Książka jako źródło cierpień

Pisarz w czasie marnym nadal ma szanse. Przez polskie życie literackie sączą się strumienie życiodajnej gotówki niezależnej od honorarium za wydaną książkę.

17.03.2014

Czyta się kilka minut

Pisarka Kaja Malanowska, autorka nominowanej do Paszportów Polityki i Nagrody Literackiej Nike powieści „Patrz na mnie, Klaro” (2012), 27 lutego br. – po otrzymaniu rozliczenia za sprzedaż tej książki – napisała na Facebooku: „6 800 złotych. Tyle za 16 miesięcy mojej ciężkiej pracy. Wiem, że wkur...jące jest wylewanie frustracji na FB, ale mam ochotę strzelić sobie w łeb. P...Ę TO, p...ę pisanie, p...ę wszystko. G... G... G...!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! [wykropkowania od redakcji „TP”]. I coś tam tego... pozdrawiam rynek czytelniczy”. W dyskusji pod postem krytycznie o pretensjach autorki wypowiedzieli się m.in. pisarz Jakub Żulczyk i dziennikarz Wojciech Orliński. Kilka dni później Malanowska powtórzyła swój wpis w felietonie opublikowanym w witrynie „Krytyki Politycznej”. Dyskusja przeniosła się z sieci do mediów tradycyjnych – 13 marca w „Dużym Formacie” ukazała się polemika Krzysztofa Vargi, w której przypisał Malanowskiej m.in. brak talentu, „słabą lotność” i „brawurową naiwność”. O racje pisarki i sytuację rynku czytelniczego spierają się publicyści „TP” – Grzegorz Jankowicz i Michał Olszewski.

Rację ma Kaja Malanowska, skarżąc się na marne zarobki pisarzy. Niewiele ponad 6 tysięcy złotych za 16 miesięcy pracy to na pierwszy rzut oka mało – choć w realiach dzisiejszego rynku czytelniczego kwota wcale nie sprawia wrażenia niskiej. 6 tysięcy złotych za niszową prozę? Brałbym w ciemno, licząc oczywiście w skrytości ducha na więcej: na gigantyczny sukces, na to coś, co sprawi, że książka stanie się modna, czytana, dyskutowana, że przyjdzie wielki, godny samego Pilcha kontrakt, że znajdzie się upragniony Godot, który przełoży ją na język obcy (najlepiej niemiecki, bo to jedyny chyba na świecie naród, wyrażający choć minimalne zainteresowanie naszą prozą) lub kupi prawa do scenariusza.

Godot nie nadchodzi, mimo to warto miarkować swoją frustrację, a biczując Polskę, która nie chce godnie wynagradzać pisarzy, dobrze byłoby wspomnieć o okolicznościach łagodzących. Nie jest bowiem do końca tak, że pisarz w czasie (finansowo) marnym pozostaje bez szans. Sączą się przez polskie życie literackie strumyki życiodajnej gotówki. Istnieje ministerialny system stypendialny, mizerny co prawda, ale możliwość pobierania 1000 złotych miesięcznie przez rok lub, niech będzie, sześć miesięcy, wydaje mi się kusząca. Polski autor, nawet niszowy i czytany przez garść znajomych, może zwiedzać za darmo świat (są takie stypendia twórcze). Wydanie książki daje często mandat do współpracy z gazetami, zdarza się, że zaczynają dzwonić organizatorzy spotkań autorskich, a niektórzy z nich oferują nawet honorarium. Bywa, że pisarz urasta do rangi eksperta i zaczyna brać udział w debatach poświęconych rudymentom oraz pryncypiom. Również życie festiwalowe, mimo że mówimy o kraju, w którym umiejętność czytania druków zwartych cofa się w tempie zastraszającym, wygląda całkiem przyzwoicie. Raz na jakiś czas zdarzają się też sytuacje odwrotne niż opisywana przez Malanowską: z literackiego nieba spada deszcz, no, może deszczyk pieniędzy za pracę, która była czystą przyjemnością i nie wymagała mordęgi.

Można powiedzieć, że przykłady powyższe wzmacniają argumentację autorki „Drobnych szaleństw życia codziennego”. Ale co robić, gdy mimo największych wysiłków efekty nie przekładają się na satysfakcjonujące finansowo konkrety, a wciąż coś ciągnie nas do pracy literackiej? Odpowiedzi udzielił Dostojewski, porównując kiedyś wyrobników pióra do dorożkarskich szkap, i ta bezwzględna figura prześladuje mnie od lat. Wydałem kilka książek, ale poza pierwszą, nagrodzoną przez ministerstwo kultury, żadna nie zapewniła mi choćby kilku miesięcy finansowego spokoju. Ponieważ nie pociąga mnie artystyczny los znakomitego poety Jacka Podsiadły, który swego czasu opowiadał, jak to w momentach wyjątkowej mizerii stołował się u przyjaciół, ponieważ nie chcę zastawiać zegarka jak Mickiewicz, ponieważ nie chcę, by moje dzieci płaciły za moje nietrafione wybory, ponieważ lukratywne propozycje jakoś nie spływają, od lat jestem dorożkarską szkapą, lub też mówiąc wprost, rozmieniam się na drobne. Nie mogę czekać, aż Polacy zaczną czytać, a system sprzedaży książek znormalnieje, wątpliwe również, by w dającej się przewidzieć przyszłości rodzimy rynek czytelniczy osiągnął rozmiary strefy anglojęzycznej na przykład. Zarabiam więc pieniądze w gazetach, czasem opowiadam o cudzych książkach na spotkaniach z młodzieżą, czasem prowadzę spotkania autorskie. Wszystko to w poczuciu, że wybrałem trudny, ale ciekawy, wcale nie najcięższy, los.

Czy to oznacza, że się poddałem? Ależ skąd: ponieważ jestem skażony literaturą, kończę kolejną książkę, z pełną świadomością, że po jej wydaniu będę być może międlił między zębami te same przekleństwa co Malanowska. Ten przeklęty, niesprawiedliwy, okrutny świat literacki nosi w sobie również gen nieprzewidywalności, dlatego nie tracę nadziei, że tym razem się uda.

Jeśli dobrze rozpoznaję sytuację, autorka również nie zamierza kończyć z masochistyczną katorgą, dla niepoznaki nazywaną pisarstwem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2014