Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zawiodła nas podróż w dwa litewskie lasy. Więcej nawet niż dwa, ale te były szczególne i nieplanowane.Na początku była Suchowola, gdzie wyhaczyliśmy wzrokiem wystający nad miasto stalowy łuk z krzyżem. Żartujemy, że ołtarz papieski. No, ale papież nie był chyba w Suchowoli? Sprawdzam. Papież nie, ale łuk z ołtarza z papieskiej wizyty w Białymstoku w 1991 r. przeniesiono tu w 1993 r. i wpisano w herb gminy.
Skoro już to sprawdzam, to dostrzegam na mapie, że Suchowola ma jeszcze jeden pomnik: obelisk środka Europy. Okazuje się, że nie jedyny. Środek Europy rzecz dyskusyjna, zależy jak kto mierzy. Suchowola w tej kategorii konkuruje z litewskim miasteczkiem Purnuškės niedaleko Wilna. Tam, w nieodległym lesie, korzystając z pretekstu, rzeźbiarz Gintaras Karosas stworzył plenerowe muzeum rzeźby współczesnej. Europos Parkas brzmi świetnie – tam chętnie pojedziemy. Ukłony dla Suchowoli za wskazówki.
Po drodze okazuje się jednak, że to nie jedyny park-las rzeźb na Litwie. Wcześniej, koło Druskiennik, trafiamy pod wieczór na składowisko rzeźb z czasów Radzieckiej Republiki Litwy. Niechciane, zdjęte z cokołów, upychane w magazynach, zgromadził tu w Grūtas potentat pieczarek. Teraz zwielokrotnione wersje Lenina, rzadziej Stalina, liczne Dzierżyńskiego i Mickevičiusa-Kapsukasa zarastają tam mchem i jodłami. Z głośników kołchozowych radiowęzłów lecą sowieckie pieśni, całość ogradza drut kolczasty z gułagu, przy wejściu bydlęcy wagon z wywózek. Trudno ogarnąć, co o tym myśleć, zwłaszcza że zmierzcha, a z jeziora i rzeczki wyłazi mgła. Wrażenia dopełnia to, że oprócz egzotycznych rzeźb z minionej epoki w parku są też egzotyczne zwierzęta: lamy, strusie, emu i jakieś czarne łabędzie, a obok niepasujący tu zupełnie kangur albinos. Zwiedzamy wnikliwie, nawet boczne alejki z pomniejszymi bezimiennymi partyzantami i gorliwie wydłubanymi z budynków witrażami. Dziwaczność tej turystycznej atrakcji trudno uchwycić. Jesteśmy sami, po nas zamykają bramy. Odprowadza nas pohukiwanie osowiałych pawianów.
Europos Parkas z kolei nie rozczarował. Pierwszy obelisk, dziś symbol tego muzeum na świeżym powietrzu, stanął tu za sprawą Karosasa w 1991 r. Potem twórcy zapraszani byli do tworzenia dzieł dla tego właśnie miejsca. Niektóre bardzo dosłowne, inne zręcznie metaforyczne, nieco nieznośny Dennis Oppenheim, minimalistyczny Sol LeWitt. Wrastająca w las rzeźba Beverly Pepper „Odchodzenie: pamięci mojej babci”. Genialna, a jednocześnie dyskretna „YONI: W hołdzie Mariji Gimbutas”, którą już w 1994 r. wpisał w ten las japoński artysta Tei Kobayashi. Potężne, zarastające mchem głazy Abakanowicz, jakby stały tu od wieków i to je obrósł las, a nie one przywędrowały do niego. Niczym skamieniałe jaja, niewyklute: „Przestrzeń nieznanego wzrostu”. Nie pomyślałam wcześniej, że spacer po lesie to świetny sposób obcowania z monumentalną rzeźbą. I wtedy nachodzi nas myśl – gdzieś między Abakanowicz i rzeźbą środka Europy autorstwa Karosasa: czy w Polsce nie dałoby się zrobić w lesie parku rzeźb? Teraz to pewnie tylko rzeźby narodowej, pod patronatem Lasów Państwowych.
A wtedy kolejna myśl, że w sumie jest jasne, co nas prędzej czy później czeka. Gdy już kiedyś nastąpi budzenie z powierzchownej papolatrii, zrobimy sobie park-las rzeźb papieża Polaka. Jeszcze nie teraz, bo młyny sekularyzacji wciąż mielą. Ale za kilkadziesiąt lat – jak znalazł. Młodzi już odchodzą rekordowo. Oby znalazł się wtedy i u nas potentat pieczarek, producent okien lub inny sponsor, który wydzierżawi kawał lasu, by pomieścił memorabilia epoki dominacji Kościoła i niezgrabnego kultu polskiego papieża.
Trochę mnie ten pomysł przeraża, a trochę pociąga. Zwalistych, krzywych, niepodobnych do siebie papieży kiedyś gdzieś trzeba będzie podziać. Takich jak ten brzydki, który mignął nam na jakimś rondzie Mazowsza czy Podlasia, lub kultycznych, jak ten kamień w Wigrach upamiętniający miejsce i dzień, gdy „ON stanął na tym brzegu”. Albo tę walizkę, która wystawiana jest w wigierskim klasztorze w papieskich apartamentach. Ciężko dzieciom wytłumaczyć, czemu jej nie wziął w dalszą podróż. A to mały wycinek kraju. Myślicie, że te pomniki nie przeminą? Czy nie mijają na naszych oczach? Trzeba będzie lasu a lasu.
Tylko co puścić z radiowęzła: papieskie kazania czy jednak po prostu „Barkę”?
Tak, zapętlona „Barka”, zarastające mchem i lasem pomniki. Trochę zgliszcza papieskiego kultu, trochę muzeum Polski.
Eksponaty tymczasem ciągle powstają. Udział premiera Morawieckiego w parafialnej mszy latem 2020 r. i wizytę na plebanii upamiętniono tablicą na kościele św. Marcina w Łebczu.©