Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jest czwartkowe popołudnie, powoli robi się ciemno. Na ulicach w centrum Ankary – nieludzki tłok. Zasady ruchu drogowego niemal nie obowiązują, każdy jedzie jak chce. Prócz samochodów na ulice wyjeżdżają też tak zwane serwis-busy, które rano przywiozły ludzi do pracy, a teraz rozwożą do domów. Trzy z nich, wypełnione żołnierzami, wracającymi do domów w dzielnicy Eryaman, stają na światłach. W tym momencie ulicą wstrząsa eksplozja tak potężna, że nawet w położonych kilka kilometrów dalej budynkach trzęsą się szyby.
Pierwsze doniesienia mówią o kilkunastu zabitych, ale wkrótce liczba ofiar śmiertelnych rośnie do 28, a rannych do 61. Od zamachu nie mija nawet godzina, gdy prorządowa gazeta „Yeni Şafak” podaje, że zamachowcem samobójcą był niejaki Salih Necar, syryjski uchodźca, któremu podczas przekraczania syryjsko-tureckiej granicy pobrano odciski palców, dzięki czemu możliwa była identyfikacja zwłok. Z kolejnych mocno ograniczonych (rząd znów zabrania mediom podawania informacji o tym, co się stało) informacji dowiadujemy się, że na miejscu znaleziono należące do Syryjczyka dokumenty. Samochód, którym się posłużył, miał zostać skradziony w Izmirze. Ktoś wypożyczył go kilka tygodni wcześniej i nie zwrócił na czas. Eksperci od terroryzmu nie wierzą własnym uszom. „Żaden zamachowiec, chyba że bardzo niedoświadczony, nie wozi ze sobą dokumentów, na podstawie których można go zidentyfikować i dotrzeć później do jego rodziny. W ciągu godziny nie da się nawet ściągnąć na miejsce zamachu wszystkich służb, a co dopiero pobrać odciski palców” – mówi nam doświadczony wojskowy.
Już następnego dnia prezydent Erdoğan sugeruje, że zamachowiec z całą pewnością należał do YPG – Ludowych Jednostek Obrony, czyli sił zbrojnych syryjskich Kurdów, którzy, choć wspomagani w Syrii przez Amerykanów, w Turcji uważani są za terrorystów, gdyż są powiązani z PKK (Partią Pracujących Kurdystanu). „Brak zrozumienia zachodnich partnerów bardzo nas zasmuca” – dodaje Erdoğan. Mimo że YPG i PKK odcinają się od zamachu, smutek tureckich władz jeszcze tego dnia przekłada się na wzmożone odwetowe bombardowania i ostrzał Kurdów w Syrii.
Wreszcie, po kilku dniach, do zamachu przyznaje się niewielka organizacja podziemna tureckich Kurdów TAK (Jastrzębie Wolności Kurdystanu), która wyodrębniła się kiedyś z PKK. ©