Korporacja Federacja

W Rosji Jelcyna pewnej grupie ludzi bogactwo spadło jak gruszka do fartuszka - nagle, przypadkowo i niezasłużenie. Kto był blisko ciała, mógł liczyć na pański gest - dostawał zwolnienia od podatków, prawo do szmuglu i wszystko, czego oligarchiczna dusza zapragnie. Teraz czasy się zmieniły: oligarchowie nie mogą już liczyć na uprzywilejowaną pozycję. Tę zajęli krewni i znajomi petersburskiego Królika.

18.07.2004

Czyta się kilka minut

W dobie znakomitej koniunktury na ropę bankrutuje naftowy gigant, z niespotykaną w tej szerokości geograficznej konsekwencją ścigany przez policję podatkową. Biznesmeni nie ufają władzy, choć ciągle próbują się z nią dogadywać.

Przy zachwycających wskaźnikach rozwoju gospodarczego, rosnących rezerwach walutowych i stabilizującej się inflacji - jak muchy padają małe i średnie banki. Ludzie nie wierzą w zapewnienia władzy, że wszystko jest pod kontrolą, a rubel trzyma się mocno, i znowu wolą upychać dolary w pończosze.

Przy niebywałym proficycie budżetowym i znakomitych perspektywach zarabiania na eksporcie ropy rząd przeprowadza niezdarne quasi-reformy, które polegają głównie na przerzuceniu ciężarów społecznych na barki samego społeczeństwa. Ludzie nie wierzą władzy, która chce im odebrać ostatnie okruszki zdobyczy socjalnych.

Czy mowa o Absurdystanie? Nie, o Rosji.

Socrealistyczny postmodernizm

Paradoks polega na tym, że ludzie nie wierzą władzy, ale wierzą... prezydentowi. Wierzą, że on jeden ochroni ich przed samowolą urzędników, wierzą, że poradzi sobie z tym całym bałaganem i poprowadzi w świetlaną przyszłość. Tymczasem wiele wskazuje na to, że prezydent z tym wszystkim sobie nie radzi.

Próby, by dopasować stary dół do nowej góry, nie powiodły się. “Stary dół" miał od początku rządów Putina dwie postacie: z jednej strony były to pozostałości po demontowanym w pośpiechu ZSRR, z drugiej - spadek po żywiołowej dekadzie Borysa Jelcyna. “Nowa góra" przybrała zasadniczo jeden kształt - wyprodukowanych w Matriksie kolegów prezydenta z Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (w skrócie KGB). Cel, jaki “nowi" przed sobą postawili, też wydawał się jasny: sprywatyzowanie państwa na użytek własny korporacji. Wydawało się, że wstępujący w glorii sławy na tron, otoczony miłością narodu nowy władca z łatwością przejmie kontrolę nad wszystkim, po co wyciągnie rękę. Ale tak się nie stało. Kotłowanina wokół najsmaczniejszych kąsków rosyjskiego tortu trwa nadal. A że przez pięć lat prezydentury Putina mechanizmy rządzące rosyjską polityką i gospodarką nie stały się ani bardziej jasne, ani cywilizowane, trudno orzec, jak wygląda kombinacja zakulisowych sznurków i kto za nie pociąga. A zatem trudno prorokować, co dalej się stanie.

Rzucone na początku pierwszej kadencji hasło wzmacniania państwa wykrzywiło się w stronę wzmocnienia i usztywnienia aparatu urzędniczego. Przywrócono tradycyjną formułę “od góry do dołu" według rang, co wyhamowało oddolną inicjatywę i reanimowało stare sowieckie nawyki oczekiwania na “prikaz" z góry.

Drugim gorzkim owocem akcji “silne państwo" było wzniesienie quasi-mocarstwowej fasady miast faktycznego wzmacniania fundamentów chwiejącej się na boki budowli państwowej. Najpierw przywrócono radziecki hymn, a więc hymn państwa, które przestało istnieć (choć samego państwa, chwalić Boga, nie przywrócono). Potem chorążym kompanii reprezentacyjnej armii rosyjskiej wręczono sztandar armii radzieckiej, nie mający nic wspólnego ze sztandarem dzisiejszego państwa (a przecież ta armia ma służyć interesom nowego państwa). Następnym etapem było przywrócenie jedynej słusznej partii rządzącej, ale bez ideologii i funkcji, które niegdyś pełniła partia komunistyczna w Sowietach.

Ten niewydarzony, pełen sprzeczności landszaft komentator gazety “Izwiestia" nazwał postmodernizmem w socrealistycznych dekoracjach, nie przystającym ani do sowieckiego totalitaryzmu, ani do demokratycznych deklaracji, ani do wolnego rynku. To próżnia, która pragnie być zapełniona, ale może tylko mnożyć pustkę.

