Komisja strachów

Nie ma się co oszukiwać: komisja śledcza nie jest po to, żeby rozliczać sposób likwidacji WSI, ale po to, żeby straszyć wyborców Antonim Macierewiczem.

23.08.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Kacper Pempel / REPORTER
/ Fot. Kacper Pempel / REPORTER

To nie jest szczególnie szlachetny pomysł, żeby przed wyborami „odgrzewać starego kotleta”. Poza tym, choć metoda jest sprawdzona (PO wygrywała już wybory strasząc politykami PiS), tym razem obywatele mogą się już nie przestraszyć.

Dlaczego? IV RP jest tylko mglistym wspomnieniem. Areszty wydobywcze, usłużna prokuratura, wchodzenie panów ze służb do domów o świcie: kto to jeszcze pamięta? Dużo większe emocje wywołuje zepsucie dzisiejszej władzy. Drogie obiady opłacane z kieszeni podatników. Restauracje pełne usłużnych, choć nielojalnych kelnerów, gdzie bluzgając, załatwia się polityczne interesy. Ekipę premiera rządzącego od lat w kryzysie ekonomicznym i w pogarszającej się sytuacji międzynarodowej można krytykować i chwalić za dużo poważniejsze historie niż konsumpcja dań z wołowych ogonów. Jednak w polityce nie liczy się to, co ważne, ale to, co wpływa na emocje wyborców. A taśmy z nagraniami ludzi władzy bez wątpienia na emocje wpływają.

Macierewicz do raportu

Komisja śledcza w sprawie likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych miałaby zbudować obraz tego, co nas czeka, gdy do władzy dojdzie PiS. Jest to o tyle usprawiedliwione, że Antoni Macierewicz jest wiceprezesem partii, politykiem planowanym na ważne rządowe stanowisko w obszarze bezpieczeństwa. Jeśli chodzi o popularność, to druga osoba w ugrupowaniu Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego Platforma zechce zadać wyborcom pytanie: „Wolicie nas, niewolnych od słabostek, czy konkurentów, opowiadających o zamachu w Smoleńsku i szukających wszędzie spisków?”.

Amunicji znajdzie się dosyć, bo przy likwidowaniu WSI ekipa Macierewicza popełniła sporo grzechów. Najważniejszy był taki, że przed publikacją raportu w lutym 2007 r. miesiącami słyszeliśmy o wojskowej mafii, która oplotła całą Polskę. Po publikacji okazało się, że był to nadmuchany balon. Do spektakularnych procesów generałów i ministrów nie doszło. Mimo 400 zawiadomień o popełnieniu przestępstwa nikomu z ludzi WSI nie postawiono zarzutów.

Antoni Macierewicz uspokajał, że to dopiero początek: więcej szokującej prawdy miał zawierać przygotowany przez niego pierwszy aneks do raportu (miały być kolejne). Jednak dokument był takiej jakości, że na jego ujawnienie nie zdecydował się ówczesny prezydent Lech Kaczyński.

Dla komisji śledczej kluczowe będzie jednak coś innego: ile sekretów ujawnił Macierewicz w raporcie i jaki miało to skutek dla bezpieczeństwa państwa. Samo podanie do wiadomości publicznej nazwiska oficera WSI może być zgubne dla jego agentów. Ostatnio podczas wygranego procesu przeciw MON pułkownik rezerwy WSI Wiesław Kowalski mówił, że publikacja jego danych mogła zagrozić informatorom z czasów, gdy służył na Wzgórzach Golan: – Wystarczy, by obcy kontrwywiad sprawdził, z kim miałem kontakty.

Najbardziej dramatyczny przykład to operacja „Zen”. Macierewicz opisując ją, nagłośnił toczące się działania polskich służb w Afganistanie, czym mógł narazić na kłopoty ich agenturę i osłabić bezpieczeństwo naszego kontyngentu. Tylko czy komisji uda się odnaleźć jakieś konkretne przykłady zagrożenia agentów lub żołnierzy?

W raporcie jest dość informacji, by zidentyfikować fundacje działające na Wschodzie: ilu obywateli naszych wschodnich sąsiadów miało kłopoty z powodu tego, że mieli z nimi kontakt? Wiadomo, że grupa dyplomatów – w rzeczywistości współpracowników służb – musiała opuścić placówki. Czy to wywołało dające się oszacować straty?

Oprócz nazwisk współpracowników ujawniono metody działania i obszary zainteresowania służb. Przetłumaczony na język rosyjski raport stał się lekturą dla naszych przeciwników.

Przy okazji skrzywdzono sporo osób. Dobrym przykładem jest historyk i publicysta Andrzej Grajewski, wymieniony w raporcie, choć jego współpraca z WSI koncentrowała się na dostarczaniu analiz na temat Czeczenii. Sam Grajewski mówił, że naraziło to na niebezpieczeństwo jego źródła w republice. A Jarosław Kaczyński dawał mu już po publikacji raportu świadectwo moralności.

Ci, którzy poczuli się oczernieni, składali w sądzie pozwy przeciwko MON. Ministerstwo przegrywa procesy lub idzie na ugody: odszkodowania, które musiało w związku z tym wypłacić, przekroczyły 1,2 mln zł.

