Kraj z połową stadionu

Decyzja UEFA, przyznająca Polsce i Ukrainie organizację mistrzostw Europy oznacza, że stajemy przed gigantycznym wyzwaniem cywilizacyjnym. Podołać mu będzie trudniej niż polskiej drużynie zwyciężyć na Wembley z Anglikami.

26.04.2007

Czyta się kilka minut

rys. Marcin Wicha /
rys. Marcin Wicha /

Oto spełniają się marzenia polskich kibiców. Tych wszystkich, którzy chcieli dożyć nowoczesnych stadionów, dużych, z rozwiniętą infrastrukturą. Czegoś więcej niż upadłego krajobrazu polskiej piłki - klatek, drutów kolczastych, nagłośnienia niczym z licealnej dyskoteki. Taka jest polska norma i nie zmienią jej poszczególne ekscesy w rodzaju niewielkiego stadionu kieleckiej Korony czy wyremontowanej połowy stadionu poznańskiego Lecha. Dotychczas nie dorobiliśmy się ani jednego obiektu na europejskim poziomie. Na miarę np. kijowskiego Dynama, gdzie widzowie oglądają mecz jak w lidze angielskiej, bez barierek oddzielających widzów od boiska.

Ta decyzja jest z pewnością pięknym prezentem od losu. Dobrze byłoby jednak, żeby narodowa euforia opadła i z galimatiasu liczb wyłoniły się prawdziwe koszty przedsięwzięcia. Na razie nikt nie jest w stanie dokładnie ich policzyć, a wydatki na organizację mistrzostw zmieniają się błyskawicznie i nie sposób określić nawet przybliżonych sum. Miliard w tę stronę, miliard w tamtą, jakby nie sprawiało to różnicy.

Z pewnością rychło pojawią się też pierwsze konflikty i tarcia. Pojawić się muszą: mistrzostwa Europy to projekt w równej mierze sportowy, co biznesowy i polityczny, trudno więc oczekiwać, by na styku tych trzech dziedzin nie dochodziło do pozaboiskowych gier. Zgody narodowej raczej nie będzie i już dzisiaj widać zarzewia konfliktu.

Sytuacja podbramkowa

Skalę przedsięwzięcia uświadamia rzut oka na mapę drogową Polski. W kraju, w którym buduje się 5 km autostrad rocznie, do 2012 r. trzeba dokończyć budowę autostrady A4 pomiędzy Zgorzelcem a Przemyślem (pozostało 290 km). To warunek sine qua non samochodowej podróży z Niemiec czy Francji na Ukrainę.

Do tego dodajmy istniejącą na razie jedynie w planach trasę A1 Gdańsk-Gliwice, częściowo zbudowaną A2 pomiędzy Świeckiem a Warszawą, drogę ekspresową S7 Gdańsk-Kraków i S5 z Wrocławia przez Poznań do Gdańska. Bez tego szkieletu sprawne przemieszczanie się dziesiątków tysięcy kibiców prywatnymi samochodami nie będzie możliwe.

Podobnych inwestycji wymaga też sieć kolejowa. Gruntowny remont tras z Warszawy do Poznania i Gdańska to absolutne minimum. Do tego dodajmy niezbędne remonty między Krakowem a Przemyślem - z pewnością część kibiców będzie próbowała dostać się do Lwowa pociągami.

Rząd będzie również musiał szybciej, niż przewidywał, rozstrzygnąć kwestię połączenia Warszawy z Wrocławiem przez Łódź. Lepszej okazji nie będzie: w tej chwili jedno z najprężniej rozwijających się miast w kraju jest pozbawione dogodnych połączeń ze stolicą.

