Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Bo jak np. polemizować z tezą, że w wyniku konkordatu Polska jest „państwem wyznaniowym”? Kto tak twierdzi, nigdy nie widział państwa wyznaniowego.
Konkordat konsekwentnie opiera się na zasadzie „przyjaznego oddzielenia państwa od Kościoła” – nie takiego, jakiego doświadczaliśmy w PRL-u, gdzie rozdział oznaczał eliminację z życia publicznego, dyskryminację i dążenie do całkowitego podporządkowania Kościoła. Trudno pojąć, czemu nawet będąc antyklerykałem, neguje się wartość traktatu, który skutecznie przyczynił się do ułożenia relacji między Państwem a Kościołem. Wiele kwestii szczegółowych konkordat pozostawia zresztą dalszym ustaleniom i milczy w sprawach tak drażliwych jak np. likwidacja Funduszu Kościelnego.
Stale powracają pretensje o ingerowanie Kościoła (czytaj: Episkopatu) w sprawy państwa. Tymczasem odpowiedzialny za relacje z Kościołem minister Boni oświadczył (w rozmowie w TOK FM), że za jego kadencji „nie było żadnej presji ani nie została podjęta żadna decyzja, która naruszałaby niezależność państwa”. Że biskupi zabierają głos, nieraz krytyczny w sprawach działalności państwa? Wszyscy mogą, a katoliccy biskupi nie? Kościół za swą misję uważa uprawianie tego, co można określić nauczaniem moralnym. Kościół nie ma żadnych środków przymusu poza słowem. Jego głos raz jest skuteczny, innym razem nie jest i demonizowanie złowrogiego wpływu na życie publiczne ma w sobie coś z demagogii.
Niechętnych konkordatowi irytują kapelani szpitalni, wojskowi i religia w szkole. Tak się składa, że w Polsce wciąż jeszcze żyje sporo katolików. Żyją, płacą podatki (księża też je płacą!) i tym obywatelom właśnie obecność kapelanów w szpitalu czy w wojsku po prostu jest potrzebna. O religii w szkole warto dyskutować nie tyle „czy?”, ale ewentualnie „jak?”. „Czy?” zależy od rodziców. Kiedy uznają, że religia w szkole nie jest im potrzebna, problem się rozwiąże. Tymczasem nie uznali. A z jakiej racji uczący w szkole mieliby być wynagrodzenia (powiedzmy sobie szczerze, nie są to kokosy) pozbawieni?
Czy w relacjach Państwo–Kościół nie ma problemów? Są i będą. Jednak zerwanie czy przerabianie konkordatu byłoby wylewaniem dziecka z kąpielą. Jest wiele sposobów rozwiązywania problemów. A Kościół bez konkordatu przetrwa, jak przetrwał czasy PRL-u. Tym zaś, którzy za tamtym modelem „rozdziału” tęskną, dziwię się i współczuję.