Na scenie życia

Moje życiowe pasje? Te, które dotąd trzymają mnie mocnym uchwytem, i te, które mnie opuszczają. Wśród tych pierwszych - »pożądliwość oczu«, nigdy nie nasycona żarłoczność zieleni, lasu, zapachu siana, namiętne umiłowanie wody i cielesnego z nią obcowania. Włóczęga. Teatr. Przyjaźń.

31.08.2003

Czyta się kilka minut

Prof. Irena Sławińska w Norwegii, rok 1996 /
Prof. Irena Sławińska w Norwegii, rok 1996 /

To słowa z autobiograficznej książki prof. Ireny Sławińskiej “Szlakami moich wód...". Ostatnie zdjęcie w tej książce przedstawia roześmianą autorkę u stóp norweskiego lodowca. Data: rok 1996. Nim je wykonano, Pani Profesor pojawiła się, przejazdem z Lublina, w redakcji “Tygodnika": turystyczny strój, sportowe buty. Ze zdumieniem usłyszeliśmy, że wyrusza z autokarową wycieczką do Norwegii: “Zawsze chciałam zobaczyć fiordy". Trzy lata wcześniej obchodziła jubileusz osiemdziesięciolecia...

1. Urodziła się 30 sierpnia 1913 roku w Wilnie, “w małym drewnianym dworku na wysokim brzegu Wilii". Wkrótce przymusowa wojenna ewakuacja - ojciec był inżynierem kolejowym - zawiodła ją wraz z rodziną na Ukrainę, do Kremieńczuga. Potem, po wybuchu rewolucji, była długa droga w towarowych wagonach z powrotem do Polski, do Warszawy.

Dwuletni pobyt pani Heleny z Kurnatowskich Sławińskiej i jej dwóch córek w Warszawie przynosi “gorzkie doświadczenia: bezdomności, osamotnienia i - głodu. Był to głód na co dzień, głód dłużących się dni o kawałku suchego chleba". Podczas wojny polsko-bolszewickiej muszą znów uciekać; pierwszą noc w jednym z miast na Pomorzu spędzają na rynku, bo “nikt nie chciał przyjąć kobiety z dwojgiem małych dzieci".

Względna stabilizacja przychodzi dopiero w 1921 roku, znów w Wilnie. Irena rozpoczyna naukę w Gimnazjum im. Elizy Orzeszkowej. Ale przyszłość zbiedniałej rodziny nie rysuje się różowo. “Jeden z moich zamożnych stryjów doradzał mamie, by uczyła nas krawiectwa czy robienia kapeluszy, bo dziewczynki nie wyjdą za mąż z braku posagu. Siedziałam wówczas na podłodze, u stóp tegoż stryja, zakrywając rękami podrapane kolana. Moja siostra pierwsza się odezwała: »A ja właśnie wyjdę za mąż i bez posagu, bo jestem ładna«. Wtedy i ja podniosłam na stryja okropnie piegowatą buzię (impertynencko): »Ani myślę robić kapeluszy!«. »To czymże ty będziesz, smarkulo?«. »Ja? Będę profesorem uniwersytetu!« (powiedziało mi się ze złości). Zwalisty stryjek znalazł się na ziemi - ze śmiechu". Stryj okazał się mało przewidujący, choć do profesury na KUL-u było jeszcze daleko...

Świetne gimnazjum (“wszystko zawdzięczam tej szkole" - podkreśla Sławińska) wpajało nie tylko zasady wewnętrznej dyscypliny, ale przede wszystkim rzetelną i rozległą wiedzę, ze szczególnym uwzględnieniem znajomości języków obcych, oraz system wartości, w którym “sprawność intelektualna i osiągnięcia, także w harcerstwie czy sporcie", miały większą cenę niż pochodzenie uczennicy i wielkość majątku jej rodziców.

A religia? Pisze Irena Sławińska: “»Wychowaniem katolickim« nazwał Czesław Miłosz swoje lata w Gimnazjum im. Zygmunta Augusta - nie bez ironii. Czy do naszej szkoły przystawałaby ta formuła - oraz ironia? Nauki i ostrzeżenia dobrodusznego ks. Stanisława Jasieńskiego nie pobudzały zapewne do głębszych medytacji, ale nie wyzwalały odporu". Odkryciem współczesnego katolicyzmu była za to obecność w gronie pedagogicznym prof. Stanisława Kościałkowskiego oraz dwóch nauczycielek, które w przyszłości wstąpić miały do zgromadzenia franciszkanek w Laskach.

