Krucjata posła Dębskiego

Komisja śledcza w sprawie Antoniego Macierewicza i likwidacji WSI zapewne nie powstanie, skoro nie chce jej premier. Oczywiście nie przeszkadza to politykom kłócić się o nią, a posłowi PiS być w centrum uwagi, co szalenie lubi.

10.02.2014

Czyta się kilka minut

Donald Tusk i Antoni Macierewicz, Warszawa, 2007 r. / Fot. Darek Redos / REPORTER
Donald Tusk i Antoni Macierewicz, Warszawa, 2007 r. / Fot. Darek Redos / REPORTER

Przyjdź na posiedzenie.

– Ze zdrajcami Polski nie gadam.

– To wy jesteście zdrajcami. Chętnie stawialibyście w Polsce pomniki Stalina i Bieruta... Przyjdź!

– Już ci powiedziałem: ze zdrajcami nie gadam.

Ta krótka rozmowa odbyła się w mojej obecności w ostatni czwartek w Sejmie. Jeden z jej uczestników to Bartosz Kownacki, poseł PiS (wcześniej Solidarna Polska, wcześniej PiS), adwokat, były członek komisji weryfikującej żołnierzy WSI, której przewodniczył Antoni Macierewicz. Drugi to poseł Twojego Ruchu Artur Dębski, absolwent liceum ogólnokształcącego, przedsiębiorca wyspecjalizowany w handlu dalekowschodnimi towarami, któremu zarzucano podrabianie torebek Louis’a Vuittona, a dziś członek sejmowej komisji ds. służb specjalnych.

ZAJAZD NA ZESPÓŁ

Posiedzenie?

Tu tkwi cała perwersyjność pozornie niewinnego zaproszenia: „przyjdź”. Chodziło bowiem o posiedzenie zespołu parlamentarnego ds. skutków działalności Komisji Weryfikacyjnej.

Zespoły to takie kluby dyskusyjne w Sejmie: dotyczą myślistwa, sportów wodnych albo siatkówki. Nigdy nie miały żadnego politycznego znaczenia. Zmienił to dopiero Antoni Macierewicz, zakładając zespół ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Dębski chciał powtórzyć trick, ale mu nie wyszło: posłowie PiS (także Kownacki) dokonali zajazdu. Przyszli kupą do sali, wybrali swoje władze i odebrali Dębskiemu „zabawkę”. Wraz z resztą palikotowców wyszedł zniesmaczony. Jego koledzy komentowali: „PiS-owska dzicz”.

Dla jasności: PiS nie naruszył prawa. W pracach zespołu ma prawo uczestniczyć każdy, kto się zapisze, więc oni przyszli się zapisać. Oczywiście parlamentarny obyczaj został z premedytacją pogwałcony – tu wątpliwości nie ma.

Dębski to jednak twardy chłop, nie miał zamiaru się poddawać:

– Jakby nie zajęli mi zespołu, to nie wpadłbym na pomysł sejmowej komisji śledczej, która ma się zająć działalnością Antoniego Macierewicza – mówi do mnie.

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI

Pytam Dębskiego o to, dlaczego nagle zainteresował się Macierewiczem i WSI. W końcu raport o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych niedługo skończy 7 lat. W mediach dokument wałkowano tysiące razy. Zajmowali się nim prokuratorzy, którzy zresztą uznali w dość dziwnym orzeczeniu, że Macierewicz nie dostanie żadnych zarzutów. Dlaczego? Bo nie był „funkcjonariuszem publicznym”, tylko „osobą pełniącą funkcję publiczną”. Oraz dlatego, że to nie on ujawnił raport, tylko prezydent Lech Kaczyński.

Skąd więc ten powrót do przeszłości?

– Panie, jak wałkowały to media, to ja byłem przedsiębiorcą. Nic o tym nie wiedziałem, przechodziło obok mnie – odpowiada prosto z mostu poseł Twojego Ruchu.

8 listopada 2012 r. Artur Dębski zadał z trybuny sejmowej pytanie o skutki raportu Macierewicza wiceministrowi obrony narodowej Czesławowi Mroczkowi, powołując się przy tym na doniesienia medialne.

Usłyszał, że raport był „ewenementem na skalę światową”, bo nikt nigdy nie odsłania dobrowolnie największych sekretów.

– To mną wstrząsnęło, zacząłem kopać dalej – mówi Dębski.