To jedynie pobieżna mapa placów budów. Można uzupełnić ją o remonty lotnisk, o zaplecze stadionowe i same stadiony, jeszcze nieistniejące, o drugą nitkę metra w Warszawie i rozbiórkę Stadionu Dziesięciolecia. O brak 150 tysięcy robotników w skali całego kraju, brak dźwigów, materiałów budowlanych itd. Ale i bez tego widać, że znaleźliśmy się w sytuacji podbramkowej. Nie brak pieniędzy jest tu groźbą najistotniejszą - w latach 2007-2013 Polska otrzyma ponad 10 mld euro unijnych dotacji z programu "Infrastruktura i środowisko" na budowę dróg i prawie 5 mld euro na rozwój kolei. - Wszystkie te inwestycje i tak miały ruszyć, jedne wcześniej, inne później. Wybór Polski i Ukrainy sprawia, że mamy mniej czasu na ich realizację - tłumaczy Piotr Rydzyński z Zespołu Doradców Gospodarczych "Tor".

Ptaki i piłka

Największym wrogiem finałów ME jest więc czas. W sukurs idą mu lokalne zawirowania. Mamy np. duże szanse, by ugrzęznąć w procesach wywłaszczeniowych, dotychczas opóźniających budowę każdej drogi.

Nawet specjalna ustawa ułatwiająca inwestycje budowlane może okazać się niewystarczająca w przypadku zwykłego oporu jednostek. Najlepszym dowodem symboliczny przykład spod Krakowa, gdzie właściciel jednej działki opóźnił o rok budowę dwupasmowej drogi, nie pozwalając na rozbiórkę domu.

W Gdańsku już słychać protesty właścicieli ogródków działkowych, ulokowanych na miejscu przyszłego stadionu. Dopóki decyzji UEFA nie było, deklarowali, że w razie wyboru Polski wyniosą się błyskawicznie. Kiedy decyzja zapadła, część działkowców zapowiedziała, że ogródków nie zamierza opuścić.

Wielką niewiadomą pozostają również dwie dziedziny, które prace budowlane mogą mocno spowolnić. Pierwsza to prace archeologiczne, konieczne na każdym placu budowy. - Nie da się wykluczyć, że będziemy spychani na margines - przyznaje Cezary Buśko, archeolog, który prowadził m.in. prace przy budowie A4. - Przy takim pośpiechu mogę sobie wyobrazić sytuację, w której inwestor prosi mnie, żebym się nie wtrącał albo pracował po łebkach. Na razie nie chcę przesądzać: można poukładać prace tak, by wszystko przebiegało planowo. Mam nadzieję, że wspólnie okiełznamy polski bałagan.

Wątpliwości mają również ekolodzy. Piotr Rymarowicz, prezes małopolskiej Fundacji Wspierania Inicjatyw Ekologicznych: - U nas, w Oświęcimiu, lobby drogowe już zaciera ręce: wejdą uproszczone procedury i nareszcie ruszą pełną parą prace przy budowie trasy ekspresowej S1 Bielsko-Biała-Kosztowy. Problem w tym, że ta trasa przecina teren Natura 2000. Dla ptaków mistrzostwa Europy nie wróżą nic dobrego.

Obawy ekologów są uzasadnione. Cena, jaką zapłaci środowisko za mistrzostwa Europy, będzie wysoka, choć niezauważalna - branża budowlana szacuje, że na nowe inwestycje potrzeba co najmniej dodatkowo 10 mln ton cementu. To oznacza, że w Polsce zwiększy się emisja dwutlenku węgla. Czego jednak nie robi się z miłości do piłki?

Wybierzmy pragmatyka

Ledwo wybrzmiały ostatnie słowa Michela Platiniego, a już na horyzoncie pojawiły się sygnały kłopotów innych niż rola archeologów czy brak rąk do pracy. Rzecz nawet nie w natychmiastowej abolicji dla szefa PZPN Michała Listkiewicza, który z czarnej owcy polskiego futbolu błyskawicznie przeistoczył się w zbawcę narodu. To można było przewidzieć. Odkupił winy swe i najbardziej zajadli krytycy spuścili zasłonę miłosierdzia na przeszłość prezesa skorumpowanego związku.

