Kres polskiej polityki

Ktoś, kto zachowuje się jak guru sekty mścicieli, pozbawia się roli lidera opozycji. Jego pomówienia, groźby, poczucie misji i wielkości własnej zmieniają tragedię w farsę. I nie mają nic wspólnego z polityką.

03.08.2010

Czyta się kilka minut

Jarosław Kaczyński ma prawo domagać się od władz polskiego państwa energiczniejszego śledztwa w sprawie katastrofy Tupolewa pod Smoleńskiem. Ma rację, żądając wyjaśnień dotyczących stanu służb państwa i ich roli w przelotach prezydenta. Może publicznie wymagać informacji, dlaczego rosyjscy prokuratorzy są wyłącznymi gospodarzami śledztwa i dlaczego polskie władze odstąpiły od wspólnie prowadzonego postępowania prokuratorskiego. Powinien sprzeciwiać się opieszałości rosyjskich urzędników. Wyjaśnienie tych kwestii jest sprawą samą przez się zrozumiałą. Tym bardziej że chodzi - w tym przypadku - również o honor państwa polskiego. Rzecz jest śmiertelnie poważna. Wobec takiej bezprecedensowej katastrofy państwo i jej funkcjonariusze nie mogą pozostawać bierni, czy chować się w bezradnym milczeniu. To tak, jakby zrzekali się swoich uprawnień, a państwo - pozbawiali istotnej części suwerenności.

***

Nie wolno jednak mówić, że kierownictwo rządu składa się z morderców. Bo tego rodzaju potwarz - niczym nieuzasadniona - nie tylko poniża tych, którym się taką ocenę przypisuje, ale czyni podziały partyjne i polityczne nie do przekroczenia. Niszczy wszelką politykę i stan wojny plemiennej czyni zasadą funkcjonowania w sferze publicznej. Wygrywa oślepiająca nienawiść. Znika obszar rozmowy między partnerami politycznymi. Uważam taką postawę nie tylko za błędną, samobójczą, ale i niszczącą szanse stworzenia jakiegoś cywilizowanego modelu uprawiania polityki w moim kraju.

Co gorsza: dla samego ugrupowania Kaczyńskiego to problem, bo przedłuża rządy PO na czas nieokreślony - z braku jakiejkolwiek realnej i poważnej alternatywy. PiS działający w takim stylu niszczy sam siebie, ale niszczy też do pewnego stopnia wolność polityczną i demokratyczny porządek (Z rokoszem nie ma to nic wspólnego - ocena sytuacji dokonana przez Tadeusza Mazowieckiego jest wyjątkowo nietrafna).

Oczekuję w pierwszym rzędzie, że zaistnieje w Polsce realna opozycja. Czyli taka, która zajmuje się bieżącymi sprawami ludzi i potrafi merytorycznie ocenić poszczególne decyzje rządu. Krytycyzmu nie myli z zacietrzewieniem, partyjniactwa z oceną. Jest - czy przynajmniej robi wrażenie - kompetentnej. Nie odmawia rozmowy z politykami innych opcji i potrafi przyznawać rację swojemu konkurentowi, gdy tak trzeba, i gdy ten ma akurat rację. Z pewnością opozycja nie może być sektą wierną jednemu wodzowi i jemu uległą, bezwzględnie karzącą odstępców od aktualnie obowiązującej - politycznej - wiary. Ten patent na opozycyjność znów proponuje Jarosław Kaczyński. Kult jego osoby i jego wzniosłych decyzji odgrywa rolę rozstrzygającą.

Nie zgadzam się jednak z tezą, że to, jaki będzie (i jest) PiS, to wyłącznie kwestia lidera partii i jego drużyny. To nie jest jednak grupa towarzyska, z którą szef szlaja się po knajpach lub urządza popisy oratorskie w stodole. To nie są frustraci obwożeni koleją wąskotorową po kraju. Oni występują w parlamencie - parlament nie jest miejscem będącym własnością żadnej z partii, ma wyrażać opinię i interesy wielu milionów ludzi. Powinien pomagać nam zrozumieć procesy polityczne i hamować błędne decyzje władzy. To ma być odpowiedzialna za rządy i stan państwa opozycja w Rzeczypospolitej. Od niej zależy jakość rządzenia państwem i dbałość o prawo, a także kto wejdzie do parlamentu, a kto do władz samorządowych.

Kaczyński, który zachowuje się jak naczelny guru sekty mścicieli, pozbawia się roli lidera opozycji. Zamienia się w oskarżyciela, obrońcę swojej (i swojej sekty) Prawdy. Cóż go mogą wobec owej Prawdy obchodzić jakieś tam podatki, deficyt, finanse publiczne? Chce nas uczynić zakładnikami swojej wizji świata, w której oskarżenia, pomówienia, groźby, poczucie misji i wielkości własnej odgrywają najważniejszą rolę. Jednak polską wersję "Orestei" z Kaczyńskim w roli głównej i jego eryniami (Brudzińskim, Jurgielem etc.) wstyd oglądać. Jest w niej materiał nie tyle na tragedię, co na farsę.

