Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
To właśnie ze szkoły Krzysiek wyniósł dokumentalną umiejętność przyglądania się drugiemu człowiekowi, był zawsze bardzo blisko kamery. Obserwując Jego szkolne dokonania, bardzo szybko zdałem sobie jednak sprawę z tego, że Jego artystyczny potencjał wyrasta znacznie poza kamerową lupę. Dlatego nie zaskoczyło mnie wcale, że Krzysztof zaczął wkrótce realizować filmy jako reżyser – najpierw dokumenty, a później fabuły.
Fascynujące było obserwowanie, z jak wielką pokorą podchodził do swojej twórczości – od pierwszego do ostatniego filmu. To cecha niezwykle przydatna w zawodzie reżysera, która potrafi dość łatwo wyparować. Jemu udało się takiej pokusie oprzeć, a przecież po filmie „Dług” znalazł się na szczycie. Miałem przyjemność spędzać z Nim wtedy sporo czasu, ponieważ z ramienia Studia Filmowego Zebra byłem koproducentem „Długu”. Imponował mi Jego spokój na planie. Konsekwencja w realizowaniu zamierzonej wizji i niezwykłe porozumienie z aktorami. Właściwie trudno by mi było wskazać drugiego takiego reżysera, który potrafił nawiązać tak silną więź z aktorami. To porozumienie było szczególnie ważne, bo w realizowanym przez Krzysztofa kameralnym kinie to właśnie znakomite kreacje są gwarantem sukcesu – Andrzej Chyra w „Długu”, Krystyna Feldman w „Moim Nikiforze” czy Jowita Budnik w „Papuszy”. Tematy, które Krzysiek podejmował w swoich filmach, zawsze skupione na losach drugiego człowieka, wynikały z kierującego Nim poczucia posłannictwa. On nie traktował robienia filmów jako „zwykłego” zajęcia i to przebija z każdego kadru!
Krzysztof był niezwykle wrażliwym i pozbawionym egoizmu człowiekiem. Przekonałem się o tym także jako prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich. Zawsze mogłem liczyć na Jego radę i zaangażowanie w inicjatywy ważne dla środowiska filmowego.
Choć miałem przygnębiającą świadomość toczonej przez Krzyśka nierównej walki z chorobą nowotworową, to z Jego odejściem – w szczycie artystycznych możliwości – jest mi się bardzo trudno pogodzić. Wprawdzie ja straciłem „tylko” przyjaciela, ale polska kultura straciła w Jego osobie wielkiego twórcę.
Wewnętrzna uczciwość, którą Krzysiek w sobie miał, skutecznie rozpędzała mu w głowie mgłę, jaką tworzą sukcesy, popularność, powodzenie i niezliczone wręcz nagrody. I to ona stała za jakością Jego filmów. To najważniejsze, co po Nim zostanie.
Jacek Bromski jest prezesem Stowarzyszenia Filmowców Polskich
Partner wydania dodatku: Stowarzyszenie Filmowców Polskich