Jednak zapowiedzi premiera, który zastanawia się, czy nie stanąć na czele komitetu organizacyjnego, budzą obawy. Z pewnością PiS będzie chciał przekuć ponadpartyjny sukces na głosy wyborcze. Polityki od piłki oddzielić się nie da, byłoby jednak lepiej, gdyby szefem komitetu został albo znakomity organizator, albo postać dobrze rozpoznawalna za granicą i mniej kontrowersyjna niż Jarosław Kaczyński. W Szwajcarii podpowiadają, że przydałby się człowiek formatu Wajdy. A może raczej Jan Kułakowski, który bardzo dobrze sprawdził się w negocjacjach przedakcesyjnych, budując wokół siebie drużynę młodych, energicznych ludzi? Może Jerzy Miller, były szef NFZ, również bardzo umiejętnie kierujący ludźmi? Obaj to znakomici organizatorzy, wolni od partyjniactwa i polskiego grzechu bałaganiarstwa, rzeczowi i kompetentni. Gest premiera, który oddałby jedną z najważniejszych w tej chwili funkcji w kraju człowiekowi z innego rozdania politycznego, byłby sygnałem, że PiS traktuje mistrzostwa Europy jako wartość ogólnonarodową i chce zbudować koalicję ponad podziałami. Wkrótce przekonamy się, która opcja zwycięży.

Zatańczyli mecz

Przypominanie, że mistrzostwa Europy w Polsce i na Ukrainie są projektem znacznie poważniejszym niż zawody sportowe, jest truizmem. To przede wszystkim zaproszenie do uczestnictwa w pomyśle cywilizacyjnym. Futbol staje się w nim częścią potężnej machiny komercyjnej, sport i rozrywka uzupełniają się z komfortem, wygodą, życiem bez barier komunikacyjnych. Nie przypadkiem tak wielka rola infrastruktury drogowej, w Polsce na razie nieobecnej. Jest to w końcu pomysł na ponadnarodową siłę dyplomatyczną, wymuszającą zmiany w standardzie życia.

Warto jednak zwrócić uwagę, że przy okazji ostatnich mistrzostw świata w Niemczech po raz pierwszy na taką skalę piłka nożna została potraktowana jako idealny nośnik do upowszechniania kultury, również wysokiej. Ilość atrakcji kulturalnych w przededniu finałów mundialu mogła przyprawić o ból głowy: spotkania z najznakomitszymi pisarzami świata (m.in. Kapuściński, Grass, Kenzaburo Oe), wystawy sztuki analizującej fenomen futbolu, happeningi uliczne, nawet specjalna kantata, na którą złożyły się dźwięki stadionów europejskich - ryk tłumów po zwycięskiej bramce, śpiewy, hałasy, okrzyki. Tancerze zatańczyli mecz.

Niemcy wydali na program kulturalny 30 mln euro. Trudno oczekiwać, by na podobny wydatek stać było Polskę, przydałaby się jednak choćby minimalna nadbudowa kulturalna, pokazująca, że futbol to nie tylko atawistyczne zachowania i agresja, ale również punkt wyjścia dla literatury i sztuki nowoczesnej. To kolejne wyzwanie - decydując się na udział w tej grze, musimy zadbać o odpowiednio mocną oprawę wydarzenia.

Na razie wokół optymizm. Do roku 2012 daleko. Damy radę, musimy - słychać nie tylko w polityce. Radość urzędowa miesza się z radością autentyczną. Podobnie mówią taksówkarze, pasażerowie autobusów, kolejarze i cukiernicy. To jest właśnie krótki moment narodowej zgody.

Optymizm nie powinien jednak przesłaniać świadomości, że zaprosiliśmy do siebie wielki futbol, który już dawno przestał być grą dla biedaków. Jeżeli się nie uda, jeżeli utoniemy w kłótniach, przepychankach, opóźnieniach i swojskim bałaganie, jeżeli zaserwujemy przyjezdnym siermięgę i improwizację, Europa nie zostawi na nas suchej nitki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2007