2. W 1930 roku Irena Sławińska rozpoczyna studia na Uniwersytecie Stefana Batorego. Wileńska polonistyka to dwie odmienne indywidualności: Konrad Górski i Manfred Kridl. “Górski reprezentował starszą tradycję, opisu literatury w kontekstach historycznych, kulturowych", a Kridl, nie bez wpływu prac formalistów rosyjskich, “po raz pierwszy z taką siłą uczył badania struktury dzieła". Jego sława przyciąga młodych badaczy spoza Wilna, a nowa metoda nabiera kształtu podczas dyskusji seminaryjnych. Ważne są również spotkania Koła Polonistów, zwłaszcza Sekcji Twórczości Oryginalnej, gdzie brylują żagaryści z Miłoszem i Teodorem Bujnickim.

Krystalizują się wtedy zainteresowania przyszłej uczonej: dramat i teatr, Norwid, religijne aspekty literatury. Lata 30. to jednak nie tylko nauka: także działalność w stowarzyszeniu “Iuventus Christiana" i współpraca z “Paxem" - pismem Porozumienia Akademickich Katolickich Stowarzyszeń. “Pismo było bojowe, nawet agresywne - wspomina Irena Sławińska - rozpierała nas pewność, że to właśnie my, młodzież, budujemy jutro kultury chrześcijańskiej w Polsce. Najstarsza gwardia dochodziła do lub osiągnęła 25 lat: Stanisław Stomma, Antoni Gołubiew, Czesław Zgorzelski, reszta zbliżała się do dwudziestki. Z pismem współpracowali od razu Jerzy Turowicz i Stefan Swieżawski. Nietrudno w tym dostrzec prototyp późniejszego »Tygodnika Powszechnego«". Turowicz był zresztą autorem artykułu programowego: “O chrześcijańską kulturę jutra".

Absolwentka polonistyki i romanistyki otrzymuje dzięki Kridlowi stypendium doktoranckie, a w 1938 - stypendium Funduszu Kultury Narodowej na 9-miesięczny pobyt naukowy w Paryżu. Nad Sekwaną jest wtedy wielu polskich naukowców i pisarzy, między innymi Hanna Malewska, autorka “Żelaznej korony". I młody matematyk z Wilna, Józef Marcinkiewicz. To jego dotyczą słowa: “Do decyzji na wspólne życie dojrzałam dopiero przed samą wojną, w Paryżu. Partner - niezwykłych talentów matematyk - pospieszył do Polski, by stanąć do obrony kraju. Poniósł śmierć w Katyniu. Uznałam to za znak woli Bożej".

3. W sierpniu 1939 młoda stypendystka powraca do kraju. Po wybuchu wojny Wilno zajmują Sowieci, następnie przekazują miasto niepodległej jeszcze Litwie. 15 grudnia 1939 władze litewskie likwidują Uniwersytet Stefana Batorego. Sławińska wyjeżdża jako nauczycielka do Kowna, potem do polskiego dworu na Żmudzi. W kilka tygodni po wkroczeniu wojsk sowieckich jest znów w Wilnie. Uczy w szkole średniej.

W czerwcu 1941, podczas wielkich wywózek, dla bezpieczeństwa nocują z siostrą w podwileńskich lasach; matka i mały siostrzeniec są już na wsi. W sobotę, 21 czerwca, po zakończonych lekcjach Sławińska wyrusza do bliskich. “Niedziela, 22 czerwca. Po Mszy - niezwykły ruch na drodze! Armaty, krasnoarmiejcy na koniach, wszyscy pędzą na wschód. Chyba jakieś manewry! Wracamy do domku gospodyni. Otwieram drzwi: stół nakryty białym obrusem, zapalone świece i czerwone wino w kieliszkach. »Pewnie pani imieniny, nic nie wiedziałyśmy«. A kobiecina - do dziś mam w uszach jej intonację - »Szczęście! Wojna wybuchła! Niemcy weszli!«".

Niemcy likwidują polskie szkolnictwo, Sławińska angażuje się w tajne nauczanie, zarabia na życie jako podkuchenna w restauracji. “Szorowałam podłogę, beczki po śledziach, od jesieni ’41 do połowy czerwca ’42, traktując wesoło tę rolę: »Tak jest, panie szefie«, »w tej chwili, panie szefie«". Potem wyjeżdża do wsi Glinciszki. “Poszłam do pracy w polu, od szóstej rano do jakiejś pół do ósmej wieczorem, z małą przerwą, którą wypełniałam pływaniem, bo było tam jezioro. Jezioro to połowa szczęścia"...