NADLATUJĄ SOWY

Kopanie polegało na tym, że Dębski szukał kontaktów z byłymi oficerami WSI. Przyznaje się do znajomości z generałem Markiem Dukaczewskim (byłym szefem służby) i Krzysztofem Surdykiem (byłem szefem wywiadu wojskowego), ale bywało też tak, że żołnierze przychodzili do niego sami: – Nawet teraz mam umówionych sześć nowych spotkań – chwali się.

Warto wiedzieć, że ludzie dawnego WSI porozmawiają chętnie z każdym, kto tylko chce słuchać – niezależnie od politycznego autoramentu. Dziś jest to Twój Ruch, kiedyś była to Samoobrona.

Dlaczego? Mainstream – PO, PiS, a nawet SLD – traktują ich z rezerwą. Oni zaś czują się przez Macierewicza skrzywdzeni – nie dość, że rozwiązał formację, to jeszcze przedstawia ją jako na pół mafijną ośmiornicę, która oplotła całą III RP. Okazji do rehabilitacji i rewanżu szukają więc, gdzie mogą.

Dębski zaś chętnie korzysta z ich rad. Dzięki poparciu PO przeforsował na doradcę komisji ds. służb specjalnych płk. Krzysztofa Polkowskiego – działacza Stowarzyszenia „Sowa”, skupiającego byłych żołnierzy WSI, które zabiegało o wszczęcie procedury uchylenia immunitetu Macierewicza. Polkowski był w to osobiście zaangażowany (w raporcie Macierewicza ujawniono jego tożsamość, fakt, że w 1984 r. przeszedł kurs sowieckiego GRU, służbę w ­attachacie wojskowym w USA w latach 90. oraz w dowództwie sztabu NATO).

Znajomy poseł PO komentuje złośliwie: – Dębski nie jest specjalistą. Na komisji czyta pytania przygotowane przez jego kumpli z WSI, często nie rozumiejąc ich treści.

Co ciekawe, Dębski wcale nie ukrywa swoich ograniczonych kompetencji: – Umówmy się, że ja nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Dopiero się uczę i nie wstydzę się przyznać do tego.

TAK TRZYMAĆ

Dębski łączy dziecięcą naiwność z byczym uporem. Uważa, że publikacja raportu o likwidacji WSI zniszczyła wywiad i poskutkowała śmiercią polskich żołnierzy w Afganistanie. Chce, by Macierewicz poniósł za to surową karę, najlepiej za kratkami. Żeby osiągnąć swój cel, jest gotów paktować nawet z diabłem.

Dla wniosku o powołanie komisji śledczej ma naturalnie poparcie swojej partii. Stoi za nim też konkurencyjne SLD. Dębski zabiegał też o spotkanie w tej sprawie z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim.

Sikorski ma osobistą zadrę do Macierewicza: gdy ten likwidował WSI, był teoretycznie podwładnym obecnego szefa dyplomacji. W rządzie Jarosława Kaczyńskiego Sikorski był ministrem obrony, Macierewicz zastępcą.

Sikorski zarzucał Macierewiczowi nierozliczenie się z tajnych dokumentów oraz nieudolność Służby Kontrwywiadu Wojskowego, powołanej w miejsce WSI. Chciał Macierewicza wyrzucić, ale przegrał i sam złożył prośbę o dymisję. Tak zaczął się ostry, pełen osobistych oskarżeń konflikt Sikorski – bracia Kaczyńscy, zakończony przejściem obecnego szefa MSZ do PO, wraz z którą później wygrał wybory i cieszył się z dożynania pisowskiej watahy.

– Przyjął pana Sikorski? – pytam posła Dębskiego.

– Nie – przyznaje Dębski. – Za wysokie progi na moje nogi, ale zadzwonił.

– I co?

– Skrytykował trochę uzasadnienie powołania komisji, ale generalnie pomysł poparł: „Tak trzymać!”. No i pięknie się ze mną przywitał: „Czołem, panie pośle!”, to było fajne.

Jeden Sikorski komisji nie czyni. Dębskiemu potrzebne było poparcie całej Platformy. Z naszych informacji wynika, że zabiegał o nie u szefa klubu Rafała Grupińskiego.

– Zapewniłem, że jeśli poprą komisję, to ja na pewno nie będę drążył spraw związanych z WSI, które mogłyby obciążać PO – mówi Dębski.

– Zawarliście deal?

– Nie. Żeby była jasność: to nie był żaden deal, tylko moja jednostronna deklaracja. Mnie chodzi głównie o rozliczenie Macierewicza.

