, której nie miał odwagi podpisać własnym nazwiskiem żaden z aparatczyków. Na KUL-u odnalazła zarówno przestrzeń wolności, jak i warunki mieszkaniowe kojarzące się z kołchozem. Ciasnota pomieszczeń ułatwiała szerokość poglądów. Kiedy w polskiej kulturze dominowały ponure tony stalinowskich “reform", pani Irena gromadziła studentów zafascynowanych Baczyńskim i Gajcym. W posępnym pejzażu eksperymentów ideologicznych dramaty Claudela, komedie Norwida czy tragedia z okresu Młodej Polski wyznaczały świat bardziej realny niż szara rzeczywistość codziennych zmagań o przetrwanie. Kiedy czołowym piórom PRL atrament mieszał się ze łzami po śmierci generalissimusa - w przeprowadzonym w tym samym roku kolokwium habilitacyjnym prowokacyjnie kierowała uwagę w stronę komedii Norwida. Lubelską wspólnotę wartości dopełniała eskapadami do Krakowa. Nawiedzała wtedy redakcje “Tygodnika" i “Znaku", zaliczała teatry, zwłaszcza Rapsodyczny, organizowała wypady w Tatry.

Wśród jej intelektualnych mistrzów byli: Marian Zdziechowski i Henryk Elzenberg, Tadeusz Czeżowski, Manfred Kridl, Stefan Srebrny. Pełen optymizmu arystokratyzm ducha kształtowała w spotkaniach z przyjaciółmi, od których potrafiła się wiele uczyć. Tak np. u Hanny Malewskiej ujmowała ją “spokojna, wyważona sprawiedliwość poetycka, spojrzenie z bardzo wysoka na splątane ludzkie losy, nawet na tchórzostwo i oportunizm". Już sam tytuł opowieści o Tomaszu More, “Sir Tomasz More odmawia", jawił się jako propozycja postawy życiowej. Na kartach “Apokryfu rodzinnego" pani Hanna podkreślała, że wśród bliskich jej członków rodziny nikt nie odwoływał się nigdy do motywu zrobienia kariery. Jako naczelną dewizę życiową przyjmowano natomiast zasadę “wyjdziesz na ludzi". Ten sam motyw powraca wielokrotnie w duchowych notatkach Malewskiej, gdy stwierdza “Nothing fails like success. Nic nie zawodzi tak jak sukces".

Jej hierarchię wartości trafnie scharakteryzowała pani Irena, konkludując: “Gdy inni koledzy po piórze obrastali w wygodne mieszkania, dacze, stypendia zagraniczne, samochody - życie Hanny Malewskiej sprzęgło się z ubóstwem, cierpieniem i wyrzeczeniem. Przyjęła tę propozycję bez cienia afektacji czy abnegacji, z uśmiechem i pogodą, eksponując raczej zamiłowanie do przyjacielskich spotkań, dobrego wina i do brydża". Hierarchia wartości uznawana przez Sławińską była podobna. Nie spotkałem nigdzie w jej zapiskach narzekań, że mało zarabia albo że pominięto ją przy rozdziale nagród.

Najgłębsze korzenie tej postawy nie rodziły się jednak w towarzyskich ploteczkach przy brydżu. Malewska ukazywała je wyrażając rdzeń swej duchowości, gdy pisała w notesie: “Trwać u stóp Ukrzyżowanego - nigdy za daleko, a codziennie wracać". Sławińska lokalizuje je w ewangelii błogosławieństw, gdy pisze o pani Hannie: “Życie jej urosło w parabolę, w przypowieść ewangeliczną. Była przecież i pracownicą, i pilną słuchaczką Słowa, także obietnicy ośmiu błogosławieństw. Może to najwłaściwsza optyka dla spojrzenia na jej spokój, cichość, ubóstwo". Blask ewangelicznego piękna objawiał swą wzniosłość w świadectwie niezależnej refleksji. Konsekracja refleksji wprowadzała Chrystusowe rysy w posługę myślenia, poczucie humoru, świadectwo duchowego piękna, które nieraz bywa przesłonięte powijakami ludzkich stereotypów i uprzedzeń.

Niezależność i bezdomność

W księdze pamiątkowej z racji 90. urodzin prof. Sławińskiej odniosłem do niej słowa, które Mickiewicz odnosił do Lelewela, pisząc:

Gdziekolwiek się obrócisz, z każdej wydasz stopy,

żeś znad Niemna, żeś Polak, mieszkaniec Europy.