W czerwcu 1944 r. w Glinciszkach dochodzi do tragedii: litewskie formacje policyjne zabijają kilkudziesięciu polskich mieszkańców, prawie same kobiety i dzieci (później oddział Łupaszki spacyfikuje w odwecie litewską wieś Dubinki). “Po sześciu dniach Niemcy zezwolili na ekshumację. Byłam przy niej obecna i dokonałam spisu ofiar. To najstraszliwsze przeżycie, w którym bezpośrednio uczestniczyłam" - opowiada Irena Sławińska. Po latach naszkicuje wzruszające portrety kilkorga zamordowanych, pośród których byli jej uczniowie.

4. Latem 1944 Wilno zajęte zostaje ponownie przez Sowietów. W kwietniu następnego roku Irena Sławińska wraz z innymi “repatriantami" opuszcza rodzinne miasto: kieruje się najpierw do Białegostoku, potem do Torunia, gdzie na powstający uniwersytet przybędzie wielu wygnańców z USB. “Zjawiłam się w kopernikańskim i piernikowym grodzie o świtaniu pewnego lipcowego dnia 1945 roku na wezwanie prof. Konrada Górskiego... Czwarta rano. Niezbyt właściwa pora na oficjalne wizyty. Co robić? Jak to - co robić? Jest przecież lato - i rzeka! Ponoć królowa polskich rzek (ale gdzie jej do Niemna!). Na moście - żołnierz z karabinem, coraz bardziej podejrzliwy. Co ta panna wyprawia? Rozbiera się? płynie na drugi brzeg? wraca?...".

Jesienią 1945 Sławińska obejmuje w Toruniu asystenturę, w roku następnym broni pracy doktorskiej, napisanej jeszcze przed wojną (“Tragedia w epoce Młodej Polski"). Toruńskie środowisko humanistyczne imponuje różnorodnością: prócz Górskiego wykładają tu Henryk Elzenberg, Tadeusz Czeżowski, Tadeusz Makowiecki, Stefan Srebrny, teatrem kieruje Wilam Horzyca, wśród studentów jest Zbigniew Herbert... Ale jesienią 1949 roku przychodzi wielka czystka: Górski i Elzenberg przeniesieni zostają na przymusowy urlop, a Sławińska i Czesław Zgorzelski, wraz z kilkorgiem innych asystentów i adiunktów - po prostu wyrzuceni.

Dzięki Marii Renacie Mayenowej, koleżance z Wilna, Sławińska znajduje chwilowe zaczepienie w bibliotece Instytutu Badań Literackich, jako pracownik techniczny. W 1950 r. otrzymuje, podobnie jak Zgorzelski, zaproszenie na Katolicki Uniwersytet Lubelski. “Na wiadomość, że odchodzę na KUL, Żółkiewski [ówczesny dyrektor IBL] wykrzyknął: - Ależ to samobójstwo! My ten KUL zaraz zamkniemy! - Panie Stefanie - pozwoliłam sobie na tak bezczelną poufałość z tytułu przedwojennej znajomości - pan chyba gazet nie czyta! (gromki śmiech). Bo gdyby pan czytał - ciągnęłam spokojnie - wiedziałby pan, że istnienie KUL-u jest zagwarantowane umowami... (ponowny wybuch śmiechu z potężnego brzucha). - Pani w bajki wierzy? - lepiej wiedział, co warte są umowy... Żółkiewski był dobrym człowiekiem - i dobrze wykształconym badaczem. (Wiedziałam, że niczym nie ryzykuję, prowadząc z nim takie dialogi)".

5. Jak wiemy, KUL szczęśliwie ocalał, a Irena Sławińska pozostała z nim związana przez następne dziesięciolecia. I tutaj powinien się zacząć tekst osobny - opis drogi wybitnej uczonej, jej zainteresowań badawczych, najważniejszych dzieł. To już jednak zadanie dla kogo innego. Przypomnijmy tylko niektóre etapy tej drogi, pamiętając o politycznych przeszkodach, które na niej czasem wyrastały. Bo przecież, jak napisał Miłosz w “Abecadle", Irena Sławińska “i w swoich pracach naukowych, i w działalności pedagogicznej, pozostała idealnie odporna na rządowe pokusy"...

A więc rok 1953 - nieco opóźniona habilitacja (“O komediach Norwida"), rok 1956 - tytuł profesora nadzwyczajnego, 1968 - zwyczajnego. Kierowanie Katedrą Teorii Literatury oraz Literatury Porównawczej, a potem zbudowaną od podstaw Katedrą Dramatu i Teatru. Po Październiku ’56 liczne wyjazdy zagraniczne: stypendium Forda, wykłady na uniwersytetach w Kanadzie (Montreal, Toronto) i USA (Brown University i University of Illinois), a także w belgijskim Louvain i szwajcarskim Fryburgu.