Spóźniona ofensywa Platformy

Operacja „komisja śledcza” nie będzie jednak prosta.

Platformie grozi kilka niebezpieczeństw. Na początek trzeba będzie wytłumaczyć, że nie chodzi o samą likwidację WSI, ale o sposób jej przeprowadzenia. PO – kiedy jeszcze była bratnią partią PiS – również miała na sztandarach wypisaną konieczność likwidacji WSI. Jednym z niewielu przeciwników takiego podejścia był Bronisław Komorowski, dzisiejszy prezydent.

Trzeba też będzie wytłumaczyć, dlaczego PO bierze się za lustrowanie poczynań Macierewicza dopiero teraz – po latach od likwidacji WSI i po latach sprawowania rządów. Przecież krytyczną „Opinię zespołu ekspertów do publikacji Raportu o WSI”, zredagowaną przez Marka Biernackiego, partia Tuska otrzymała już w kwietniu 2007 r. Skoro sprawa była istotna, dlaczego nie zajęto się nią zaraz po przejęciu władzy?

Sprawa rozwijała się na początku poza PO. Najgorętszym zwolennikiem zbadania działań Macierewicza był Artur Dębski, poseł Twojego Ruchu. Trafił do sejmowej komisji ds. służb specjalnych z zerową wiedzą na ich temat – z czym się zresztą nie krył. Zaczął studiować dokumenty, spotykać z byłymi oficerami WSI, czytać raport Macierewicza. W efekcie doszedł do wniosku, że podczas likwidowania tajnej formacji polityk PiS łamał prawo. Poseł przyznaje, że „wsadzenie Macierewicza za kratki” stało się dla niego czymś w rodzaju misji. Jednak Dębski zauważył również, iż Platforma nie chciała Macierewicza rozliczać.

PO traktowała posła TR trochę jak pożytecznego idiotę. Gryzł przeciwników politycznych – i to jest dobre. Jednak kiedy zaczął opowiadać o konieczności powołania komisji śledczej, Donald Tusk powiedział, że nie jest tym zainteresowany. Głosując za, trzeba by przejąć odpowiedzialność: inicjatywa opozycyjnego solisty stałaby się operacją koalicji rządowej, skierowaną przeciw największemu konkurentowi. Dopiero niedawno, gdy sondaże zaczęły pikować, politycy PO serio zaczęli się zastanawiać nad sensownością tego pomysłu. Marszałek Ewa Kopacz zapowiedziała oficjalnie, że Platforma poprze komisję. Dziś premier mówi, że pewnie głosowałby za komisją, choć bez entuzjazmu.

Jest jasne, iż na początku trzeba będzie odpierać ataki – tłumaczyć, że chodzi o WSI, a nie o poprawienie notowań. Oraz że nie jest to przygrywka do przyszłego aliansu z partiami lewicy (za powołaniem komisji będzie PO, TR, SLD i PSL – przeciwko cała prawica).

Jest i trzeci problem: Platforma przed komisją będzie musiała wykazać grzechy likwidatorów z ekipy Macierewicza tak, by zrobić z tego publiczny spektakl. Jak to zrobić, nie ujawniając zbyt wielu sekretów? Można się przecież spotkać z tym samym zarzutem, co Macierewicz: narażania bezpieczeństwa państwa dla politycznych profitów.

Inna sprawa, że wartość komisji śledczych już się zdewaluowała. O tym, że będą takim orężem, jak w czasach afery Rywina, można tylko pomarzyć. Późniejsze komisje często zamieniały się w kabaret. Było tak z komisją ds. nacisków na służby specjalne: teoretycznie PO miała wielkie pole do popisu, bo chodziło o sprawdzenie działań ministrów, policji, szefów CBA, ABW i prokuratorów w czasach IV RP. Komisję powołano w 2008 r., raport końcowy powstał w połowie 2011 r. – ale z jej działalności pamiętamy najlepiej nieudolność przewodniczącego Andrzeja Czumy (PO) i talenty rozbijackie Jacka Kurskiego (wówczas PiS).

Były także komisje profesjonalne, które potrafiły zdecydowanie przeć do wykonania zadania. Tak w było w przypadku sprawy Olewnika – komisji dowodził dzisiejszy minister sprawiedliwości Marek Biernacki. Jednak i taki model tu nie pasuje: u Biernackiego była wytężona praca, ale brakowało elementów politycznego show – a przecież o polityczne show ma chodzić tym razem. Kto ma być przewodniczącym? Kto członkiem? Jak zneutralizować rozbijaczy? To poważne pytania, jeśli powołanie komisji ma mieć sens.

Zapowiada się więc ciekawe starcie, i to w ważnym momencie. Zobaczymy, czy Platforma jest jeszcze zdolna do przeprowadzenia trudnej operacji. Dostaniemy odpowiedź, jak trwała jest przyjaźń partii Tuska i ludowców, oraz jak skuteczna jest prawicowa opozycja.

No i nie jest wykluczone, że przy okazji dowiemy się czegoś nowego o tym, jak likwidowano WSI.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2014