Zjeść ciasto i je zachować

Oczywiście w przestrzeni tej rozmnażającej się pustki mieszczą się całkiem konkretne dobra: przedsiębiorstwa, surowce, banki, coś, co można sprzedać, na czym można zarobić i nieźle żyć. “Czisto konkrietno", jak mawiają rosyjscy mafiosi.

Pozostaje pytanie, jak korporacja kolegów z Matrixu ma się dobrać do tego kapitalistycznego miodu. Rozprawa z Jukosem trwa już ponad rok. I nie dlatego tak się przeciąga, że władza nie ma odpowiednich instrumentów, aby rozmiękczonego publiczną chłostą oligarchę dobić i przejąć Jukos bez zbędnych ceregieli. W każdym razie nie tylko dlatego. Wydaje się, że na Kremlu nadal nie ma dobrego pomysłu, jak zjeść ciastko i je mieć: to znaczy zniszczyć Jukos, jego właścicieli, struktury i dobre imię, a jednocześnie zachować koncern w dobrym stanie, tak by w dalszym ciągu znosił złote jajka. Jak to zrobić bez menedżerów Jukosu i bez opracowanych przez nich schematów uchylania się od płacenia podatków? Można zaryzykować stwierdzenie, że w rozgrywce z Jukosem główny rozgrywający - czyli prezydent Putin - za nic ma prawa rynku i wymierne korzyści (lub straty) ekonomiczne związane z przejęciem kompanii przez państwo. Liczy się tylko pokonanie wroga. W zeszłym roku (a był to rok wyborów do parlamentu) szef koncernu Jukos, Michaił Chodorkowski, zaczął sobie nazbyt śmiało poczynać na politycznym polu - finansował opozycję, kupował ustawy w Dumie, nie ukrywał własnych ambicji politycznych. Nadepnął na bolesny odcisk korporacji chłopców z Matrixu, przeto machina “siłowa" ruszyła przeciw niemu z całym impetem.

Wszyscy zadawali sobie wtedy pytanie: dlaczego akurat Jukos? Przecież podobne zarzuty o malwersacje czy uchylanie się od podatków można wytoczyć niemal wszystkim (lub wręcz wszystkim) biznesmenom tego formatu. Jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie nie ma do dziś. Istnieje kilka mniej lub bardziej sugestywnych wersji. Z uwagi na nieprzezroczysty charakter walki politycznej w Rosji możemy się nigdy tego nie dowiedzieć. Jedno wszakże widać gołym okiem: prawa rynku, sądownictwo, aparat przymusu - wszystko jest płynne i zależy od politycznej decyzji lidera, który nadal pozostaje poza kontrolą społeczną. Jedyną instancją kontrolną wydaje się jego własna korporacja.

Tak więc głównym zajęciem obserwatorów rosyjskiej sceny politycznej jest układanie skomplikowanych łamigłówek - kto z kim, przeciwko komu, jaką rolę odgrywa w całej sprawie Jukosu inny potężny oligarcha Roman Abramowicz (który też ostrzy sobie zęby na koncern kolegi z cechu), jakie ma on powiązania z Kremlem i tak dalej. A tymczasem zwykli ludzie zbierają i marynują grzyby, żeby w razie czego mieć czym zakąsić, gdy nastanie słota. I wszyscy jak jeden mąż wspominają, że w 1998 r., kiedy to na skutek krachu finansowego wszyscy Rosjanie dostali po kieszeni, też był wyjątkowy urodzaj na grzyby. Ale niestety nie na prawdziwki.

Łatwo przyszło, łatwo pójdzie?

“Nie mam pojęcia, jak to się stało, że jesteśmy tak bogaci" - wyznał szczerze w wywiadzie dla zagranicznej gazety jeden z najzamożniejszych rosyjskich oligarchów. I chyba rzeczywiście - czy to z braku wyobraźni, czy to z potrzeby wyjawienia długo ukrywanej prawdy - dotknął sedna. Bo też pewnej grupie ludzi w Rosji bogactwo spadło jak gruszka do fartuszka - nagle, przypadkowo i niezasłużenie. Cała sztuka polegała jedynie na tym, by podstawić fartuszek. Borys Jelcyn, który niesiony entuzjazmem ludu wjechał na szczyty władzy dzięki hasłom walki z przywilejami, właśnie na rozdawnictwie przywilejów zbudował swoją władzę. Kto był “blisko ciała" (czyli miał dostęp do prezydenta), ten mógł liczyć na pański gest - dostawał zwolnienia od podatków, prawo do szmuglu i wszystko, czego oligarchiczna dusza zapragnie.