Swoją kolejną polityczną woltą lider PiS sprawił, że możliwość dalszych wolt jest niemożliwa. W tej zwycięskiej dla siebie kampanii uzyskał wynik nadspodziewanie świetny. Dał prawicy olbrzymią szansę. Unowocześnił - na moment, jak się okazało - jej język. Był spokojny i - wydawał się - merytoryczny. Wrócił jednak do siebie samego i już nikt z tych, którzy mu - wbrew wszystkiemu - zawierzyli, nie da po raz kolejny kredytu zaufania.

Kaczyński zamknął swoją partię w arce przetrwania. Bez powodu. Bez wiedzy, że to, co osiągnął w wyborach prezydenckich, jest niespodziewanie danym kapitałem, nadwyżką, której trzeba politycznie sprostać. A tu bezprzykładny odwrót: ratuj się, kto może! Bez sensu i powodu. Bo potopu nikt nie ogłosił i - kto przytomny, ten widzi - wcale się na niego nie zanosi. Góra Arrat na niego nie czeka. Takie są (były?) okoliczności politycznej przyrody.

***

Partia opozycyjna nie prowadzi jednak pracy politycznej, bo zajmuje się Prawdą. Wszystko inne ją nudzi i mierzi. Partia rządząca zajmuje się przyjemnym rządzeniem, czyli baczy tylko na to, by wygrać wybory i nic poza wygrywaniem kolejnych wyborów dla niej się nie liczy.

Nikt też nie pyta: po co wygrywać wybory? Nikt nie zastanawia się w PO, dlaczego ta partia ma rządzić i co ma takiego szczególnego do zaoferowania. Kiedyś mówiono: żeby PiS nie doszedł do władzy. Teraz ten argument brzmi słabo. Trudno winić Lecha Kaczyńskiego za brak własnych dokonań. Bo lepiej dla PO, gdy nie rządzi - z tą tezą zgadza się większość obywateli. Wiemy, że słabo im idzie budowa autostrad, nie ma mowy o unowocześnianiu kolei, a internet wciąż do znacznej części Polski nie dociera. Sprawiedliwość zastąpiły sądowe sztuczki.

Jedyną opozycją w Polsce bywają niektóre media, ale te mogą być za czas niedługi zglajch­szaltowane. Jak na razie dziennikarze z wielu tygodników i gazet, a przede wszystkim portali internetowych, mogliby stanowić najlepszą drugą izbę parlamentu. Bo Senat, izba profesorska, zasnął w katakumbach obwieszonych telewizorami plazmowymi. Platforma dla celów wyborczych jest zresztą gotowa nic nie zrobić, nic nie ruszać, nikogo nie wyrywać z półsnu. Skądinąd i na zapleczu partii niewiele się dzieje. I jeszcze ta afera hazardowa - wiele czasu minie, nim czegoś się dowiemy.

PO traktuje parlament jak teatrum, w którym przedstawia się na potrzeby publiki telewizyjnej w godzinach lepszej oglądalności swoje racje nie po to, by dyskutować, ale wyszydzać i pouczać przeciwnika albo grozić dorżnięciem watahy. Decyzje polityczne nie mają nic wspólnego z partią. Zapadają w jakiejś złotej klatce, poza wszelką kontrolą społeczną, a władzom partii (rola drugorzędna) poddawane są tylko do zatwierdzenia.

W ten oto sposób po dwudziestu latach polska demokracja doszła do swej karykaturalnej postaci. Po jednej stronie stoi fanatyzm Prawdy Kaczyńskiego, ale prawdy wartej swego tylko wtedy, gdy rozwali układ rządowy. Po drugiej pozostaje dość cyniczna wiara w wyniki wyborcze i przekonanie, że robienie wrażenia i min jest wszystkim, co warto czynić - czyli zabiegać tylko o wizerunek (przekłada się to na efekt wyborczy).

Pozostaje jeszcze kilka wspólnych cech strukturalnych - dzielących Polaków - partii. Są one skrajnie zoligarchizowane i zorganizowane na sposób wodzowski. Wodzowie są pozbawieni wiernych drużyn, bo - trochę to trwało - nikomu już nie ufają. Nieufność w stosunkach wewnętrznych została wyniesiona do pierwszej zasady. Obie partie funkcjonują na zasadzie czysto negatywnej: nie znają innych argumentów niż krytyka konkurenta, czyli przeciwnika politycznego. Obie partie (lecz PiS bardziej) traktują politykę w kategoriach my-oni. Innymi słowy: nie ma w nich miejsca na ludzi sympatyzujących czy bliskich sobie. Są tylko albo wyznawcy, albo przeciwnicy.

