Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Byłem w samochodzie z amerykańskim doktorem Geraldem Scottem Flinem, który przez krótkofalówkę dostawał informacje od amerykańskiej armii. Mieliśmy skręcić w kierunku Dżalalabadu, ale zostaliśmy ostrzeżeni, więc od razu pojechaliśmy do Wojskowego Szpitala Armii Afgańskiej. Panowało przygnębienie. Pięć osób zginęło, 35 było ciężko rannych. Lekarze na OIOMie radzili sobie tylko dzięki pomocy amerykańskich asystentów. Ranni byli nieprzytomni, jeden miał wyrwane kolano i czekał na amputację, drugi nie miał tylniej części głowy. Na oddziale dla lżej rannych jedynym przytomnym i będącym w stanie mówić pacjentem był 27-letni Yomio. Doktor "G" wyjął mu z oka mikroskopijny kawałek metalu.
- Afgańczycy go nie zauważyli, facet rano by oślepł na bank - powtarzał "doc G", który tak kazał się nazywać.
- Stałem na przystanku autobusowym - ledwie słyszalnym głosem opowiadał 27-letni Yumio - kiedy nagle zauważyłem rozpędzoną białą toyotę corollę. Stało nas na osiem osób obok bazarku. Samochód o mało nas nie staranował, ale przejechał dalej. Zamachowiec chciał zaatakować żołnierzy ISAF, ale wysadził się wcześniej, 20 metrów od nas. Ogłuszyło mnie, zakręciło mi się w głowie i straciłem przytomność - dokończył mężczyzna, którego fragmenty bomby i samochodu raniły w szyję, klatkę piersiową i nogę.
Do pokoju sanitariusze wnieśli najmłodszego rannego, może 12-letniego chłopca. Był nieprzytomny. Lekarz musiał wyprosić zapłakane kobiety, matkę i ciotki chłopca. "Doc G" sprawdził oczy wszystkim pacjentom i musieliśmy opuścić szpital.
***
Przed wyborami prezydenckimi w Afganistanie, które odbędą się za dwa dni, codziennie dochodzi do zamachów i walk. W minioną sobotę zamachowiec - samobójca wysadził się przy wejściu do kwatery głównej ISAF w Kabulu. Zginęło siedem, a rannych zostało 91 osób, wyłącznie Afgańczyków.