Krucjata

Ksiądz Marek Michała Zadary przywraca dziełu Słowackiego zapomniany sens: ukazuje upadek Baru jako proroctwo przyszłych nieudanych powstań i tragicznych konfliktów. I nie pozostawia nadziei na cudowną odmianę historycznego losu.

04.12.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Pierwsza edycja Festiwalu “Dramaty Narodów" (20-27 listopada) jest już drugim w tym roku - po re_wizjach / romantyzmie - krakowskim przeglądem inscenizacji romantycznych tekstów. Organizowany na zmianę z “Dedykacjami", które skupiają się na twórczości wybranego autora, festiwal ukazuje panoramę dramatu określanego niewygodnym z różnych przyczyn epitetem “narodowy" i szuka odpowiedzi na pytanie, co ten epitet oznacza dla dzisiejszych interpretatorów, realizatorów i widzów.

Program tegorocznej edycji, przypadającej w 150. rocznicę śmierci Adama Mickiewicza (za dwa lata festiwal skupi się wokół drugiego filaru polskiej tożsamości teatralnej - dzieła Stanisława Wyspiańskiego), to przegląd wybranych do konkursu inscenizacji dramatu romantycznego, projekcje, liczne imprezy towarzyszące (koncerty, czytania, przedstawienia kabaretowe i muzyczne), sesje naukowe, konkursy dla młodzieży. Szkoda, że nie udało się sprowokować teatrów do przygotowania romantycznych premier - jedyna premiera sensu stricto to pełna wersja “Księdza Marka" przygotowanego przez Michała Zadarę jako warsztat podczas re_wizji w Starym Teatrze.

***

Zmiany w spektaklu nie są rewolucyjne, nadal grany jest w tej samej, dosyć niewdzięcznej przestrzeni Sali im. Modrzejewskiej, w niemal identycznej obsadzie. Przesunięciu uległy pewne akcenty interpretacyjne, zmieniły się nieco relacje między postaciami, udoskonalono rysunek wielu ról.

Za największe osiągnięcie Zadary w pracy nad dramatem Słowackiego uznać należy fakt, że młodemu reżyserowi i jeszcze młodszym aktorom (w większości studentom PWST) udało się zinterpretować poetycki, kunsztowny, malarski język autora tak, że brzmi on zarazem naturalnie i niezwykle, wzniośle i dosadnie, tajemniczo i w pełni zrozumiale. A przede wszystkim - wydaje się jedyną mową możliwą wyrazić ekstremalne stany emocjonalne bohaterów i oddać rozmiary apokalipsy.

Twórcom spektaklu udało się niezwykle sugestywnie oddać stan po przekroczeniu wszelkich granic cierpienia, strachu i rozpaczy. Świetnie obrazuje to skrajnie trudna aktorsko scena przedostatnia, w której Adiutant (Krzysztof Piątkowski) relacjonuje makabryczny epilog powstania z histerycznym śmiechem, wykonując cyrkowe akrobacje. To, co mogło na początku wydawać się drwiną, okazuje się szaleństwem, narastającym dopóty, dopóki męki żołnierza nie przerwie - nie wiadomo, pogardliwy czy litościwy - strzał Kreczetnikowa (Edward Linde-Lubaszenko). Bohaterowie miotają się nieustannie pomiędzy pozwalającym na moment opanować rzeczywistość mistycznym nad-widzeniem a zaślepieniem w zwierzęcym amoku mściwości, okrucieństwa i żądzy.

Ogromną siłą spektaklu jest to, że w bolesny i wcale nieprosty sposób rozbija on kompensacyjne mity narodowe. Służą temu chociażby trudne do przyjęcia przez część publiczności nawiązania do Powstania Warszawskiego. Poza Rabinem (świetny Jacek Romanowski, którego rola została niestety mocno okrojona) i Kreczetnikowem, wszyscy bohaterowie są bardzo młodzi - tak, jak przekazuje to legenda powstańcza. Ale na scenie nie widzimy poetycznych “chłopców z deszczu", heroicznych harcerzy. Widzimy ludzi, którzy dopiero co wyszli z dzieciństwa, a już musieli wyzbyć się wszelkiego idealizmu. Odwagi dodają sobie skupieni w stado, formując ni to bojówkę, ni to bandę kibiców piłkarskich. Zgoła nieteatralną grozę budzą sceny, w których samozwańczy “słudzy Maryi" wbiegają na scenę, chóralnie wyśpiewując hymn konfederacki; piękna, pełna mocy pieśń religijna brzmi jak śpiew chłopca w pamiętnej scenie festynu z “Kabaretu".

Zadara unika jednak publicystyki. W trwającym niecałe dwie godziny przedstawieniu znalazło się przecież miejsce dla ogromnych monologów dwójki mistyków - Judyty i księdza Marka. Centralną postacią spektaklu (a zarazem najlepszą rolą, dojrzałą i przejmującą) staje się Judyta, przez reżysera utożsamiona z Müllerowską Ofelią-Elektrą, mszczącą się w imieniu ofiar, swoim i całego narodu. Grę Barbary Wysockiej cechuje rzadko spotykana czystość, niemająca nic wspólnego z naiwnością czy sztucznością. Przejmująco prawdziwie pokazuje przemianę swojej bohaterki - od nieco egzaltowanej, dumnej i równocześnie nienawidzącej swojej odrębności dziewczyny, poprzez zakochaną i nienawidzącą kobietę, upokorzoną ofiarę, aż po zdecydowaną na ofiarę z życia mścicielkę (chciałoby się powiedzieć - terrorystkę, gdyby nie brzmiało to zbyt upraszczająco), tyleż przekonaną o swojej racji, co rozpaczliwie łaknącą akceptacji i przebaczenia.

Ksiądz Marek (Mariusz Zaniewski) o pięknej, znieruchomiałej jak maska twarzy archanioła Michała walczącego z hufcami piekielnymi, zrzucił zarówno kostium męczennika, jak i charyzmatycznego przywódcy. Sam sobie boi się zadać pytanie, czy jeszcze wierzy w Boga. Przyjmuje co prawda - zgodnie z oczekiwaniami powstańców - rolę proroka, ale być może dlatego, że konfederaci pozostawali głusi na jego nauki i rozkazy, grabiąc i mordując z imieniem Chrystusa na ustach. Jego finalne odejście pokazane zostaje w sposób gorzki i nieco ironiczny - mesjanizm nie rozwiąże odwiecznych problemów narodu i jednostek. Z tymi problemami zostajemy po spektaklu sami i są one znacznie bardziej przerażające niż oglądane wcześniej sceny zabójstwa Rabina czy ograbienia trupa Starościca przez konfederatów.

Można oczywiście wyliczać wady spektaklu: słabo zróżnicowane postaci drugoplanowe; niezbyt przekonujący Kossakowski (Dominik Stroka), w którego demoniczny wpływ na Judytę trudno uwierzyć; nie zawsze szczęśliwe rozwiązania choreograficzne. W perspektywie całości nie ma to jednak większego znaczenia. Dramat romantyczny nie miał charakteru metodycznej, idealnie przeprowadzonej analizy; jego niebezpieczna siła tkwi w czymś zupełnie innym, co bardzo trudno zdefiniować, ale na pewno można odnaleźć i odczuć oglądając “Księdza Marka" Michała Zadary.

JULIUSZ SŁOWACKI, “KSIĄDZ MAREK", reż., scenogr., opr. muz.: MICHAŁ ZADARA, dramaturgia: Katarzyna Michałkiewicz, premiera w Starym Teatrze w Krakowie 20 listopada 2005.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2005