Partie nie mają programów i zobowiązań wyborczych, bo to krępowałoby ich ruchy i swobodę w kreowaniu własnego obrazu - a przecież okoliczności się zmieniają. Nie posiadają trwałego oblicza poza obliczami swoich zmęczonych wodzów. Są przy tym, jako twory partyjne, na tyle skuteczne i ekspansywne w swoim działaniu, że blokują niemal całą scenę polityczną. Każde z nich podzieliło scenę wokół jednej kwestii. PiS zbudował podział wokół sprawy katastrofy: za czy przeciw dochodzeniu prawdy w sprawie Smoleńska. PO - za czy przeciw PiS. Alternatywy są pozorne. Tym lepiej dla nich. Bo fikcją zastępują rzeczywistą politykę. A co zostaje obywatelom?

***

Z punktu widzenia obywatela pozostaje poczucie, że politycy zajmują się wyłącznie sporami wewnętrznymi, niemiłosiernie wywijają kułakami i kłócą ze sobą. Wychodzą ze swoich klatek tylko w sytuacjach najpoważniejszych katastrof. Byli na wałach przeciwpowodziowych, na pogrzebach. I we mnie budzi się wtedy odruch populistyczny. Bo populizm nie jest złem, wbrew mniemaniom wytwornych filozofów polityki, ale mierzy się ze społecznym rozczarowaniem elitą władzy. W wynikach badań socjologicznych wyrażają je dobrze odpowiedzi na pytania o stosunek do polskiej demokracji, stopień wpływu na jej losy, przekonania o tym, czy jesteśmy dobrze, czy źle rządzeni. Żyjemy w demokracji, ale jakoś z niej słabo korzystamy i nie potrafimy docenić jej uroków. Trudno, żeby było inaczej. Czy ktoś w to jeszcze wątpi?

Polskiej polityce przydałoby się nie tyle pchnięcie. Odnowa. Nie śmiałbym o czymś takim przypominać. Hasła IV Rzeczypospolitej, skompromitowane przez PiS, bezpowrotnie odeszły. Przydałaby się partia polityczna mająca precyzyjny plan rządzenia, nawet taki do wynajęcia. Nie chodzi o plan na lat trzydzieści, bo czegoś takiego nikt nie będzie rozliczał i nie potraktuje poważnie. Chodzi o plan realny.

Wiele razy byłem na różnych konwentyklach socjologicznych i politycznych. Z grubsza wiadomo (na elementarnym poziomie), co nam jest potrzebne, jakie są wyzwania. To nie są jakieś tajemnicze sprawy, niedostępne umysłom prostych ludzi. Chodzi tylko o to, by politycy potraktowali je poważnie, bo oni ponoszą całkowitą odpowiedzialność za wspólnotę polityczną. Chodzi o służbę zdrowia, emerytury, ubezpieczenia (również dla rolników), komunikację, nowoczesne prawo dla biznesu. Chodzi o jakość szkół, inwestycje w naukę, kulturę. Nie są to zadania bardzo ambitne, wymyślne, ale bardzo realne i w miarę oczywiste. Rządzenie nie jest, wbrew oświadczeniom premiera Tuska, po to, by nie bolało. Jest po to, by działać perspektywicznie i za lat kilka nie odczuwać zaniechań. Nie tylko myśleć o wyborach na jesieni, na wiosnę, lato, ale też o tym, że państwo ma trwać dłużej, niż będzie się premierem. Czyli mieć odwagę ponieść ryzyko.

Tymczasem obie partie rezygnują z odpowiedzialności za stan państwa i jakość jego funkcjonowania. Nie chcą niczego zmieniać, bo PiS-u nie interesuje rzeczywistość bieżąca, a tylko ich wizja Prawdy. Nie będą się zajmowali jakimiś drobiazgami, jak stan nauki czy reformy uniwersytetów. To by odsuwało ich od wielkich zadań, a tylko do takich Kaczyński czuje się powołany. Drugich - można odnieść wrażenie - nie ciekawi stan faktyczny państwa, tylko wynik wyborczy. Chcą władzy dla władzy. Bo władza fajna jest - widać taką mają jej skończoną definicję.

Tak możemy się bujać czas dłuższy, szczęśliwie zapominając (do kolejnej powodzi czy załamania budżetu) o tym, że jacyś politycy są nam w ogóle potrzebni.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1951-2023) Socjolog, historyk idei, publicysta, były poseł. Dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego. W 2013 r. otrzymał Nagrodę im. ks. Józefa Tischnera w kategorii „Pisarstwo religijne lub filozoficzne” za całokształt twórczości. Autor wielu książek, m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2010