Teraz książki, spośród których wymienić trzeba co najmniej kilka (poza wspomnianymi już pracami, doktorską i habilitacyjną): “Sceniczny gest poety. Zbiór studiów o dramacie" (1960), “Reżyserską rękę Norwida" (1971), pionierską “Współczesną refleksję o teatrze. Ku antropologii teatru" (1979, 1990), wybór studiów “Moja gorzka europejska ojczyzna" (1988) i “Odczytywanie dramatu" (1988). Antologie “Myśl teatralna Młodej Polski" (1966) i “Wśród mitów teatralnych Młodej Polski" (1983) oraz zbiorowe tomy studiów poświęconych dramatowi i teatrowi religijnemu w Polsce. Przekłady dramatów Paula Claudela (wyd. 1998) i Oskara Miłosza (1999). Pasje teatralne Ireny Sławińskiej nie ograniczały się do historii i teorii: współtworzyła powstały w 1952 roku Teatr Akademicki KUL, fascynował ją teatr żywy, od wileńskiej “Reduty" Osterwy, poprzez krakowski Teatr Rapsodyczny, po Scenę Plastyczną KUL Leszka Mądzika.

Dodajmy jeszcze epizody w jej biografii tak istotne, jak podpis pod deklaracją niezależnego Towarzystwa Kursów Naukowych (rok 1978) i w 1981 roku doktorat honoris causa KUL-u dla kolegi z Wilna, Czesława Miłosza; to Irena Sławińska była jego promotorem. Oraz, last but not least, jej współpracę z “Tygodnikiem Powszechnym", rozpoczętą jeszcze w latach 40., i trwającą do dziś obecność w naszym zespole redakcyjnym...

6. Niewiele było dotąd o jednej z najważniejszych pasji Profesor Ireny Sławińskiej - pasji pedagogicznej. - Była wytrawnym pedagogiem - wspomina dziś Bronisław Mamoń, który studia na KUL-u odbywał w latach stalinowskich. - Uczniów traktowała po partnersku. Nie tylko ich uczyła, ale się z nimi przyjaźniła. Zapraszała ich do siebie na herbatki, w niedziele prowadziła na wycieczki w bliższe lub dalsze okolice Lublina. Latem jeździło się w góry, nad morze, na Mazury. Rozmowa towarzyska przybierała po pewnym czasie postać intelektualnego dialogu. Rozmawiało się o książkach świeżo przeczytanych, o przedstawieniach teatralnych, o koncertach, ale też o codziennych kłopotach życia studenckiego. Do najmilszych zajęć na pierwszych latach polonistyki należały ćwiczenia i seminaria Pani Profesor z teorii liryki i dramatu, a także z teorii teatru. Były czymś niezwykłym i ożywczym; przecież w tamtym okresie nauka o literaturze na polskich uczelniach sprowadzała się do socrealistycznych formułek i uproszczonych interpretacji.

W “Szlakami moich wód..." autorka wiele miejsca poświęca swoim uczniom i uczennicom: kreśli sylwetki tych, którzy przedwcześnie odeszli, z dumą śledzi losy kariery innych. Zakończmy ten jakże szkicowy portret jej własnymi słowami:

“Wypadło mi profesorować na wielu uniwersytetach polskich i zagranicznych (zaoceanicznych). Wyrosły z tego trwałe przyjaźnie. Świadectwa byłych studentów utwierdzają mnie w przekonaniu, że podjęcie tej roli nie było życiową pomyłką ani iluzoryczną satysfakcją. Może właśnie to powołanie wiąże się z ogołoceniem, bezdomnością, samotnością, które stały się moim udziałem? Wielki Reżyser, który rozdziela role, lepiej wie od nas, aktorów, w jakiej przestrzeni i jakim zespole mamy swoją rolę odegrać. A także - kiedy nas ze sceny odwołać".

Wszystkie cytaty pochodzą z książki Ireny Sławińskiej “Szlakami moich wód..." (Lublin 1998, Norbertinum) oraz z obszernej rozmowy, jaką przeprowadził z nią Bronisław Mamoń (“Nauczył mnie Norwid, co naprawdę cenne", “TP" nr 38 / 1993). Korzystałem też m. in. ze słownika “Współcześni polscy pisarze i badacze literatury", tom VII (Warszawa 2001, WSiP, autorka hasła: Joanna Zawadzka) i z artykułu Marii Jasińskiej-Wojtkowskiej “Dzieło naukowe Ireny Sławińskiej" (“TP" nr 2/ 1987).

---ramka 313171|strona|1---

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2003