Kryzysowe szarpanie kasy

Kryzys w Rosji na pozór jest podobny do tego na Zachodzie. Ale reakcja państwa pokazuje, że rosyjski system ekonomiczny jest zupełnie odmienny od zachodniego.

21.10.2008

Czyta się kilka minut

Tylko przez ostatni miesiąc notowania papierów wartościowych na rosyjskich giełdach spadły o 37 proc. W piątek 17 października indeks RTS spadł poniżej 700 punktów (19 maja wynosił 2498 punktów, to było historyczne maksimum), a indeks MMWB - poniżej 600 punktów, czyli do poziomu sprzed ponad 40 miesięcy. Wiele banków wprowadziło ograniczenia na korzystanie z depozytów, coraz więcej firm ma problemy z uzyskaniem kredytów...

W Rosji narasta panika. Do mediów zaczynają przedostawać się informacje o brakach wielu produktów nawet w moskiewskich sklepach; rosną obawy o zapaść budownictwa, a także o masowe zwolnienia z pracy i realny spadek dochodów.

Rząd regularnie spotyka się na posiedzeniach poświęconych ratowaniu sytuacji. A pod drzwiami rządowych gabinetów ustawia się kolejka klientów: mniej lub bardziej zbliżonych do władz krewnych i znajomych Królika. Tymczasem Aleksiej Kudrin, wicepremier i minister finansów, zapowiedział, że rosyjskiemu kryzysowi do dna jeszcze daleko: spadki potrwają co najmniej do wiosny.

Na dodatek cena ropy spadła do 70 dolarów za baryłkę. Poniżej tej wartości rosyjski budżet nie będzie się mógł "dopiąć".

Kryzys? Jaki kryzys?

"Telewizja to nasze okno na świat" - mawiał jeden z bohaterów satyrycznej audycji radiowej sprzed lat. Gdyby patrzeć na Rosję tylko przez telewizyjne okienko, kontrolowane przez ekipę premiera Putina, wszystko wygląda całkiem dobrze.

Prezydent zasiada w jedynie słusznych gremiach i wygłasza jedynie słuszne słowa, podejmuje w trosce o dobro wspólne jedynie słuszne decyzje, które Duma Państwowa zaraz bez cienia wątpliwości przyjmuje. Premier zasiada na czele gabinetu, przecina wstęgi na szerokiej alei swego imienia w Groznym i dzielnie nadmuchuje "poduszki bezpieczeństwa", które mają uratować kraj przed nieprzyjemnościami podczas kryzysu. Chłodne powiewy dochodzą wprawdzie ze zgniłego Zachodu, który z głupoty i chciwości popadł w tarapaty, ale Rosja jest bezpieczna. Jednym słowem: "Wszystko przez Amerykę, ale w Bagdadzie jest spokojnie".

Rosyjski telewidz - przyzwyczajany od dawna przez propagandę do tego, że "Rosja wstaje z kolan" i jest skazana na sukces - za dobrą monetę przyjmuje zapewnienia rządzącego duetu, że nie ma się czym martwić. Kryzys nie pasuje do propagandowej układanki, składającej się wyłącznie ze zwycięstw (ze zwycięstwem w małej kaukaskiej wojence na czele). Krach, gniew, pot i brud nie mają w niej racji bytu. Jak zjadliwie zauważa Witalij Portnikow na łamach internetowej gazety "Grani": "W telewizyjnej rzeczywistości - popularnej, agitacyjnej - o kryzysie nie mówi się nic, za to z wypiekiem na licu opowiada się o antykryzysowych krokach. Po co jakieś antykryzysowe kroki, skoro nie ma kryzysu? Tego nikt nie wyjaśnia".

Maskony znowu w modzie

W ponurej rzeczywistości z powieści Stanisława Lema "Kongres futurologiczny" ludzie podlegają działaniu maskonów. U Lema były to halucynogenne aerozole, rozpylane przez odpowiednie służby, aby wprawić obywateli w stan bezkrytycznego zachwytu, stworzyć ułudę obfitości i szczęścia w świecie zdegradowanym i podłym. W ujęciu rosyjskiej propagandy telewizyjnej maskony to unikanie pokazywania przykrych przejawów kryzysu, recesji i w ogóle nieprzyjemnych zjawisk. W minionym tygodniu, w dniu, gdy indeksy na moskiewskich giełdach spadły o, bagatela, 19 proc., w głównych wydaniach programów informacyjnych trzech państwowych kanałów telewizyjnych nie powiedziano o tym ani słowa. Wiele miejsca zajęła za to relacja o spotkaniu prezydenta Miedwiediewa z jednym z rosyjskich miliarderów, podczas którego omawiano możliwości inwestowania w dobie kryzysu.

Co więcej, z najwyższych trybun płyną zapowiedzi kolejnych podwyżek emerytur i pensji, dofinansowaniu w wysokości 10 mld rubli dla programu budowy mieszkań dla wojskowych, wielomiliardowych dotacjach dla sektora komunalnego. Na wszystko starczy. Nawet na kontrowersyjny kredyt 4 mld dolarów dla bankrutującej Islandii.

Prezentowanie optymizmu należy oczywiście do służbowych obowiązków mieszkańców politycznego Olimpu, temu nie można się dziwić. Temu, że w telewizji i większości gazet brakuje rzetelnej analizy sytuacji finansowej kraju, właściwie też: od lat wiadomo, że telewizja to nie źródło informacji, ale przyrząd do pudrowania mózgów ludności.