ZAWÓD: SZPIEG

Nie jestem pewny, czy Dębski zdawał sobie sprawę, jakie namiętności polityczne obudzi jego projekt, i to u progu maratonu wyborczego. Rzucił pomysł, pracowicie zebrał podpisy poparcia i czekał na efekt. Tymczasem za jego plecami zaczęły się wielkie polityczne szachy.

Sprawa z pozoru powinna być prosta. Platforma Obywatelska uważa, że PiS z „gębą” Macierewicza jest skazane na wyborczą porażkę, wobec czego komisja śledcza dla partii władzy jest darem niebios. Tym bardziej że jest za co – jeśli nie karnie, to przynajmniej moralnie – rozliczać byłego wiceministra obrony.

Główną – w moim przekonaniu – sprawą jest to, że w raporcie Macierewicza opisano toczącą się tajną operację służb wojskowych w Afganistanie (w raporcie operacja „Zen”, prawdziwy kryptonim „Kandahar” – szczegóły w ramce obok). Opowiadanie o tym, co robią tajne służby w kraju, na którego terenie toczy się wojna i w którym mamy swoich żołnierzy, jest sprawą co najmniej lekkomyślną.

Przy tej okazji wymieniono z nazwiska Aleksandra Makowskiego, który w Afganistanie pracował dla WSI (wraz Michałem Majewskim wydaliśmy niedawno rozmowę rzekę z nim, zatytułowaną „Zawód: szpieg”). I sprawą drugorzędną jest, czy pracował dobrze czy źle: ważne, że upublicznienie jego danych narażało tamtejsze źródła na niebezpieczeństwo – dla miejscowych Makowski był przedstawicielem polskiego wywiadu wojskowego i w imieniu tego wywiadu gwarantował im, że ich szpiegowska znajomość nie będzie ujawniona.

Można przypuszczać, że groźba zawisła także nad kadrowym oficerem WSI, którego Makowski lokował w Afganistanie i przedstawiał tamtejszym przedstawicielom struktur siłowych.

Przy okazji opinię publiczną poinformowano, że Makowski był od października 1992 r. do 2001 r. współpracownikiem wywiadu Urzędu Ochrony Państwa.

Rozumiem, że Makowskiego można nie lubić – bo był w latach 80. szefem wydziału XI, przeznaczonego do zwalczania opozycji. Ale z jakiej racji Macierewicz ujawnił jego zaangażowanie w prace wywiadu cywilnego? Co miała do tego likwidacja WSI?

Upubliczniono zresztą wiele innych podobnych faktów. Dobrym przykładem jest sprawa Andrzeja Grajewskiego, dziennikarza „Gościa Niedzielnego” i członka Kolegium IPN. Przy jego nazwisku napisano, że współpracował z Biurem Analiz UOP, a potem był konsultantem, który również wykonywał czynności operacyjne dla WSI. Problem w tym, że Grajewski dostarczał WSI analiz m.in. na temat Czeczenii. Można zakładać, że ludzie, z którymi stykał się na Wschodzie, mogli mieć po publikacji raportu kłopoty.

Po ujawnieniu dokumentu Polska musiała pilnie wycofać ośmiu attaché wojskowych (zostali zidentyfikowani jako oficerowie wywiadu) oraz zrezygnować z kolejnych trzynastu, którzy byli typowani na placówki – powód ten sam.

PREMIER ZACIĄGA HAMULEC

Na logikę PO powinna więc poprzeć wniosek Dębskiego. I na to się zanosiło.

Media opisywały kolejne historie stawiające w złym świetle działalność Macierewicza. „Gazeta Wyborcza” przywołała dokument Zbigniewa Wassermanna (pełnomocnika ds. służb specjalnych w rządzie PiS), który pisał, że po zlikwidowaniu WSI Macierewicz nie potrafił zbudować nowej skutecznej służby. Informowano, że prokurator, który chciał stawiać likwidatorowi WSI zarzuty, natknął się na blokadę przełożonych, w końcu przypominano, że dokumenty komisji likwidacyjnej mogły być nielegalnie kopiowane. Antoni Macierewicz przez kilkanaście dni nie schodził z pierwszych stron gazet. Atmosfera więc sprzyjała. Kolejni politycy PO włączali się do gry. Radosław Sikorski ogłosił gotowość zeznawania przed komisją. Poparcie dla pomysłu ogłosili m.in. Andrzej Halicki, Rafał Grupiński, a także Grzegorz Schetyna. Janusz Palikot ogłosił nawet, że Schetyna powinien stanąć na czele komisji. I to na pewno sprawie nie pomogło. Poseł SLD: – Tusk pomyślał pewnie: „Po co się Grzesiu ma odbudowywać?”. I przeciął sprawę.

