Kraina milczenia

Buch! No i upadł na podłogę. Szybka pokryła się pajęczynką. Tak rozbiłem kolejny w swoim życiu telefon.

05.07.2015

Czyta się kilka minut

Bez dramatu. Spod pajęczynki – gdy się przypatrzeć – można dostrzec wszystkie literki i cyferki. Postanowiłem nie myśleć o wypadku. Patrzeć i nie zauważać pajęczynki. Aż – na nieszczęście – przypomniałem sobie wesołego pana z telefonii komórkowej, który przed miesiącami wcisnął mi ubezpieczenie aparatu: – Może pan już od dziś topić telefon, skakać po nim, rzucać nim o betonowe ściany. My to wszystko naprawimy albo damy nowy – zachęcał.

Pomyślałem, że to bardzo fajne. Zapłaciłem żądaną sumę, ale potem topienie, skakanie i rzucanie jakoś wypadło mi z głowy. A teraz poszedłem znów do biura telefonii. Tam, gdzie kiedyś siedział wesoły pan, był pan smutny.

Pana zadumanego, milczącego, łamiącego ręce nad „klientami często niszczącymi aparaty”, z dawnym namawiającym do figli szałaputą łączyło tylko to samo miejsce, które zajmowali w salonie. Przypomniałem sobie zaraz scenę znaną z historii. Francuski król Henryk IV Burbon został zasztyletowany w maju 1610 r. na paryskiej rue de la Ferronnerie, pełnej „żelaznych” kramów.

Jak wspominał polski szlachcic Jakobus Sobieski (osobisty tata króla Jana III), pobierający wtenczas nauki we Francji, Burbon trafiony w arterię zdołał powiedzieć tylko: „Mój Boże! Otom jest już zabity, już umieram!”. W każdym razie niedługo po śmierci ciało królewskie ułożono pod tronem. Na tronie zaś posadzono odlaną z wosku postać władcy-nieboszczyka, w paradnych szatach i koronie.

Jeszcze Pan Jakobus: „Był przed nią stół, który przykrywano i półmiski nań stawiano na obiad; krajczy stał służąc, kładł talerze przed onę statuę, półmiski jedne odbierał, drugie kład, a podczaszy pić dawał. Trwała ta uczta przez niemal dni czterdzieści”. Woskowy monarcha „ucztował”, gdy przed katedrą Notre Dame końmi rozrywano królobójcę Franciszka Ravaillaca, uprzednio spaliwszy mu rękę wraz ze sztyletem, narzędziem zbrodni.

Jak rozumiem, figura z parafiny miała dowodzić poddanym, że mimo nieszczęścia państwo trwa, za chwilę pojawi się następca i sprawy pójdą dawnym torem. Zastanawiałem się jednak zawsze, czy w pilnej sprawie można było się zwrócić do woskowego Henryka? Złożyć prośbę, poskarżyć się? Jak czuł się poddany? Majestat był niby ten sam, ale przecież sztywny, pozbawiony uczuć, niechętny rozmowie? Nic a nic nie przypominał energicznego, pełnego pomysłów i kochliwego Henryka, którego znano przed zamachem. Czyli jak czuł się poddany? Teraz wiem wszystko. Czuł się tak jak ja w siedzibie telefonii.

Pan długo szperał w komputerze, znikał na zapleczu, konsultował się z kierownictwem. Zapadała między nami kurtyna milczenia. Nawet nie śmiałem pytać, czy również, jak jego kolega, lubi żarty polegające na rzucaniu telefonami oraz na topieniu ich w to słodkiej, to słonej wodzie. Czułem niestosowność całej sytuacji.

Gdy pan przemówił, okazało się, że wszystko jest dobrze, tylko: „Muszę dopłacić niewielką sumę za naprawę oraz wybrać nowy telefon, za który będę musiał zapłacić równie nieznaczącą sumę, w razie gdyby naprawa się nie powiodła, i jeszcze oddać stary telefon, który nie zostanie mi zwrócony, chyba że zostanie naprawiony, ale wówczas nie ma gwarancji, że wszystkie dane znajdujące się na nim nie zostaną utracone, właściwie jest gwarancja, że utracone zostaną, bo tak się najczęściej zdarza, lepiej więc zadbać o to zawczasu, najlepiej umieścić dane w chmurze, by potem z tej chmury zabrać je na powrót”.

Pan powiedział to wszystko i znów zapadło między nami milczenie. Pomyślałem, że byłoby pięknie, gdybym mógł umieścić wszystkie dane z mojego telefonu gdzieś wysoko na jakiejś chmurze. Jak to zrobić? Nie wiedziałem, a bałem się zapytać. Zabrałem swój telefon i poszedłem do domu. Pomyślałem, że pajęczynka, spod której i tak widać wszystkie literki i cyferki, wcale nie jest zła, dodaje nawet aparatowi pewnej oryginalności i nutki tajemnicy.

– Wszyscy mają nowoczesne telefony, ale nowoczesny telefon z pajęczynką mają tylko nieliczni – pocieszałem się, siedząc w samotności przed telewizorem. Wcale nie było mi żal aparatu. Było mi tylko głupio, gdy wspomniałem moją pierwszą rozmowę z wesołym sprzedawcą.

Już rozumiałem, że beztroskie chwile, gdy negocjowałem kupno telefonu, minęły. Umizgi: „Wybierz nas, nas wybierz. Będzie nam razem dobrze. Wspólnie coś utopimy, roztrzaskamy o trotuar. Ach, bądźmy szaleni! I nie martw się o pieniądze, bo pieniądze się znajdą na wszystko” – zastąpiła ponura rzeczywistość.

W telewizji pokazywali migawki ze Śląska. Pani premier mówiła, że ceni „dumny naród Śląska”, pani kandydatka na premier mówiła, że tu „bije przemysłowe serce Polski”. Obie zapowiadały programy, które sprawią, że ten tak ważny dla Polski region zakwitnie. Już za chwilę będzie bogatym i szczęśliwym kołem zamachowym. Przynajmniej Ślązacy będą mieli lepiej. I całe szczęście. Potem znów nastąpi milczenie. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 28/2015