Tę Europę ducha kształtowała w sobie nad brzegami Wilii w okresie studiów w Uniwersytecie Stefana Batorego. Życiowe burze prowadziły potem od ukochanej Wilii, brzegiem Dniepru i Wołgi, w stronę Wisły. Pisane życiem świadectwo prawdy wyzwalało z romantycznej tęsknoty za Wilnem, wprowadzało w świat uniwersalnych wartości, dawało poczucie solidarności z całą rodziną ludzką. W kolejnym życiowym porcie można było odnajdywać rysy bliskiej Itaki, dzięki pomijaniu tego, co nieistotne i poszukiwaniu tego, co najbardziej ludzkie. W głębi duszy pozostawało jednak odczucie losu współczesnego nomady, u którego głębokie zakorzenienie w świecie wartości nie usuwa poczucia życiowej samotności.

Na kartach “Szlakami moich wód..." pisała szczerze o tym, że świadectwo intelektualnej niezależności “wiąże się z ogołoceniem, bezdomnością, samotnością". Podejmując ten wątek w liście, który skierowałem do pani Ireny z racji 90. rocznicy jej urodzin, podkreślałem pozytywny wymiar tej bezdomności: “Ogołocenie z wartości nieistotnych nabiera szczególnej wagi, gdy współcześni nowobogaccy proponują przeciwny styl. Pewien typ bezdomności wyraża Jezusową filozofię życia, gdy na pytanie, gdzie mieszka, odpowiadał »lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie mógłby głowę skłonić« (Mt 8, 20). Jest więc bezdomność, która wyzwala i jednoczy z Ojcem, do którego domu pielgrzymujemy. Idzie z nią w parze ta najgłębsza samotność, przez którą stajemy przed Bogiem w Prawdzie. Nie wyklucza ona jednak piękna przyjaźni ani duchowej bliskości tych wszystkich, którzy dziękują dziś Bogu za treść i styl świadectwa Pani Profesor".

Buszujący w trawach

Wśród opisów przyjacielskich spotkań pani Irena utrwaliła we wspomnieniach spotkanie z Matką Teresą z Kalkuty i T.S. Eliotem, z przedstawicielami środowisk akademickich i znanymi twórcami kultury. Specjalne miejsce zajmują spotkania z Janem Pawłem II, utrzymane w ascetycznym wręcz stylu, któremu obca jest egzaltacja czy patos. Szczególnie piękny wydaje się opis przypadkowego spotkania na bieszczadzkiej połoninie w lipcu 1958 r. Grupka KUL-owskich przyjaciół biwakowała na polanie pełnej słońca i kwiatów, gdy spośród bujnych traw wyłonił się samotny wędrowiec z potężnym plecakiem - ksiądz profesor Karol Wojtyła. Szedł pochylony i głęboko zamyślony, jak gdyby znał już wieści, które krążyły o jego rychłej nominacji biskupiej. Przy kanapkach i rozmowie prowadzonej po francusku, ze względu na obecną w grupie francuską miłośniczkę Bieszczad, pani Irena chciała przybliżyć przyszłość, prowokując informację o tym, iż “wieść głosi, że...". Ksiądz Profesor położył palec na ustach, jak gdyby chciał choćby na krótko powstrzymać jeszcze nurt zdarzeń osadzający biskupie brzemię na jego barkach. Po chwili zwinął bagaże, pożegnał się i zniknął wśród wysokich traw. Znikał z pola widzenia przygnieciony nie tyle plecakiem, co ciężarem rzeczywistości, która zbliżała się nieuchronnie na wakacyjnych ścieżkach.

Odczytywanie podobnych wspomnień rodzi zadumę o naszej łasce spotkania na wspólnym życiowym szlaku. Łasce, dzięki której w sztafecie pokoleń czujemy się duchowo bogatsi, kontemplując piękno, które wnieśli w nasze życie spotkani wcześniej arystokraci ducha. We wspomnieniu o Malewskiej pani Irena przywoływała ongiś wypowiedź kogoś z bliskich: “Żadnej minoderii, żadnego mizdrzenia się przed lustrem. (...) Z dystansem. Twarda". Patrząc na jej dystans do zdarzeń, jej poczucie humoru, jej wrażliwość na ukrytą głębię zdarzeń możemy odnieść do niej te same słowa. Możemy dziękować Bogu za łaskę wspólnego szlaku, ukazującą najpiękniejszy sens arystokratycznego “być", który pozostanie niedostępny dla sezonowych niewolników zafascynowanych przez łatwe “mieć". Możemy ufać, że ta, która potrafiła wybierać bezdomność w imię wyższych wartości, poczuła się u siebie w domu Ojca.

---ramka 322011|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 05/2004