Teraz czasy się zmieniły. Jak wskazuje komentator opozycyjnej, antyprezydenckiej “Nowej Gazety", teraz oligarchowie nie mogą liczyć na uprzywilejowaną pozycję. Tę zajmują krewni i znajomi petersburskiego Królika. Teraz liczy się to, kto z kim studiował, a przede wszystkim - kto z kim służył. Zasada, która kształtuje polityczne pole: podporządkować się komu trzeba, żyć “prawidłowo", co niekoniecznie musi znaczyć “zgodnie z prawem". Prawo to prawo, a kolega to kolega.

Coś musi być na rzeczy - prezydent Putin prezentuje zadziwiającą solidarność ze swoją bezpieczniacką korporacją. Zwróćmy uwagę: po wszystkich zamachach, rajdach “bandformirowanij" (jak wcześniej nazywano siejące grozę komanda Czeczenów) czy “mieżdunarodnych tierroristow" (jak nazywa się je w Rosji po 11 września 2001 r.), po Dubrowce, po wybuchu w moskiewskim metrze - nigdy nie poleciała żadna wysoko postawiona głowa naczelnika służb specjalnych. Co więcej, panowie w szamerowanych mundurach dostawali nagrody, wyróżnienia, medale za odwagę, za zabicie strzałem w głowę uśpionych gazem bojowym terrorystów z Dubrowki; uścisk dłoni prezydenta gwarantował im nietykalność (ale też i oni gwarantują prezydentowi nietykalność - na tym zapewne polega to “kółko wzajemnej adoracji i pomocy").

A przecież jedyną właściwą reakcją prezydenta na bezradność, brak profesjonalizmu, rażące zaniedbania służb powołanych po to, by uniemożliwiać dokonywanie aktów terroru i by zapewnić obywatelom bezpieczeństwo, powinno być nie tylko natychmiastowe zdymisjonowanie szefostwa służb, ale gruntowne przeorganizowanie ich struktur. Nic takiego się nie dzieje. Interes korporacyjny okazuje się ważniejszy niż interes państwa. Co więcej - państwo staje się instrumentem (a może zawsze było tylko instrumentem) obsługującym interesy członków tej zwartej korporacji.

Rozbrat głoszonych haseł z realnie stosowanymi regułami gry każe domniemywać, że instrument ten albo nie jest w pełni sprawny, albo znajduje się w niewłaściwych rękach.

Gospodarka, głąbie

Już w czasach wszechpanującej ideologii marksistowsko-leninowskiej bardziej łebscy ekonomiści w Moskwie zdawali sobie sprawę, że państwo to nie tylko władza, ale przede wszystkim drożny system naczyń połączonych, a więc pogodzenie gospodarki z polityką. Jeżeli do modelu sprawowania władzy uda się dopasować odpowiednio efektywny model funkcjonowania gospodarki, to wszystko długo i szczęśliwie będzie się trzymać, jeśli nie - to dosyć szybko zaczynają się schody, na dodatek ruchome.

Marksistowska utopia była sprawnym projektem ideologicznym, ale nie dało się do niej dopasować efektywnych modeli gospodarczych. Czy do rosyjskiego korporacyjnego kapitalizmu, pojonego na razie obficie ropą naftową, uda się coś dopasować?

Zdaniem wybitnego rosyjskiego ekonomisty, Jewgienija Jasina, obecne tarmoszenie się władzy i elit biznesowych nie wróży nic dobrego. Choćby na przykładzie ślimaczącej się sprawy Jukosu widać, że daleko jeszcze do znalezienia konsensu, który zaakceptują obie strony. A ciągła huśtawka nastrojów, niejasne wytyczne, wybiórcze, czysto instrumentalne stosowanie prawa nie sprzyjają rozwojowi Rosji.

“Jakkolwiek by dzielić własność państwową - zawsze będzie niesprawiedliwie" - twierdzi w wywiadzie dla “Nowej Gazety" profesor Jasin. W dobie Jelcyna zadaniem korzystających z łaskawych przywilejów oligarchów była kumulacja kapitałów - gdyby wszyscy dostali po równo, zadanie by się nie udało. Tak więc oligarchowie dostali pieniądze i wstąpili w spór z władzą: czy ich pieniądze zależą od władzy, czy też władza zależy od ich pieniędzy. Rozgardiasz panujący do dziś na polu walki czy, jak wolą pacyfiści, na polu dialogu biznesu z władzą, świadczy o tym, że spór nie został rozstrzygnięty. A do sporu przyłączają się nowi oligarchowie w mundurach.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2004