Kobiety na skraju

Opowiadając o kobiecym romansie w Nowym Jorku lat 50., Todd Haynes gra naszymi zmysłami i emocjami z wyjątkową finezją.

28.02.2016

Czyta się kilka minut

Cate Blanchett w filmie „Carol” / Fot. Materiały dystrybutora
Cate Blanchett w filmie „Carol” / Fot. Materiały dystrybutora

Kostium w filmie – oto przepyszny temat, który doczekał się zarówno sążnistych naukowych omówień, jak i popularnych blogów. Dziś już nikogo nie trzeba przekonywać, że wystylizowany aktorski przyodziewek, podobnie jak charakteryzacja czy przypisany do postaci rekwizyt, może stanowić dodatkowy komunikat, a nawet ekscentryczny fetysz. Tak właśnie jest w filmach Todda Haynesa, który w „Idolu”, „Daleko od nieba” czy „I’m Not There” (Gdzie indziej jestem) udowodnił, jak mocno można oddziaływać przebraniem i ubraniem. Jego najnowszy film, „Carol”, nominowany do sześciu Oscarów, również fetyszyzuje kostium. Opowieść o kobiecym romansie w Nowym Jorku lat 50. gra naszymi zmysłami z wyjątkową finezją. Wchodzi w dialog nie tylko z kulturą materialną tamtych czasów, ale i z jej reprezentacją w malarstwie, fotografii i na ekranie.

Kamera Edwarda Lachmana pieści swoim spojrzeniem jedwabie, futra i skórzane akcesoria noszone przez tytułową bohaterkę. Carol w interpretacji Cate Blanchett wydaje się przedłużeniem, choć zarazem rewersem jej roli w „Blue Jasmine” Woody’ego Allena – luksusowej burżujki na skraju załamania nerwowego. Bohaterka Haynesa nie cierpi jednak z powodu ryzyka społecznej degradacji, ale dlatego, że zakazany romans może pozbawić ją praw rodzicielskich. Carol jest także wyidealizowaną projekcją tej drugiej – zakochanej w niej młodziutkiej pracownicy domu towarowego, aspirującej fotografki o imieniu Therese (Rooney Mara). Pierwsza przypomina chłodne blondynki z filmów Hitchcocka, druga zaś ma w sobie coś z Audrey Hepburn w swoim dziewczęcym, bardziej swobodnym i nowoczesnym wydaniu. Stroje, uczesania czy makijaże obu aktorek wskazują więc na potrójny mezalians: różnicę wieku, klas społecznych i seksualną transgresję. A zarazem na niezwykle silny magnetyzm tej relacji. Film „Carol” – oparty na wczesnej powieści Patricii Highsmith, wydanej początkowo pod pseudonimem i opartej na osobistych doświadczeniach pisarki – każdym swoim kadrem, każdą muzyczną frazą Cartera Burwella, momentami bliźniaczo podobną do ścieżki dźwiękowej Philipa Glassa z filmu „Godziny”, mówi – podobnie jak wspomniany dramat Stephena Daldry’ego – o tęsknocie za życiem w zgodzie ze sobą.

W tym sensie kostium jest w filmie Haynesa wyznacznikiem zarówno sztywnej społecznej roli (Carol), jak i próbą wymknięcia się jej (skromny wygląd Therese i jej „chłopczycowe” stylizacje). Kim innym staje się Carol w sytuacji intymnej (symbolicznie rozebrana), a zupełnie kim innym będąc na widelcu opinii publicznej (ubrana i zachowująca się zgodnie z kodem swojej klasy). Lachman fotografuje bohaterki w specyficzny sposób: okrojone ramami okien, odbite w lustrach, podpatrywane zza szyb. Melancholia i opresyjność wpisane w te ujęcia mają swoje źródło w płótnach Edwarda Hoppera czy zdjęciach Saula Leitera. Nowy Jork tamtych czasów wygląda jak z ulicznych fotografii Vivian Maier, której smutna biografia (anonimowej artystki pracującej przez całe życie jako opiekunka do dzieci) mogłaby być wariantem losu filmowej Therese. Czy w mieszczańskim świecie udawanych małżeństw i perfekcyjnych pań domu biegających w amoku przedświątecznych zakupów może być miejsce na samorealizację, a tym bardziej na związek dwóch kochających się osób tej samej płci?

Haynes rozgrywa tę niepewność z niebywałą elegancją, za pomocą spojrzeń i niedopowiedzeń. Szuka emocjonalnych szczelin w przeestetyzowanym świecie ufundowanym na pozorach. Pierwsza scena filmu, w której Carol i Therese rozmawiają w restauracji, jest zarazem jedną z ostatnich, rzucającą prawdziwe światło na charakter tego spotkania. Nic nie jest tu tym, czym się z początku wydaje. Tytułowa bohaterka, zachowująca się jak femme fatale, okazuje się postacią tragiczną, zmuszoną przez otoczenie do dokonania wyjątkowo bolesnego wyboru. Pozostająca w jej cieniu Therese nie staje się bynajmniej jedyną ofiarą, bo cierpienie dotyka tutaj wszystkich, w tym również męża Carol miotającego się w obsesyjnej zazdrości. Film sugeruje, że przyczyna tych cierpień tkwi w wypieraniu i penalizowaniu uczuć uznawanych przez większość społeczeństwa za amoralne. Jak na rasowy melodramat przystało, Haynes podsyca atmosferę niemożliwego, ostatecznie jednak wierzy, że można przełamać ów zdeterminowany społecznie fatalizm. ©

CAROL – reż. Todd Haynes. Prod. USA 2015. W kinach od 4 marca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 10/2016