Wypowiedź premiera, że „Macierewicz był i jest szkodnikiem”, ale on będzie prosił swoich posłów, by komisji nie powoływać, podziałał jak kubeł zimnej wody. Od tej pory w jej powołanie nikt nie wierzy. Paweł Olszewski (poseł PO, członek Komisji ds. Służb Specjalnych): – Serce mówi „tak, rozliczmy go”, ale rozum każe podzielić argumentację premiera. Oficjalnie Donald Tusk mówi, że komisja zaszkodziłaby interesom Polski – na światło dzienne wypływałyby kolejne tajemnice służb.

Prawda? Chyba nie do końca. Nikt na jawnych posiedzeniach komisji sekretów by nie zdradzał – bo za to grozi paragraf (przekonał się o tym boleśnie Zbigniew Siemiątkowski, który zeznając przed komisji śledczą ds. Orlenu, korzystał z osobistych notatek zrobionych w czasie, gdy szefował Agencji Wywiadu: Macierewicz zwrócił wówczas uwagę, że notatki są tajne i powinny leżeć w sekretnych archiwach – Siemiątkowski dostał za to zarzuty).

O co więc chodziło premierowi? Teorii jest kilka. Rzeczywiście nie chciał wzmacniać Schetyny. Bał się zarzutów, że PO nie robiła przez lata rządów niczego, by dobrać się do skóry Macierewiczowi – teraz zaś chce go rozliczać, żeby poprawić sobie przedwyborczy rating. W końcu: nie chce dawać politykowi PiS okazji do zrobienia kolejnego show.

Mówi się, że na powołaniu komisji mogło zależeć prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu – były minister, wiceminister i szef sejmowej komisji obrony nie ukrywał, że likwidacja WSI to zły pomysł, głosował nawet przeciwko temu projektowi. Być może więc premier chciał pokrzyżować plany ośrodkowi prezydenckiemu?

Marek Opioła (poseł PiS, członek komisji ds. służb specjalnych): – Mnie się wydaje, że Platforma nie ma teraz na podorędziu dobrych fachowców do spraw służb. Może się bali, że Antoni Macierewicz wygra konfrontację.

W każdym razie Platforma komisję odpuści. Nie wiadomo, czy będzie w tej sprawie dyscyplina. Jeśli tak, to złamie ją niewielu. Sympatyk Schetyny: – Ja się raczej na druty nie rzucę. A Grzegorz? Zdaje się, że będzie głosował za komisją, zbyt gorąco popierał ten pomysł, żeby się z niego wycofać.

MACIEREWICZ PRZECHODZI PRZEZ ŚCIANY

Decyzja premiera – jak się zdaje – uspokoiła PiS. Dla nich też komisja była niewygodna. Nie dlatego, żeby bali się tłumaczenia z raportu o WSI.

Chodziło raczej o to, że Macierewicz znów stanie w pierwszym szeregu. Ledwie przycichła sprawa Smoleńska, trochę z braku paliwa, trochę w wyniku próśb prezesa, a znów wiceprezes PiS dostałby pole do popisu. Nawet jeśli zostałby wezwany raz czy dwa przed komisję, to i tak komentowałby w mediach każde jej posunięcie.

Polityk PiS: – Tak się wyborów nie wygra, a przecież mamy chęć na wynik ponad 40-procentowy. Prezes mówi, że Macierewicz potrafi przechodzić przez ściany. Zapomina dodać, że może wyjść razem ze ścianą i nie dbać o to, że budynek za nim się zawali. W partii coraz częściej słychać głosy, że najlepszym wyjściem byłoby posłanie go do Parlamentu Europejskiego. Tyle że Kaczyński nie chce się za bardzo na to godzić. Boi się, że Macierewicz zdezerterowałby jako pierwszy.

W przypadku niepowołania komisji najbardziej zawiedziony będzie więc Antoni Macierewicz. On czułby się jak ryba w wodzie. Nawet jeśli przegrałby konfrontację z sejmowymi śledczymi, nawet jeśli zaszkodziłby popularności partii, i tak jego byłoby na wierzchu: zwolennicy wiceprzewodniczącego PiS i tak wiedzą, że ma rację. Ataki na niego przysporzą mu tylko splendoru męczennika.

Drugim zawiedzionym jest poseł Dębski.

– Co dalej? – zapytałem go.

– Gromadzę coraz więcej ciekawych materiałów. Ja mu nie odpuszczę – odparł. 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2014