Komórka społeczna

Tradycyjnej rodzinie nie zagrażają geje, feministki ani Unia Europejska. Wrogowie to samsung, motorola, nokia i apple.

08.04.2013

Czyta się kilka minut

Trudno to wytłumaczyć dzieciom. Dawniej nie mówiło się „telefon stacjonarny”. Wystarczył „telefon”. Bezprzymiotnikowy. Biały we włoskich filmach. Czarny w polskich. Szary w serialu „Dyrektorzy”. Miał kabel, wtyczkę i tylko jedną melodyjkę. Tę samą w całym mieście. W całym kraju. Na całym świecie. Nie, to nie był kawałek Rihanny. Nazywaliśmy ten odgłos „dzwonkiem”.
W komórce też możesz sobie ustawić taki sygnał. Jeszcze kilka lat temu nazywał się „dzwonek classic”. Potem „ancient”. Ostatnio zmienili mu nazwę na „old school”.
W dawnych czasach cała rodzina używała tego samego telefonu. Książka telefoniczna była strasznie patriarchalna. Dlatego figurował w niej – powiedzmy – pan Leon Auerbach. Jednak wykręcając numer, można było trafić na panią Auerbachową albo na ich córkę Auerbachównę, syna, sublokatora czy wierną sługę, jeśli taką mieli.
Jeszcze dziś ktoś podrzuca pod nasze drzwi wychudzone książki telefoniczne. Natomiast określenie „wykręcać numer” stało się całkowicie niezrozumiałe dla pokolenia stukaczy i dotykaczy.
NIKOGO NIE MA W DOMU
Kiedyś telefonów było tak mało, że trzeba się było nimi dzielić. Sąsiedzi wpadali, żeby zadzwonić. Dzieci rozmawiały ze znajomymi rodziców. Z krewnymi. Z szefem taty, z przyjaciółką mamy (i vice Wersal). Za to rodzice mieli okazję poznać kolegów swoich dzieci i podzielić ich na dwie kategorie: „przedstawia się” oraz „nie przedstawia się”.
Pamiętam, jak podnosiłem słuchawkę: „Już daję tatę”. Albo: „Mama kazała powiedzieć, że jej nie ma”. Albo: „Pomyłka”.
Bywało ciężko:
– Rodziców nie ma w domu.
– A kiedy będą?
– Za pół godziny.
– Akurat! Co oglądają?
– „Ptaki ciernistych krzewów”.
Komunikacja działała także w drugą stronę. Dzieci dzwoniły i zderzały się z osobliwymi reakcjami świata dorosłych.
– Czy zastałem Zuzię?
– A kto dzwoni o takiej porze?
Albo:
– Czy jest Zbyszek?
– Wyszedł. Twierdził, że idzie się uczyć.
PAPIEROWY FACEBOOK
Przy telefonie leżał podłużny notes. Nasz był niebieski i zagraniczny. Z boku miał zmyślnie wycięte zakładki: a, b, c... Po latach oprawa przetarła się na brzegach. Pewnego dnia rozszczepiła się ze starości i ze środka wypadł kawałek tektury oraz plik równo przyciętych chińskich gazet. Było to najbardziej ekscytujące odkrycie mojego dzieciństwa (patrz „DziecinstwoBezInternetu”). W ten sposób poznałem ważną zasadę nadchodzących czasów. Nawet, jeśli na okładce jest napisane „Made in Sweden”, to w środku siedzą Chińczycy.
Notes był potrzebny, gdyż ówczesne telefony nie miały pamięci. Skoro już o tym mowa, nie miały też emocji ani uczuć wyższych. Podobno w następnym modelu iPhone’a mają to wprowadzić.
W podniszczonym zeszyciku mieściła się nasza sieć społecznościowa. Wszyscy byli razem. Pan elektryk. Ciocia Tola. Centrala biura projektów. Państwo Iksińscy. Ciocia Marysia. Przychodnia (zajęte). Telefon do Stołecznego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej (dzwonić z awanturą). Telefon do dyżurnego technicznego miasta (i tak nie odbierze). Telefon do kolegi Kropki (po lekcje). Telefon do weterynarza. Do tapicera. Do pana od lodówek. Telefon do Stefana, który zna pana od lodówek. I tak dalej.
