Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Minister kultury z czasów Gomułki, Galiński, był częściej niż jego koledzy na tym stanowisku przedmiotem anegdot. W jednej z nich pytał współpracowników, co kupić synowi w prezencie.
- Może pan minister kupi mu książkę.
- Kiedy on już ma książkę!
Powtarzając przed laty ten żarcik nie sądziłem, że sam znajdę się w podobnej sytuacji. Przyjaciele, których z okazji Świąt chciałem obdarować, mają już książki i to wiele książek. Są na dodatek wybredni.
Ja cieszę się każdą otrzymaną książką. Albo czytam ją z upodobaniem i włączam do domowej biblioteki, albo pobudzony do sprzeciwu wcześniej czy później, czasem dopiero po latach, zdobędę się na tekst polemiczny. Nie wszyscy z moich przyjaciół to ludzie piszący lub piszący chętnie. Ale nawet i tacy mieliby skrupuły, by wyśmiewać się z czegoś, co zostało im ofiarowane.
Wprawdzie zachowałem podarowane mi z dedykacjami gdzieś w połowie minionego stulecia przez Jerzego Timoszewicza dwa dziełka: „Kształtowanie woli oficera” i „Boże Narodzenie w służbie wroga klasowego”, ale nie jestem pewien, czy chciałoby się nam dziś jeszcze czytać z zapałem podobne głupstwa, chyba zresztą trudne do prześcignięcia.
Tak więc raz w roku marzę o książce pięknej i, co więcej, nikomu jeszcze nieznanej.
Tymczasem wśród podobnych rozterek to ja zostałem obdarowany. Prezentem jest „Dusza na ramieniu. Wiersze i piosenki” Leszka Długosza (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003), z dołączoną płytą CD, zawierającą 15 piosenek śpiewanych przez autora i z jego własną muzyką. Długosza śpiewającego nie trzeba zapewne zachwalać. Pamiętam letni wieczór w 2001 roku, gdy występował na zapełnionym szczelnie dziedzińcu Collegium Maius, gorąco przyjmowany przez obecnych. Jego twórczość poetycka jest chyba mniej zauważana.
Te wiersze są świadectwem całkowitego zadomowienia w Bożym świecie. Czytając je wielokrotnie, nagle przypomniałem sobie wizyty u pana Wacława Zawadzkiego, bibliofila, zwanego Kubusiem Puchatkiem.
„Puchatek”, świadek, a i uczestnik kataklizmów i dramatów, zachował znaczną dyskrecję na temat wielkich wydarzeń. Wyciągał z półki którąś z książek swego zbioru, opowiadając czasem o jej treści, innym razem o autorze, losach egzemplarza, poprzednich właścicielach, czcionce, drukarzu, czasem nawet o inwencji cenzora. W ten właśnie sposób odsłaniał przed nami dzieje.
Leszek Długosz raz gawędzi ze ślimakiem napotkanym na ścieżce w Ojcowie:
Myślisz - w Jerzmanowicach lepiej?
Łatwiej na ścieżce w Skale?
Cóż ci odpowiem na ojcowskim szlaku Wędrowcze napotkany?
Myślisz, gdzieś głębiej milczą
W kredowych złożach dawnego oceanu
Fale
Wesele większe w innej chatce?
Tam - pod łopianu gankiem piękniej grają?
Innym razem na stroniczce zawrze opis Mongolii, który zostaje w pamięci:
Mongolia jest krajem trójpustynnym
Na pustej ziemi, w pustych obszarach powietrza
Widzi się rzeczy, których nie ma.
Mongolia pachnie piołunem i cytryną.
W Mongolii najgłębszą z całej Azji Słychać ciszę.
Ileż jeszcze chciałoby się przepisać. I o szczęśliwie wypuszczonym z klatki szaraku, który serdecznie się zasmucił:
O, klęsko nawet nieprzeczuwana
Udręko - czterech stron świata
Otwartych tak samo
I „Przypowieść z piwoniami”, i „Żałość wśród nasturcji po śmierci Wyspiańskiego”:
Kto by jak On tak jeszcze umiał
Na nas patrzeć?
Tak widzieć naszą urodę?
Brał nas nawet na ściany do kościoła
Franciszkanów
A to jest - jakby nas wetknąć do butonierki
W surducie Pana Boga
Szczególnie ważna wydaje się „W kwestii podróży wskazówka praktyczna”:
Nie przyjmuję żadnego bagażu
Na tamtym świecie
Prócz tego, co dusza uniesie.
Jakże mi miło będzie ofiarowywać tę książkę. Użyte w niej słowa wydają się zwyczajne, zarazem jednak starannie wybierane. Odzyskują blask, bo otrząśnięto z nich pospolitość.