Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Internet roi się przecież od zdjęć nieapetycznych szpitalnych dań i złośliwych doń komentarzy. Lepsze jadło w szpitalu to wyjątki potwierdzające regułę.
Zresztą zwykle tam, gdzie posiłki są lepsze, są one za to zbyt skąpe. Wszyscy to znamy, aż za dobrze. I nie możemy się z tym pogodzić.
„Badania prowadzone na świecie, w tym również w Polsce, wykazują, że niedożywienie pogłębia się lub rozwija u wielu chorych w trakcie hospitalizacji, co negatywnie wpływa na przebieg choroby i rekonwalescencję, wydłuża pobyt chorego w szpitalu, w konsekwencji zaś zwiększa koszty leczenia. Temu negatywnemu zjawisku może zapobiec odpowiednio zorganizowane żywienie w szpitalach”. Przepisałem to z opracowania pt. „Zasady prawidłowego żywienia chorych w szpitalach” pod redakcją prof. dr. hab. n. med. Mirosława Jarosza. Publikację sfinansowało ministerstwo zdrowia. Takich opracowań jest więcej. Jest także raport NIK z marca 2009 r., w którym stwierdzono, że „jakość posiłków, jak i sposób ich przygotowania oraz dystrybucji, wzbudziły istotne zastrzeżenia NIK. Przesądziło to o negatywnej ogólnej ocenie żywienia w szpitalach” [więcej w Temacie Tygodnika – red.].
Od powstania raportu upłynęło pięć lat, a problem pozostał. Dietetyczka Anna Grzechowiak, obejrzawszy zdjęcia posiłków z różnych szpitali (najtańszy chleb pełen polepszaczy, mięso klasy odpadków, tłusty salceson, kiepskie parówki itp.), stwierdziła w wypowiedzi dla radia RMF FM rzecz ogromnie ważną: „Dobry dietetyk, nawet za niską stawkę, jest w stanie tak skomponować jadłospis, żeby zawierał pełne ziarno – choćby z kaszy gryczanej. To nie jest górna półka cenowa. Zamiast podawać złej jakości mięso, można sięgnąć po białko roślinne, np. fasolę”. Innymi słowy, sekret szpitalnego żywienia nie tkwi (a przynajmniej nie tylko) w pieniądzach.
Porównując precyzyjne przepisy określające sposób żywienia więźniów z dość ogólnikowymi przepisami dotyczącymi szpitali, oraz brak w tej materii kontroli w tych ostatnich, niektórzy – z pewnością nie bez racji – przyczynę żywieniowej mizerii w szpitalach widzą w braku przepisów i procedur ich egzekucji.
Może ważny jest tu też proces przekształcenia szpitali w przedsiębiorstwa. Celem szpitala jest oczywiście leczenie chorego, lecz dzisiaj ten cel podporządkowany jest mechanizmom przedsiębiorstwa właśnie. Czyli instytucji składającej się z działów, z których każdy koncentruje się raczej na własnych celach niż na „produkcie końcowym”. Jak twierdzą eksperci z dziedziny kultury organizacji, pracownicy zinstytucjonalizowanego przedsiębiorstwa zachowują się pasywnie wobec realizowania celów całej instytucji, nie wykazują też szczególnej inicjatywy w poszukiwaniu nowych, doskonalszych sposobów działania. Są bowiem przekonani, że w drobiazgowo określonym mechanizmie funkcjonowania instytucji rola jednostki w inicjowaniu i przeprowadzaniu zmian jest bardzo mała.
I jeszcze jedno: jak duża jest organizacyjna i psychologiczna odległość między pracownikami firmy cateringowej przygotowującej posiłki szpitalne a chorym na oddziale? Czy przygotowywanie posiłków dla chorych jest dla nich czymś więcej niż wykonaniem zamówienia po najmniejszych kosztach?
Owszem, ustawami i odpowiednim nadzorem wykonawczym da się pewnie, przynajmniej na jakiś czas, poprawić jakość szpitalnego kotleta. Problem jednak tkwi w przyznaniu należnego miejsca choremu w instytucji, która jest wprawdzie przedsiębiorstwem zatroskanym o własne interesy, ale koniec końców istnieje po to, żeby temu człowiekowi służyć. ©℗