Różne kolory, trzy charaktery pisma. Z czasem każdy skrawek papieru pokryły nieczytelne zapiski. Tylko strona Q oraz Y na zawsze pozostały dziewiczo czyste.
ONA TAŃCZY DLA MNIE
Telefon na uwięzi był jak wspólny stół, piec albo telewizor. Skupiał nas dookoła. Komórka czy smartfon działają przeciwnie. Wyrywają z otoczenia. Zauważyłem, że jadąc autobusem, już nie podsłuchuję rozmów pasażerów. Czytam stronę gazeta.pl (co za bzdury tam wypisują!).
A przy tym komórka jest ogromnie niebezpieczna. Kieszonkowe urządzenie, które nagrywa, robi zdjęcia, filmuje, łączy z internetem i pozwala zlokalizować swojego użytkownika? Richard Nixon eksperymentował ze znacznie prostszą aparaturą i stracił posadę. Zresztą, co tam Nixon. Telefon komórkowy złamał wiele karier, że wspomnę ministra Drzewieckiego... Dawać coś takiego dziecku? Może od razu pakujmy im do tornistrów granaty?
Problemy zaczynają się już w pierwszej klasie.
– Dzisiaj było fajnie. Na lekcji z panią Ulą nagle zaczęło grać „Ja uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie”. Nikt nie wiedział, co to. Pani wszędzie szukała, nawet na korytarzu, aż się w końcu okazało, że to gra plecak Julki.
– Julka ma telefon?
– Pożyczyła od młodszego brata.
ZAPRASZAMY NA BEZPŁATNE BADANIE CIŚNIENIA
Gdyby chociaż telefon stacjonarny zniknął z godnością. Umilkł i rozpłynął się w powietrzu jak mistrz Yoda. Niestety, czasem się odzywa. Łapiemy za słuchawkę, by usłyszeć zaproszenie na prezentację garnków lub wyprzedaż koców. Czasem ktoś chce porozmawiać na temat mikserów, zaproponować atrakcyjny kredyt gotówkowy lub przejście do sieci Orange.
– Dzień dobry. Mówi Arek Brrrssski – ostatnio każdy tele-napastnik przedstawia się z imienia i nazwiska, nim przejdzie do ataku.
– Chciałbym porozmawiać z osobą odpowiedzialną za flotę.
– Za flotę?
– Czy jest pan osobą odpowiedzialną?
– Nie.
– Mam ciekawą ofertę.
– Nie jestem zainteresowany.
– A skąd pan wie? Przecież jeszcze nic nie powiedziałem.
– Przepraszam, nie mam czasu.
– To kiedy zadzwonić?
– Nie wiem.
– Dlaczego pan tak ze mną rozmawia? – Arek Brrrssski obraża się śmiertelnie. Co nie przeszkadza mu zadzwonić ponownie o siódmej rano.
Oczywiście istnieje wiele metod spławiania telemarketerów. Większość nieskuteczna. Poza tym budzą poważne wątpliwości moralne. W końcu oni – nachalni niszczyciele nastroju, zakłócacze obiadu, mordercy koncentracji – to też my. Ci inni my, jak mówi poeta. Chyba każdy kiedyś pracował albo będzie pracował, albo zna kogoś, kto pracował w telemarketingu.
DO USŁYSZENIA
Próbuję jak najgrzeczniej.
– Czy mogliby już państwo do mnie nie dzwonić?
– Oczywiście. Zaraz pana wykreślę z systemu.
– Bardzo dziękuję!
– Nie ma za co! Do usłyszenia.
I tak telefon stał się narzędziem tortur. Nic na to nie poradzimy. Z nową technologią jeszcze nikt nie wygrał. Jak to ujął pewien dorożkarz: nie warto się kopać z koniem. Chyba że jesteś samochodem.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2013