Trudno będzie teraz wytłumaczyć ludziom, że mają zacisnąć pasa, skoro rozbudziło się ich oczekiwania na raj. Czy propaganda w ogóle na długo wystarczy? Bo właściwie już przestaje wystarczać. 17 października w wypowiedzi dla stacji 1TV wicepremier Kudrin zapowiedział, że na rosyjskim rynku tendencja spadkowa utrzyma się do wiosny 2009 r. Po tej wypowiedzi na giełdzie znowu nastąpiły znaczące spadki.

Operacja zmian własnościowych

Prezydent Miedwiediew podpisał niedawno bardzo ciekawą ustawę: o dodatkowym wsparciu dla systemu finansowego Rosji. Pod tą okrągłą formułą kryje się program ratowania tych rosyjskich przedsiębiorstw, które zadłużyły się na Zachodzie, a obecnie nie mają czym obsługiwać długów i muszą pozbywać się spadających na łeb na szyję akcji. Wielki bank państwowy Wnieszekonombank (obsługujący m.in. zadłużenie zagraniczne czy emisję euroobligacji Gazpromu) ma wypłacać spółkom wspomagające kredyty. Pieniądze na ten cel - 50 mld dolarów - mają pochodzić z rezerw walutowych państwa. Do Wnieszekonombanku wpłynęło ponad 35 wniosków, m.in. od takich strategicznych koncernów, jak Gazprom, Rosnieft’ czy ŁUKoil.

Premier Putin tłumacząc, dlaczego państwo ratuje prywatne firmy, powiedział, że trzeba interweniować, by aktywa rosyjskich firm za granicą nie zostały rozkupione po zaniżonych cenach. Chodzi zatem o to, by nabierająca w latach prosperity tempa ekspansja rosyjskich przedsiębiorstw za granicą nie wyhamowała z powodu chwilowej niewypłacalności. Eksperci zwracają uwagę, że te zastrzyki od państwa nie będą skuteczne i ekspansja jednak wyhamuje, a firmy będą zmuszone ograniczyć aktywność zagraniczną i zrezygnować przynajmniej z części planów inwestycyjnych.

W programie ratowania spółek ciekawy jest jeszcze jeden aspekt. "Financial Times" przypuszcza, że dostęp do środków będą mieli tylko ci oligarchowie, którzy mają "dojścia", a sam proces dystrybucji tych środków nie będzie transparentny. Zdaniem gazety powolność, z jaką rząd próbuje przywracać płynność bankom, wzbudza podejrzenia, że chodzi o rozdysponowanie środków na swoją korzyść. Eksperci, na których powołuje się gazeta, przewidują, że Rosję czeka wielka operacja zmian własnościowych, a aktywa znajdą się prawdopodobnie w rękach tych, na których wskaże państwo.

"To wszystko skończy się nacjonalizacją albo korupcją - mówi komentatorka rozgłośni "Echo Moskwy" Julia Łatynina w wywiadzie dla "Komsomolskiej Prawdy". - Jeżeli największe kompanie będą kredytowane przez Wnieszekonombank, to nastąpi jedna z dwóch rzeczy: albo nacjonalizacja, albo korupcja. Albo Wnieszekonombank zabierze ich akcje - to będzie nacjonalizacja. Albo nie zabierze - to będzie korupcja. Kryzys w Rosji jest podobny do tego na Zachodzie, ale reakcja pokazuje, że żyjemy w zupełnie innym systemie ekonomicznym".

Koniec pewnej epoki

Ale jest jeszcze coś. Łatynina określa to dosadnie mianem "pilożka babła". Czyli: wyszarpywanie lub rozszarpywanie szmalu. Chodzi o państwowe pieniądze, zgromadzone w rezerwach walutowych i funduszu stabilizacyjnym. Obsługują one teraz prywatne kłopoty rosyjskich oligarchów. Dlaczego, skoro miały być głównie "poduszką bezpieczeństwa" dla sfery budżetowej i masy emerytów? Na dodatek - jak wskazują niezależni publicyści - każdy z bliskich władzy przedsiębiorców ma ulokowane spore sumy na czarną godzinę na Wyspach Dziewiczych i w innych strefach off shore. Tyle że pieniądze raz wywiezione poza granice kraju mają tam spoczywać. Łatwiej wziąć z państwowej kiesy, zwłaszcza że rosyjska władza ma z czego czerpać. Teraz pod pretekstem działań kryzysowych rozpoczęło się, jak piszą krytycy Kremla w internetowych gazetach, "przemieszczanie finansowych rezerw kraju do prywatnych kieszeni elity rządzącej. Dla tej elity na tym właśnie polega sens obecnego kryzysu".

Czy to tylko spiskowa teoria wrogów Kremla?

Tak czy inaczej - w Rosji kończy się pewna epoka: czas złotego deszczu surowcowych dolarów, epoka "chalawy", czyli darmochy dla elit, sformowanych wedle zasady bezwzględnej lojalności. Rosja - podobnie jak niemal cały świat - znalazła się w stanie kryzysowym. Ale przez lata rządów Putina i jego kolegów z korporacji-federacji instrumenty, które zwykle ratują i pozwalają wybrnąć z kryzysu - wolność, inicjatywa, konkurencja - w Rosji zostały uduszone. Co teraz?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2008