Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
"Prawda"... Słowo tak nośne, że bezbłędnie wywołuje reakcje emocjonalne najcięższego kalibru. I otwiera dalsze przestrzenie, w których wyłaniają się i narastają sprzeczności nie do pokonania. Może więc w tych przestrzeniach wolno umieścić i takie oto naiwne konstatacje...
Prawdą jest, że lot smoleński był sprawą najwyższej wagi dla prezydenta Rzeczypospolitej. Właśnie ten, właśnie wtedy, właśnie w takim scenariuszu. Z wielu przyczyn, wśród których rolę odegrał i fakt o trzy dni wcześniejszy: katyńska obecność premierów Polski i Rosji (tego drugiego - pierwsza, wydarzenie najwyższej rangi). Skład pasażerów samolotu w dniu 10 kwietnia był również wynikiem podzielania racji głównego uczestnika i gospodarza lotu, w skali od tych samych uczuć i intencji do względów i kalkulacji rzeczowych czy praktycznych.
Prawdą jest dalej, że owa ranga najwyższej wagi sama stanowiła o determinacji zrealizowania podjętej wyprawy. Mogło to nie wyrażać się w żadnych słowach, a więc dowodzie dającym się zarejestrować i sprawdzić, nie można jednak twierdzić, że nie dało się tego w żaden sposób odczuć. Obecność głównego dowódcy w kokpicie, zupełnie przecież zbędna, nie mogła nie stanowić faktu o określonym znaczeniu. Prawdą jest również, że zapytanie skierowane w pewnym momencie przez załogę do gospodarza lotu o wskazanie ewentualnego lotniska zastępczego nie doczekało się odpowiedzi. To też była wskazówka.
Prawdą jest wreszcie, że warunki atmosferyczne od początku lotu były fatalne i ulegały tylko pogorszeniu, tak że podczas próby lądowania dostrzeżenie ziemi pozostawało niemożliwe.
Pokazano nam już nowy spot wyborczy, na którym oglądamy parę prezydencką w ujmującej relacji wzajemnej. Z podpisem: "oni czekają na prawdę". Podpis ma być oskarżycielski. A jest tylko niedającym się przyjąć pogwałceniem ciszy tragicznie zmarłych. Tragicznie, i to przez współtworzony scenariusz. Ten prawdziwy. Bo to był po prostu lot najwyższego ryzyka.
A zmarli nie "czekają na prawdę". Oni są w tym jej wymiarze, do którego polityka nie ma już dostępu.